Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Mikkel Michelsen to bez wątpienia najjaśniejsza gwiazda niedzielnego spotkania PGE Ekstraligi w Częstochowie. Duńczyk otarł się o komplet punktów, wywalczając dla swojej drużyny 14 „oczek”, a jego jedynym pogromcą był Emil Sajfutdinow. 28-latek imponował szybkością ze startu oraz na dystansie i poprowadził Tauron Włókniarza do zwycięstwa.

 

Na torze w Częstochowie byliśmy świadkami bardzo ciekawego widowiska. Wynik, mimo że cały czas był pod kontrolą gospodarzy, do biegów nominowanych dawał nadzieję gościom na wywiezienie ligowych punktów. Tor pozwalał na walkę, dzięki czemu kibice mogli być świadkami kilku świetnych wyścigów. Mikkel Michelsen po meczu przyznał, że tor odpowiadał gospodarzom, choć zauważył również ciekawy szczegół.

– Cała drużyna była gotowa na to spotkanie. Wiedzieliśmy, że przeciwko Apatorowi będzie to trudna przeprawa, zwłaszcza po ich ostatniej wygranej z Motorem. Dużo trenowaliśmy przed tym spotkaniem i przygotowaliśmy taki tor, z którego każdy był zadowolony. Może w pierwszych kilku gonitwach nie sprzyjał on zbytnio walce, bo był odmoczony, ale już od drugiej serii byliśmy świadkami mijanek i dobrych wyścigów. Nawet po przegranym starcie można było powalczyć o te punkty, co z pewnością działało na naszą korzyść. To zabawne, bo naprawdę kocham ścigać się na tym obiekcie, ale jednocześnie jest on również bardzo „przyjazny” dla przeciwników. To długi, szeroki tor, z kilkoma szybkimi ścieżkami, więc przyjezdni mają dużo możliwości. Liczy się jednak to, że to my dziś wygraliśmy – powiedział nam lider Włókniarza.

Duńczyk odniósł się także do występu Kacpera Halkiewicza, który wywalczył swoje pierwsze ligowe punkty, a w biegu juniorskim wraz z Franciszkiem Karczewskim przywiózł do mety bardzo cenne podwójne zwycięstwo.

– Jestem szczęśliwy, że Kacper zapunktował. Już ostatnim razem mówiłem, że bardzo dobrze wyglądał na treningach, świetnie radzi sobie w zawodach młodzieżowych i widać u tego chłopaka progres oraz determinację. Będę obserwował go do końca sezonu i mam nadzieję, że nadal będzie ciężko pracował i utrzyma tak dobrą dyspozycję – przyznał.

Sporo pecha w tym spotkaniu miał Maksym Drabik. 25-latek dobrze wszedł w mecz, bo już w swoim pierwszym biegu wykazał się świetną jazdą na dystansie, wyprzedzając Wiktora Lamparta na ostatnim łuku i wygrywając wyścig. W następnej odsłonie dojechał do mety drugi, lecz później zanotował dwa defekty, które bardzo go sfrustrowały. Na tyle, że postanowił udać się prosto do swojego busa, z którego „wyciągać”  musiał go prezes Michał Świącik. Drabik w biegach nominowanych się jednak nie pojawił.

– Podczas spotkania bardzo dużo się dzieje i trudno za wszystkim nadążyć, skupiamy się przede wszystkim na swojej robocie. Oczywiście, spotykamy się na naradach i wymieniamy uwagi, ale szczerze mówiąc nie mam pojęcia co stało się z motocyklami Maksyma. Wiem tylko, że jest bardzo zawiedziony tym, co się stało. Maksym to utalentowany zawodnik i wspaniale się go ogląda, co pokazał również dzisiaj. Czasem po prostu tak jest, że zawodzi nas sprzęt i nic się na to nie poradzi. Wierzę, że Maksym wróci w dobrej dyspozycji – podsumował Michelsen.

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Wymiana nawierzchni w Lublinie przebiegła nieprawidłowo? Szef sędziów nie widzi winy w plandece!

Żużel. Prezes musiał gonić Drabika! Spakował się po 13. biegu!