Max Fricke. fot. Taylor Lanning
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Max Fricke wróci do domu po raz pierwszy od początku pandemii, by wyrównać osiągnięcie legend australijskiego żużla.

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA W FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TERAZ

– Dowiaduję się, że Indywidualne Mistrzostwa Australii za rok 2022, które odbędą się 10 grudnia, będą jednodniowym wydarzeniem po tym, jak odwołano je w styczniu. Spytano mnie, czy wezmę w nich udział. Chciałbym to zrobić. Oczywiście, to jeszcze dużo czasu i masa planowania. Chciałbym znów sięgnąć po to trofeum, a jeśli się nie uda, chcę to zrobić w styczniu 2023 – mówi Max Fricke cytowany przez „Speedway Star”.

Długi okres oczekiwania sprawia, że podejście zawodnika klubu z Zielonej Góry nieco się zmienia.

– Nie myślałem o tym jeszcze zbyt wiele, bo mam za dużo bieżących spraw na głowie. To zabawne. Nadal jestem urzędującym mistrzem i to od stycznia 2019, choć wygrałem tylko dwa razy (Max Fricke wygrał w 2019 i 2020, w 2021 turnieje się nie odbyły – dop. AF). Sytuacja, w której się znalazłem, jest dziwna. Nie byłem w Australii, odkąd zaczęła się pandemia. Fajnie będzie tam wrócić, by znów startować. Tak samo dobrze będzie znaleźć się na motocyklu. Myślę, że fani docenią to, że wrócimy do ścigania. Świetnie będzie wrócić tam, znów to zobaczyć i udać się na lokalne tory. Grand Prix, które odbędzie się tam w listopadzie sprawi, że będzie jeszcze lepiej. Szczerze, nie znam więcej szczegółów na ten temat. Nie jestem w kręgu decyzyjnym, ani w kręgu tych, z którymi się o tym rozmawia. Ale kiedy przyjdzie co do czego, to będzie miłe zakończenie sezonu, tym milsze, że w domu – podsumował zwycięzca Speedway Grand Prix w Warszawie.

Jeśli Max Fricke wygra po raz trzeci z rzędu, wyrówna osiągnięcie wybitnych australijskich zawodników, którzy także sięgali po trofeum trzy razy z rzędu. W ostatniej erze byli to Leigh Adams (1992-1994) i Chris Holder (2010-2012).