Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Były mistrz Wielkiej Brytanii, Danny King, nie może doczekać się powrotu żużla. Kapitan angielskiego Ipswich Witches nie ukrywa, jak ciężki był dla niego ostatni rok. 

– Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że to był najtrudniejszy okres w moim dotychczasowym życiu. Tak naprawdę przez to, co stało się z pandemią, odebrano mi mój zawód. Będę szczery i nie ukrywam, że mocno się męczyłem, nie wiedząc jaka będzie przyszłość. Nawet doszło do tego, że nie rozmawiałem ze zbyt wieloma osobami –  mówi Anglik na łamach angielskiego periodyku Bury Mercury. 

Zawodnik Ipswich przyznaje, że na żużlu jeździ od szesnastego roku życia. Przerwa w sezonie 2020 była najdłuższą jaką miał w swojej osiemnastoletniej karierze.

– To jest najdłuższa przerwa, jaką miałem uprawiając żużel. Nie wpływa to dobrze na człowieka, ponieważ od lat są pewne przyzwyczajenia. Żużel to jest tak naprawdę jedyna rzecz, jaką potrafię w życiu robić. Innych kwalifikacji nie mam. Po żużlu chcę zostać strażakiem. Jednak jeśli na to się zdecyduję, muszę definitywnie skończyć z żużlem. Obu rzeczy nie pogodzę. Póki co chcę wrócić na tory i zdobywać punkty – kontynuuje King. 

Brak dochodów z uprawiania żużla sprawił że kapitan Ipswich udał się do normalnej pracy. – Mamy dwójkę dzieci i to było naturalne. Na szczęcie przyjął mnie do pracy mój sponsor i jestem mu za to ogromnie wdzięczny. Myślę, że pandemia wielu osobom otworzy oczy. Wielu zawodników może nie wrócić do żużla. Mogą oni zdecydować się na inną pracę za mniejsze pieniądze, ale z niezagrożonym ich wpływem. Jestem bardziej optymistyczny wiedząc, że mamy wystartować w maju. Kończę pracę u sponsora i od kwietnia skupiam się na przygotowaniach do startów. Doszedłem do punktu, gdzie po trudnym okresie w życiu widzę światełko w tunelu. To pozytywne – podsumowuje 34-letni Anglik.