fot. Taylor Lanning
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Z początkiem maja planowo mają wystartować rozgrywki Premiership w Wielkiej Brytanii. Składy drużyn zostały już skompletowane, a wszyscy z utęsknieniem oczekują powrotu speedwaya po roku wymuszonej przerwy. Brytyjczycy jasno deklarują, że żużel wróci, ale na trybunach musi pojawić się choć część kibiców. W poniedziałek odbyła się konferencja, podczas której premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson zapowiedział trzy etapy „luzowania” obostrzeń. Ostatni z nich zakłada wariant wpuszczenia nawet do 10 tysięcy kibiców na największe obiekty sportowe od 17 maja.

3 maja planowo mają rozpocząć się rozgrywki brytyjskiej Premiership. W kontekście poniedziałkowej rządowej konferencji oznacza to, iż przez minimum dwa tygodnie poszczególne zawody odbywać się będą bez udziału publiczności lub z jej mocno ograniczoną liczbą.

Zgodnie z zapowiedziami rządu, największe obiekty sportowe, czyli te, których pojemność przekracza 40 tysięcy miejsc siedzących, będą mogły zapełnić się w liczbie do 10 tysięcy fanów. Pozostałe stadiony, znajdujące się na otwartej przestrzeni najprawdopodobniej będą mogły przyjąć kibiców w liczbie równej jednej czwartej wszystkich dostępnych miejsc siedzących.

Powyższe daty oraz liczby nie są oczywiście w stu procentach wiążące. Konkretne decyzje zapadać będą na bieżąco, w miarę dynamiki rozwoju sytuacji związanej z pandemią Covid-19. Powstaje niemniej zasadnicze pytanie. Czy jeżeli do 3 maja stadiony nie zostaną otwarte choćby dla części fanów, to mimo to sezon na Wyspach wystartuje?

– Rządowa konferencja odbyła się w poniedziałek. Jest jeszcze zbyt wcześnie na jakiekolwiek decyzje. Z pewnością władze poszczególnych klubów wezmą pod uwagę wszystkie zmienne i wspólnie zadecydują o początku zmagań ligowych – mówi nam jeden z działaczy brytyjskiego żużla.

SEBASTIAN SIREK