Żużel. Kolejka Przemka: Nowy weekend i nowe nadzieje, takoż wątpliwości. Na przystawkę mecz do zaliczenia, a później miało się już dziać

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W Gorzowie nikt chyba nie miał wątpliwości kto jest faworytem spotkania, tym bardziej kto zwycięży. Jedyną, paradoksalnie, zagadkę stanowiła odpowiedź na pytanie, czy goście wyjdą z trzydziestki. Nie mogliśmy się za to przekonać, jak poradzi sobie na starych śmieciach Mateusz Bartkowiak, bowiem ten nie wystąpił, oddając miejsce debiutantowi Orgackiemu. Za to Kasprzak jechał…

 

Po pierwszych biegach potwierdziły się wszelkie przewidywania. GKM zbierał punkty głównie na juniorach Stali i zawodniku U24, tym razem Rafale Karczmarzu. Na pewno zawody zapamięta na długo debiutant Seweryn Orgacki. Pokonał Kamila Pytlewskiego po dwakroć, dzięki czemu zapisał dwa oczka i bonus. Brawo, a teraz pora na więcej. Wyjątkiem początkowej fazy meczu była porażka Zmarzlika z… Nicki Pedersenem. Stary wyga wypchnął umiejętnie Bartka, na czym skorzystał partner gorzowianina, a potem umiejętnie bronił dwójki przed atakami Zmarzłego. Wygrał Karczmarz, by zaraz potem przywieźć śliwkę. No i ten tor. Znowu wewnętrzne pole w tej części ścigania stanowi ewidentny handicap. W szóstym – sensacja. Bezbarwny na przywitanie KeyKey, wykorzystuje pierwsze pole i… wygrywa pokonując bożyszcze Gorzowa. Trzeci Pawlicki, po nieskutecznej walce z mistrzem świata, a przed Jasińskim i mamy 2-4. Czyżby Grudziądz chciał pohasać? Oby. Po chwili jednak złudzeń pozbawia przyjezdnych atutowy zazwyczaj duet miejscowej Stali Woźniak-Thomsen, podwójnie ogrywając Pedersena. A status quo utrzymuje Zmarzlik z pierwszą trójką przed Bjerre i Lachbaumem. Przy podsumowaniu po ośmiu, to na wypadek deszczu, już (+8), jednak Gołębie walczą ile mogą i za to im chwała. Nawet Lachbaum dowozi. Póki co na juniorach i U24, ale jednak.

Miało i mogło być ciekawie w dziewiątym. Niepokonani gorzowianie kontra Pawlicki z wewnętrznego i Kasprzak z trzeciego. Niestety. W taśmę wpakował się Szymek i powtórka z juniorem. Tu nieszczęście. Grudziądz na podwójnym i szalona akcja Thomsena, który przewrócił Przema, a ten długo zbierał się z toru. Kolejna przerwa i następna powtórka. Liczymy mocno i trzymamy kciuki, żeby z udziałem Pawlickiego. Dotąd radzili sobie grudziądzanie nadspodziewanie dobrze. Szkoda żeby kontuzja. Tfu, tfu. Przesłoniła sportowe emocje. Nowy tuner (tunerzy?) GKM zdają się spisywać i coraz lepiej dogadywać z podopiecznymi, zatem niech mają niezmącone pole manewru. Na szczęście Przemo się zbiera, nadzieja więc, że było to taktyczne wylegiwanie, obliczone pod walkę mechaników ze skaleczonym motocyklem. Wreszcie dojechali, ale nie na 1-5. Wygrał starszy Pawlicki, zaś Jasiński ograł z trasy bardzo wolnego tym razem Krzyśka i dowiózł dwójkę. W kratkę ten KeyKey. Dotąd 0,3 i 1, choć „normalnie” byłaby druga śliwka. Tor się rozsypuje. Sporo przesuszonego piasku, bo brak… wody. Taka „duńska” nawierzchnia wyraźnie nie służy Nickiemu. Bezbłędny Vacul daleko z przodu w biegu do obrony remisu przez Dzika, a ten ostatni w ciężkiej bitwie pokonuje aby, aby walecznego Karczmarza. No to trochę się dzieje, choć wynik w tle pewny dla Gorzowa.

Teoretycznie Ślączka mógłby kombinować z taktycznymi, tylko… . Nie ma wyraźnego lidera po stronie gości. Nicki nieco poniżej poziomu, Bjerre, Pawlicki i Krzycho w kratkę, a Lachbaum punktuje, choć tylko na młodzieży. Zatem lepiej chyba, by nie tworzyć, a potraktować spotkanie jak Chomski ubiegłoroczny mecz w Lesznie i finał MPPK. Dajmy pościgać się wszystkim wedle programu i niech próbują. Może wyłoni się coś(ktoś) optymistycznego. Martwi na pewno zadyszka Kenia. Niby są punkty, jednak z trasy to nie wygląda najlepiej. Wśród gospodarzy pechowy, acz sprawdzony kwartet seniorów i walczący, czasem skutecznie, Siwy z Jasińskim.

No i mamy kuku w jedenastym. Profesor Pawlicki doholowuje do kreski Lachbauma, za plecami zostawiając Karczmarza i rozregulowanego Woźniaka. Tylko (+4). Kto by się spodziewał. Przyznaję. Ja nie. Trzydziestka pęknie na bank i będzie więcej niż przyzwoicie. W następnym wyglądało na srogą zemstę gospodarzy. Znakomity Vaculik i niezmiernie bojowy, rozochocony Karczmarz wieźli na 5-1 Kasprzoka. Nie dowieźli, bo stary cwaniak Kasper, nie bez trudu, tym razem odrobinę szybszy, wydarł dwójkę Rafałowi. Orgacki statystował, acz 2 z bonusem w absolutnym debiucie, to dorobek ważny dla zespołu. Teraz starcie gigantów, ze wskazaniem na tubylców. Zmarzły dogadany z furą, pospołu z szybkim i bojowym Thomsenem vs. duński tandem GKM. I tu ponownie rozczarowanie po stronie Stali. Zmarzlik nieosiągalny, lecz Anders z tak samo „bezpieczną” przewagą na ostatnim. Remis, zatem w meczu nadal tylko (+6). Może goście złapią 40? Kto wie. A miało być nudno. No i Ślączka, pozwalający jechać każdemu. Niech sobie sprawdzają, a przy tym z dobrym, zaskakująco dobrym skutkiem. Chomski ma zagwozdkę. Vaculik, Zmarzlik i.. ? Woźniak ze zdołowanym Thomsenem notują wpadki, a Karczmarz z Jasińskim wojują, acz niezbyt skutecznie. W GKM klęska urodzaju, choć bez kogokolwiek z wyraźnym błyskiem. Kto tu odpadnie? Czekamy (nie)cierpliwie na obsadę nominowanych.

Ślączka ryzykuje próbą budowania Lachbauma kosztem Bjerre. Tylko tor po polaniu dosyć przyczepny, naturalnie jak na współczesne realia. To i Roman hasa i Przemo wygrywa i Kasprzak się zerwie. Czyli co?  Sierak miał rację? Tylko kto miałby posłuchać i (wreszcie) spróbować takiej nawierzchni u siebie, zamiast drażniącej i nie przynoszącej efektu skały. W XIV-tym Woźniak z zasłużonym ostrzeżeniem, podobnie Pawlicki, tylko gorzowianin wpakował się wcześniej w taśmę, co jest równoznaczne z warningiem, a druga plansza oznacza odpoczynek. Jedziemy we trójkę, czyli minimum remis biegowy dla Grudziądza. Ho, ho – czterdziestka coraz bliżej. A miał być pogrom i zjedzenie Gołąbków na surowo. Obiektywnie mieli goście sporo szczęścia, ale owo także trzeba umieć wykorzystać. No i palnąłem przedwcześnie. Powtórka początkowo na 1-5 jednak goście zrobili wszystko, by fatalnie startujący Thomsen ograł z trasy najpierw Krzyśka, a potem, po ewidentnym błędzie, także Przema. Remis biegowy przesądza wynik meczu. Widzicie to? Czternasty, w spotkaniu Gorzów Grudziądz, do tego w Gorzowie, dopiero przesądza wynik na korzyść gospodarzy. To ja się na żużlu nie znam. Samokrytyka i samobiczowanie w poniedziałek, po zamknięciu kolejki. Brawo GKM. Na pożegnanie gościnnego, nadwarciańskiego grodu 4-2. Stal trzyma fason. Zmarzlik swoje, a dziadek Nicki pozbawia płatnego kompletu Vacula. Ze śliwką, acz w kontakcie i zakusami – Roman Lachbaum. Nie mam wątpliwości. Z biegiem zawodów tor się rozsypywał, a wraz z polewaniem dawał kożuszek, bądź jak powiadał Tomasz Gollob – pierzynkę, od której można się było odepchnąć. I to służyło gościom. Recepta jasna i potwierdzona. Czy do powtórzenia u siebie? Ano zobaczymy.

Teraz arcyważne starcie w Toruniu. Cały żużlowy Grudziądz trzyma kciuki z Unię. Anioły groźne. Pawełek nieodmiennie w wysokiej dyspozycji, Miedziak w Szwecji obiecująco, Lambert pewniak, starszy Holder z awansem do GP Challenge, a wpadka Jacka w tychże eliminacjach nie sprawia nagle kryzysu formy. Pośród gości pewni Kołodziej i Doyle – przynajmniej jak dotąd – i trzy zagadki. Czy Emil pojedzie jak lider, czy Lidsey solidnie zapunktuje przeciw seniorom rywali i… co zrobi Piter? Języczkiem u wagi mogą być zdobycze najmłodszych, nawet jeśli tylko między sobą. Mają być iskry, ale… . W Gorzowie mieliśmy odjechać jednostronne zawody, było zaś interesująco i tylko 49-41. Tu może być, dla odmiany, do jednej bramki. Pytanie – której?

Na powitanie aż cztery trójki wyraźnie lepiej dopasowanych gości. Byki kroją po szerokiej co się zowie, a w spotkaniu po pierwszej serii (-6). Tylko jedna śliwka leszczynian. Czas, by Toruń się połapał. To debiutanckie ostrzeżenie, trochę jak nokdaun, ale może podziałać mobilizująco na gospodarzy. Jeśli nie, to nie wykluczone, że będziemy świadkami nieoczekiwanej zmiany miejsc. Grudziądz miał zostać pożarty, a zawalczył dzielnie w Gorzowie. Anioły miały pokusić się o sensację, a mogą polec z kretesem. Skoro Pludra wygrywa, a Ratajczak dwukrotnie i to na dystansie, pokonuje Żupińskiego, to sugeruje pomyłkę z torem miejscowych. Juniorzy w tym wypadku, są jak papierek lakmusowy. Drobną, czy kolosalną pomyłkę, pokażą dwie następne serie.

W piątym pierwsza trójka… Miedziaka. Lidsey miał duże problemy z Krzyśkiem Holderem, a Doyle, po złym rozegraniu łuku po starcie, bez prędkości i bez… szans. Toruń się budzi? Możliwe. I widać, że coś jest na rzeczy. Lambo po pięknej walce i mądrej jeździe pokonuje atutowy duet Leszna, bardzo szybkich Kołodzieja i Sajfutdinowa. Dzieje się. W rewanżu, acz na dwie raty, remis ratuje Piter przed Jackiem i Pawełkiem. Juniorzy już się nie liczą, ale ich punkty między sobą ważą. Na tę chwilę (-4), zatem ledwie na długość jednej, dubeltowej wygranej. Wszystko się może zdarzyć, bo Toruń wyraźnie wrócił.

Robi się meczycho. Czwórkę na kresce można nakryć czapką Kadyrowa. Piękne wyścigi, smakowite ściganie, choć skuteczniejsi o błysk szprychy goście, którzy uciekają na (-10) po trzeciej rundzie. Piter wraca. A jutro SEC, w którym lideruje. Dzień niepodobny do dnia, mecz meczowi nierówny, ale… oby mu się powiodło jutro jak dotąd w dzisiejszym spotkaniu.

Ależ teraz zwrot. To tygrysy lubią najbardziej. Wychowankowie przywożą bezdyskusyjny dublet nad niezmiernie dotąd skutecznymi Emilem i Jasonem! I to jak przywożą! Palce lizać. Leszno musi się spiąć. Toruń nie składa broni. Wszak Oficerska Szkoła Artylerii to tamże właśnie. Do nominowanych nadal (-6), choć dzieje się jak rzadko. No i Piter. Ewidentnie wrócił. Tak jak ostatnio zawalał Unii, tak teraz ratuje swoim tyłek. Ważne trójki Pawlickiego. Ale walka niemal w każdym starciu- prima sort.

W nominowanych najpierw jadący w kratkę Jason załatwia kwestię wygranej, przywożąc zwycięski remis. Potem Pawlicki dwoi się i troi, by doholować na 1-5 wolniejszego Sajfutdinowa, czego omal nie przypłaca własną porażką na kresce. Ostatecznie wisienka na 2-4 i wynik jak w Gorzowie. Apator , taki banał, ponownie pięknie walczył i… ponownie w pięknym stylu przegrał, tym razem 41-49. Odetchnęli w Lesznie, ale też w… Grudziądzu. Nadzieja (GKM) umiera ostatnia.

Z niedzielnej przystawki zrobiło się meczycho na całego. Jak wcześniej Falubaz w Grudziądzu, tak teraz Częstochowa w Zielonej. Równiejszy zespół poległ minimalnie, już będąc w ogródku i witając się z gąską, bo nie miał takich strzelb i kradnącego pojedyncze wyścigi zaplecza. Do tego najlepszy duet Myszy w decydującym wyścigu popełnił piramidalny, jedyny, acz jakże brzemienny w skutki błąd. Kosztowało słono, jednocześnie wzbudzając euforię w Toruniu i Grudziądzu. Dla nich, dzięki takiemu rozstrzygnięciu, nie wszystko jeszcze stracone.

Żyto wyciągnął wnioski, naturalnie właściwe, po ostatnich pomyłkach z nawierzchnią. Sprawozdawcy Eleven przepowiadali już w piątek arcyprzyczepny tor w Zielonej i wiele się nie pomylili, ten zaś wyraźnie sprzyjał miejscowym. Prawie się powiodło, choć prawie czyni wielką różnicę. Jak mawia wieszcz Bajerski – za piękne porażki punktów nie dają. Wśród Lwów brylowali poobijany Madsen i skuteczny Miśkowiak. Do tego Woryna, Lindgren i Smektała przeplatali. Słabiej Jerresen. Swoje zrobił Świdnicki. Nie lada zagwozdkę miał Świder przed nominowanymi. Nie zdecydował się na Smyka, Jeppesena, co akurat zrozumiałe i Świdnickiego, co mniej przekonywało. Postawił na doświadczenie i omal się… zawiódł. W 14-tym Włókniarze prowadzili, by ulec na kresce 4-2. Wydawało się, po ptokach. Dwa w plecy. W ostatnim jadący swoje i skutecznie Duzers z Protasem, przeciw Madsenowi i ciułającemu bonusy, acz nie dowożącemu trójek Worynie. Cel? Duńczyk niech jedzie, my pilnujemy Kacpra i mamy sukces. Po starcie było nawet zdecydowanie lepiej. Myszy wygrały go wyraźnie, tylko zapędziły się pod płot. Tam rywale pojechali koncertowo. Jednego z miejscowych wypchnęli tak, że zablokował i zmusił do przymknięcia partnera, zaś drugi z Lwów czmychnął po kredzie. Zamiast 5-1 zrobiło się 1-5 i końcowy triumf Częstochowy. Oj przewrotny i niesprawiedliwy ten sport. Tylko za to właśnie tak go kochamy. No, chwilowo może odrobinę mniej w Zielonej Górze.

Na koniec Sparta vs Motor i zadanie gospodarzy – wyrwać punkt bonusowy. Trudne, bo polegli w Kozim Grodzie wyraźnie. Trudne, bo z ledwie pozbieranym szpitalem w zespole, wszak aż trzech podstawowych rajderów ostatnio cierpiało. Czy wykonalne? Miało się okazać w praniu.

Początek z piekła do nieba, z deszczu pod rynnę. Gdy już wydawało się, że spartanie odskakują, zyskując kontrolę nad meczem, natychmiast szla kontra lubelaków. Po dwóch seriach ledwie (+6). Sny o bonusie zdają się pryskać. Różnicę czyni hasająca młodzież. Ta lubelska, ze szczególnym uwzględnieniem Lamparta. No i pola. Do tego momentu startującym z drugiego można śmiało wpisywać śliwkę, najwyżej jeden nad partnerem z pary. Po trzeciej rundzie status quo. Wynik ani drgnie a czasu z perspektywy miejscowych coraz mniej.

No i palnąłem! W powtórce 11-tego, po taśmie Griszki, wygrał łykając z trasy Małego, Gleb Czugunow jadąc z drugiego właśnie. Można? Można. Przed nominowanymi Wrocław pewny wygranej, ale różnica „tylko” (+10). Motorowi brak pięciu oczek, by obronić bonus.

Na deser wisienka na torcie. Najpierw remis po wygranej Tajskiego i kłopotach w pierwszym kornerze Artioma. Kilku innych pewnie położyłoby motocykl, licząc na powtórkę we czterech. Łaguta tego nie zrobił, rozpędzał się, do kreski kąsał Kuberę, acz tym razem bez efektu. Wiadomo już, że tylko podwójna wiktoria daje wrocławianom sukces w postaci pozbawienia gości bonusa, choć sami już go nie zyskają. No i znowu Łaguta w głównej roli, tyle że ten lubelski. Prowadził po starcie, pozwolił się ograć Magic-owi, ale wywalczył dwa oczka minimalnie przed Czugunowem, czym dał drużynie punkt meczowy. Z Gorzowem przypieczętował w ostatnim wygraną ogrywając Zmarzlika, teraz dołożył bonus dla drużyny – bohater Lublina i man of the day.

Zatem pozornie kolejka bez niespodzianek. Gorzów wygrał jak miał z GKM, choć dosyć nisko. Toruń przegrał starcie z Bykami, choć momentami kąsał. Zielona Góra poległa z Częstochową, choć mogła i może nawet powinna wygrać. Na koniec Wrocław ograł Lublin, ale „tylko” za dwa, bo bonus dla przyjezdnych. Smutek pod Jasną Górą.

I jeszcze jedno. Najciekawsze wciąż przed nami. Kto z pięciu do play off? A kto z trzech do eWinner 1.ligi? Będzie się działo. Już zacieram ręce. Za tydzień pierwsze istotne odpowiedzi.