Żużel. Bartłomiej Kowalski: Mecz w Częstochowie będzie szczególny. Z Maćkiem w parze jedzie się świetnie

fot. WTS Sparta
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Po przegranym starciu Betard Sparty Wrocław z Fogo Unią Leszno jednym z niewielu pozytywów dla kibiców gospodarzy mogła być postawa Bartłomieja Kowalskiego. Młodzieżowiec był w gronie najskuteczniejszych zawodników w drużynie i w dużej mierze dzięki jego postawie podopieczni Piotra Barona nie zapewnili sobie wygranej znacznie wcześniej. Żużlowiec mistrzów Polski, z uwagi na wynik zespołu, miał po spotkaniu mieszany nastrój, ale przyznał, że bardzo go cieszy bieg, który wygrał wspólnie z Maciejem Janowskim.

 

Wrocławianie i leszczynianie toczyli wyrównane zawody. 20-latek dał się pokonać tylko jednemu zawodnikowi gości – Jaimonowi Lidseyowi, z którym stoczył ciekawy pojedynek o drugie miejsce w czwartej gonitwie. Ostatecznie zakończył zmagania z siedmioma punktami na koncie.

– Ten niedosyt jest duży. Ekstraliga to zawody drużynowe i jedziemy w tych meczach przede wszystkim po to, żeby wygrać jako zespół. Dawałem z siebie wszystko, swój wynik indywidualny brałbym w tym meczu w ciemno, ale pełnego zadowolenia być nie może, bo zabrakło nam punktów do wygranej – mówił Kowalski.

Podczas zawodów widać było, że miejscowi mieli spore problemy z odnalezieniem się na Stadionie Olimpijskim. Na początku meczu nie inaczej było w przypadku czołowego juniora Betard Sparty. W powtórce biegu młodzieżowców musiał on się mocno namęczyć, aby wyprzedzić znacznie mniej doświadczonego Maksyma Borowiaka.

– Ścigało mi się bardzo dobrze, choć na początku meczu i ja popłynąłem z ustawieniami. Później, po tych dwóch biegach, wróciłem do swojej bazy i udało się tę optymalną prędkość uzyskać. Czułem po meczu w Grudziądzu, że moje punkty są bardzo potrzebne drużynie. Wyciągnąłem z tamtego spotkania wnioski, ale też podszedłem do spotkania z Unią z czystą głową – komentował podopieczny Dariusza Śledzia.

Wrocławskim kibicom mógł się podobać szczególnie ósmy bieg, w którym Kowalski wraz z Maciejem Janowskim wygrali podwójnie. Dużą pracę w tym wyścigu wykonał kapitan spartan. Poprowadził on młodszego kolegę z zespołu.

– Nie trenowaliśmy jazdy parowej, ale Maciek należy do tych zawodników, którzy potrafią pomóc koledze z zespołu i jedzie się z nim świetnie. Zauważyłem znak od Maćka, że wpuszcza mnie w krawężnik i z tego skorzystałem. Dzięki temu dojechaliśmy na 5:1. Bardzo mnie to cieszy, że tak szybko po moim dołączeniu do drużyny udaje nam się zrozumieć na torze – tłumaczył junior.

Teraz Betard Spartę czeka rywalizacja w Częstochowie. Wrocławianie będą chcieli przerwać serię dwóch porażek, a Kowalski zamierza pokazać, że może być mocnym punktem drużyny także podczas rywalizacji na wyjazdach.

– Spokojnie czekam na mecz w Częstochowie. Tor w Grudziądzu należy jednak do tych specyficznych i przyjezdni często mają tam problem z połapaniem kątów. Troszkę się z tym pogubiłem i myślę, że w kolejnych meczach będzie to wyglądało lepiej – zaznaczył.

Starcie na obiekcie Włókniarza dla naszego rozmówcy jest szczególnie istotne także z racji faktu, iż to właśnie z Lwów przeszedł on do Betard Sparty. Podczas okienka transferowego sporo mówiło się o tym, że sposób w jaki zawodnik pożegnał się z klubem nie spodobał się prezesowi częstochowian – Michałowi Świącikowi.

– O tych rzeczach pozasportowych już nie myślę. Na pewno będzie to szczególny mecz, bo spędziłem tam moje ostatnie lata. W pewnym momencie się rozwijałem, ale też w pewnym momencie zostałem przystopowany. Chcę dobrze pojechać, ale to tak jak w każdych innych zawodach – podsumował Bartłomiej Kowalski.