Żużel. Martin Vaculik: Łańcuch mi się nie śnił. Czasami spałem u sąsiada, gdy nie chciało mi się iść do szkoły

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużlowy sezon zbliża się wielkimi krokami, a to zawsze czas na trochę prywaty oraz uśmiechu. Martin Vaculik w nowej, premierowej serii „JAK NA TORZE” opowiada o ciekawostkach oraz faktach z żużla. Mimo wszystko nie zapomina także o przeszłości, zdradzając niektóre szczegóły ze swojego życia.

 

Jak co sezon PGE Ekstraliga gwarantuje kibicom czarnego sportu różnorodne podcasty, które pokazują zawodników z trochę innej strony. Tym razem wybór padł na serię, w której żużlowcy losują pytania, a następnie odpowiadają. Na samym początku padł temat feralnego defektu z finału PGE Ekstraligi, do którego odniósł się Słowak. – Widziałem to zdjęcie. Złapało bardzo ważny moment tego finału oraz całego naszego sezonu. To było mocne zdjęcie, z mocną historią. Łańcuch ani razu mi się nie śnił, aczkolwiek w pamięci będzie bardzo długo. Żeby łańcuch był łańcuchem i trzymał się już do końca kariery – skwitował Vaculik.

Niektórzy w dzieciństwie byli grzecznymi dziećmi, a inni wręcz przeciwnie. Kapitan Stali Gorzów zalicza siebie bardziej do tych, z którymi nie było większych problemów, choć zdarzało mu się czasami narozrabiać. Już jako 2-letnie dziecko Martin lubił robić na złość rodzicom – Mama mi mówiła, że gdy byłem mały, rozbijałem jajka z lodówki. Specjalnie czekałem do momentu, w którym przyjdzie ktoś z rodziny. Wtedy gdy padał sygnał, żeby nie puszczać jajek, to ja rozbijałem je na podłogę  – przyznaje Słowak.

Jeden z najlepszych zawodników na świecie miał szkołę średnią bardzo blisko od domu. Jak sam stwierdził, uczniem był niezłym, szczególnie w pierwszej klasie, gdzie w naszej skali oceniania miał same piątki oraz szóstki. Jednakże, czasami zdarzyło mu się skorzystać z życzliwości sąsiada, wybierając wagary zamiast pójście do szkoły – Miałem dobrego sąsiada, który chodził do pracy i zostawiał mi klucz. Niby szedłem do szkoły, a tak naprawdę do sąsiada, gdzie spałem od ósmej do jedenastej. Następnie wracałem do domu i mówiłem, że szybciej skończyły się lekcje. – zakończył Słowak.