Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W maju 1995 roku ukazał się pierwszy singel sygnowany pseudonimem Liroy, zatytułowany „Scyzoryk”. Liroy to oczywiście artystyczny pseudonim Piotra Marca. Utwór szybko zyskał swoją popularność, nie tylko wśród fanów hip -hopu. Przypadł do gustu również kibicom żużla. Wielu z nich do dziś się zastanawia skąd w utworze pojawił się fragment „Jestem Wojtas, speedwaya fan, coś do powiedzenia mam” skoro Kielce, póki co, z żużlem mają bardzo niewiele wspólnego.

 

Niektórzy nawet określenie „speedway”, które pojawiło się w utworze przypisywali potocznemu określeniu niedozwolonych używek. 

– Nie, absolutnie nie ma żadnego podtekstu związanego z żadnymi niedozwolonymi  używkami. Owszem, dla wielu Kielce są związane z piłką ręczną i nożną, które są tam popularne, ale speedway w utworze „Scyzoryk” to ten prawdziwy speedway, czyli żużel. Żużlem tutaj wbrew pozorom interesuje się naprawdę sporo osób. O ile pamiętam, w Kielcach kiedyś był żużel. W latach 80. czy 90. w Kielcach popularny bardzo  był motocross i większość chłopaków z osiedla oczywiście sporty motorowe kręciły, jednak na to, by kupować motocykle żużlowe i próbować swoich sił nikogo wtedy po prostu stać nie było. Fani speedwaya – jak wspomniany Wojtas – istnieli w rzeczywistości i istnieją w Kielcach z pewnością po dziś dzień – mówi nam autor hiphopowego hitu.

Sam Piotr Marzec przyznaje, że sport żużlowy, jak i areny zmagań zawodników nie są mu wcale obce. 

– W Kielcach żużla oczywiście nie ma, ale ja mam sporo znajomych, choćby w Zielonej Górze czy Gorzowie i na żużlu w miarę wolnego czasu bywam. Nie pamiętam gdzie i kiedy byłem po raz pierwszy, ale tak na szybko to był chyba Gorzów i połowa lat 90. ubiegłego wieku. W tym sporcie nie ma niczego, co mogłoby się nie podobać. Adrenalina i emocje na torze robią naprawdę swoje i nic dziwnego, że żużel cieszy się tak dużą popularnością w Polsce – kontynuuje Liroy. 

Muzyk bez zastanowienia odpowiada również na pytanie, kto według niego wodzi prym czarnym sporcie. 

– Powiem tyle – wszyscy wiemy, jak jeździ Zmarzlik i co zdobywa. Dla mnie fajne jest po prostu obserwowanie jazdy tego chłopaka. To, co on potrafi zrobić na torze sprawia, że jego oglądanie to rodzaj żużlowej „poezji”. Uczta dla kogoś, kto lubi ten sport – dodaje Piotr Marzec. 

Jak się okazuje, przed wieloma laty popularnego muzyka w niezbyt miłych okolicznościach poznał również inny czołowy polski  żużlowiec, Maciej Janowski, o czym mówił w podcaście Jacka Dreczki „Mówi się żużel”.

– To było dawno temu. Szliśmy przez „Monciak” w Sopocie i poleciała szklanka w bezdomnego, który szukał rzeczy w śmietniku. Weszliśmy w rozmowę z człowiekiem, który ją rzucił. Zwróciliśmy mu uwagę. On był sam, nas było trzech. Wyskoczył do nas i zaczął się „rzucać”. Wywiązała się szamotanina. Nagle przybiegła grupa chyba ośmiu osób z różnymi „osobistościami”. Staraliśmy się to wytłumaczyć, jednak nie było opcji, aby dobrze się to zakończyło. Jakieś ciosy poszły. Liroy tam przybiegł. Pamiętam że delikatnie zamroczony mówię: „Liroy,  k…” – wspomina nadmorską przygodę Maciej Janowski (całość odcinka do odsłuchania tutaj).

Pytany o ów incydent sopocki rywal Macieja Janowskiego nie przypomina sobie takowej sytuacji.

– To chyba nie ja (śmiech). Całkiem jednak poważnie nie pamiętam już tej sytuacji, a jeśli już faktycznie była, no to co – stało się i mam nadzieję, że rozeszło się po kościach – kończy Piotr Marzec.