Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Trzecia runda PGE Ekstraligi za nami i oberwało się mocno miłośnikom astronomii, takoż fanom kapeli Raptus and w Gorącej Wodzie Company. Astronomii, bo rzekomo kosmiczni, tym razem pokazali swą ludzką, raczej beznadziejną twarz. A wiedzący lepiej i to już po dwóch meczach, także musieli równie radykalnie zweryfikować swe pierwotne, ostateczne i definitywne sądy i osądy, gdyż ponadczasowe odkrycia okazały się tak zaskakujące i długotrwałe jak strzały z kapiszonów.

W Lesznie ekipa prowadzona przez niedoszłego pracownika miejscowego sklepu Tesco, wespół z aroganckim i rozkapryszonym gwiazdorem z Rosji, bez złudzeń rozniosła w pył aspiranta z Lublina, w którym transfer stulecia tym razem był jedynie tłem i to nie tylko dla miejscowych showmanów. W drużynie gości swoje Michelsen i… Zagar. Przyzwoicie, choć bez błysku Łaguta i w zasadzie tyle dobrego. Miesiąc na zero, Hampel nie lepiej, młodzież w jaskini… Byków urwała ile jej pozwolono.

Pośród gospodarzy tym razem nieco słabiej Koldi i Szymek Szlauderbach, męczący się i poszukujący prędkości Smyk, ale za to przebojowy Jaimon Lidsey i coraz pewniejszy na nielubianym, własnym torze, Domin Kubera. To wystarczyło na Lublin u siebie z nawiązką. Bardzo jestem teraz ciekaw występu Unii w Grudziądzu. I nie ma znaczenia, że w ubiegłym sezonie mieliśmy tam remis, bo mecz meczowi nierówny. Motor zaś odbije sobie porażkę już w ten weekend, walcząc na własnych śmieciach z ROW-em Rybnik. Miesiąc zawalił w Lesznie, ale w mojej ocenie zerówka nie miała przeszkodzić Łełkowi w zapewnieniu sobie miejsca w składzie lubelaków na ten domowy mecz. A tu mały suprajsik w zestawieniu miejscowych. Do składu wraca Kuba Jamróg. Pytanie tylko o co kaman w dłuższej perspektywie. Załóżmy bowiem, z dużą dozą prawdopodobieństwa, graniczącego z pewnością, że przeciwko Rybnikowi Kuba pojedzie dobrze lub bardzo dobrze. Tylko co po takim spotkaniu będzie wiedział sztab Lublina o dyspozycji bądź niedyspozycji Miesiąca i Jamroga? Zdaje się niewiele, a do grona obrażonych dołączy po Jamrogu kolejny, tym razem Paweł. Jeśli jeszcze do tego obaj wyjeżdżą sobie liczbą startów zakaz wypożyczenia, to będzie niezły jubel. Nawet jeśli Motor ma tyle floty, żeby zapewnić byt obydwu bez jazdy, to który sportowiec grzecznie siądzie na ławę, mając w perspektywie wylot i wyraźnie gorsze warunki za rok, bo formy sportowej nie zbudujesz jadąc po dwa, trzy biegi co drugi, trzeci mecz.

Działo się na mokrym, maziowatym torze w Zielonce. To był dowód, czemuż to niedawno w Częstochowie sędzia kaman, a my noł, żeby zacytować kwintesencję tamtych wydarzeń. Włókniarz, mocny i mający aspiracje, wystraszył się wody i nie pojechał u siebie na nietypowej nawierzchni, by uniknąć, skutecznie w rezultacie, kłopotów. Zielona Góra pojechała raz tuż po i oberwała w skórę od Czewy właśnie, a teraz ponownie musiała zmagać się z nietypową dla siebie nawierzchnią. Piotr Żyto wyszedł zwycięsko z tej batalii i ma 4 oczka mimo wtopy na swoich śmieciach. Jeszcze po wyjściu spod taśmy w ostatniej odsłonie mogło się wydawać inaczej, ale koniec końców gospodarze wydarli wygraną przyjezdnym. Pośród gości w gruzy legł mit kosmicznego Artioma. Tu już była lewa nóżka z przodu, pełna asekuracja i świadomość, że kariera nie kończy się na jednym, mało znaczącym meczu. Oj nieładnie, nieładnie. Nie tego oczekują zgłodniali fani GKM-u, którzy pewnie 5 z sześciu trójek w starciu z Eltroxem oddaliby za jeszcze dwie w miniony weekend. I co im po opowieściach po zawodach, czyli post factum, że to była pomyłka sprzętowa, bo dopiero na ostatni swój wyścig wyciągnął był Łaguta furę, która wcześniej dała 11 zwycięstw z rzędu. To niby dlaczego nie od początku, tylko jakieś niezrozumiałe eksperymenty? Bo w założeniu mecz i tak w plecy, więc po co eksploatować pewnego, sprawdzonego bike’a, skoro można potestować rezerwy? Coś mi się wydaje, że tak to było, a dopiero kiedy połapał się kosmicznie wolny i bez startu, tym razem, Artiom, że koledzy mimo to walczą i są blisko, to na ostatni bieg wystawił właściwy motocykl. W końcu myślał perspektywicznie. Mam jeden dobry i szybki, ale za dwa, trzy mecze pójdzie do serwisu, trzeba więc poszukać kolejnego przyzwoitego, bo na jednym to szału nie będzie. A że mecz wyjazdowy, zatem „tradycyjnie” w łeb, to i moment do eksperymentów idealny. Przykro było patrzeć na męczarnie niby kosmicznego Łaguty w Zielonej, tym bardziej, że to on jest głównym sprawcą porażki. Nawet Buczek, który po nieudanym początku, kiedy wyszedł spod taśmy źle i zachlapany próbował gonić, będąc szybkim i dobrze dopasowanym na trasie, ale oczka nie zdobył, po czym znakomicie wystartował w drugim swym biegu i tylko w pierwszym łuku widząc przed nosem kolegę z drużyny, Nickiego, zacieśnił jeszcze bardziej w stronę farby, przez co oparł tylne koło o krawężnik, a ten zrzucił go na szeroką i ponownie zapisał śliwkę. Gdyby nie został niepotrzebnie zmieniony przez Lachbauma w swej trzeciej serii, to śmiem twierdzić, że z dobrego w tej fazie meczu, trzeciego pola, ugrałby więcej niż rzucony na pożarcie Rosjanin. I owych kilka oczek wracającego po ciężkiej kontuzji Krzyśka, to byłoby coś, a były dwaw trzech startach i one nie zaważyły na porażce tak mocno, jak porażki Artioma, szczególnie w wyścigach, które z założenia miał obronić, prowadząc własnego juniora.

A propos młodzieży. Mizernie z tym w Grudziądzu i sporo Melissy będzie musiało upłynąć w Wiśle, by doczekać pozytywnych zmian. Gospodarze pokazali równy, solidny skład i tylko pięć śliwek po swej stronie w całym meczu, przy ledwie siedmiu zwycięstwach. Zatem grudziądzanie ponownie z wyższą liczbą zwycięstw indywidualnych i… porażką, choć tym razem nie tak dotkliwą. Teraz Zielona jedzie do Wrocławia i tam może być ciężko. GKM zaś podejmie Leszno i tu też nikt niczego nie da w prezencie. Grunt, że Przemo dotrzymał słowa, połapał się ze sprzętem i zbudował w Zielonej Górze nieco pewności siebie, to może zaprocentować w domowym starciu z królową Unią.

W Rybniku szaleństwo. Słaby, acz waleczny i nieustępliwy ROW pokonał po pięknej walce Bartka Zmarzlika dwoma oczkami. No bo i jak miałem napisać, skoro Stasiu Chomski miał w tym meczu wreszcie szybkiego i skutecznego Zmarzłego, choć tło nie do końca miarodajne i dalej do kupy jednego z trzech. Kasprzok szybki, spasowany, acz pogubiony ze ścieżkami, Thomsen tym razem słaby. Początek to dwójka na Miliku za Lambertem, potem śliwka nawet za beznadziejnym tego dnia PUKiem, prezent od pary Woryna – Tudzież, bo byłaby jedynka na trupie przy 1:5 w biegu VIII. Jedyny dobry start w XIII odsłonie i kolejna śliwka na koniec. Woźniak zaczął obiecująco, ale urwał hak. Potem szukał. Szukał prędkości i właściwych ścieżek. Nawet na Nowackiego w XII zabrakło, więc cóż tu komentować i czego chcieć od szkoleniowca, kto by nim nie był. O Iversenie zapomnijmy. Takie z niego panaceum na bolączki Stali, jak z Łaguty waleczny i zaangażowany lider GKM-u. Młodzież obiecująco, choć twierdzą niektórzy, więcej należało wycisnąć z dyspozycji Karczmarza na początku zawodów. Być może, tyle że Chomski szukał dwóch na nominowane. Zmarzlikiem i nawet znakomicie dysponowanym Karczmarzem meczu by nie wygrał i dwóch wyścigów nominowanych nie obsadził. Zgodzę się tylko, że PUK nie musiał otrzymać trzeciej szansy i być może to był moment dla Rafała, bo nic nie wróżyło, że po dwóch żałosnych występach, tym razem nastąpi radykalna metamorfoza Duńczyka.

A gospodarze zaszaleli i pojechali jak natchnieni. ZZ za Lebiediewa wypaliła, mimo wykluczenia Woryny w pierwszej odsłonie XII biegu. Lambert śmigał co się zowie, mimo jednej wpadki i już od tego meczu przekroczył magicznych 20 punktów, za które musiał zwrócić prezesowi w ramach rozliczeń i zaczął zarabiać na swoje konto. Woryna częściej szybki i mocny niż wolny, zaś na plus nieudana w efekcie próba doholowania za uszy na 5:1 młodego Tudzieża. Milik pod koniec szybki i skuteczny, waleczne serce Łogaczow, który pokazał kilka fajerwerków no i juniorzy. Tudzież błysnął refleksem i na własnych śmieciach pokazał, że inauguracja to był wypadek przy pracy, a u siebie zamierza być groźny dla każdego. Nie zawsze dowoził co miał po starcie, ale zamieszania i widowisko zrobił za dwóch. Nowacki, rodem z… Gorzowa, w pierwszych dwóch podejściach wolny i niemrawy, ale kiedy decydowały się losy meczu, w powtórce XII gonitwy, potrafił się zerwać i dowieźć za plecami atakującego Woźniaka, przywożąc bardzo ważną i ważką trójkę. Zatem ROW był drużyną i nie zmieni tego nawet szczerość Matiego Szczepaniaka, który już w Grudziądzu miał prawo czuć się rozżalony, bo zdobywając 6+1 w czterech, nie pojechał w nominowanych, zaś teraz miał 3+1 w dwóch i więcej toru nie powąchał, choć był i szybki, i dobrze usposobiony na starcie. Zmiany za niego przyniosły połowiczny efekt, zaś Szczepan miał prawo ugrać to samo, co zmiennicy. Był więc rozżalony i zanim jeszcze mecz się rozstrzygnął, palnął był przed kamerami to, czego większość domyślała się dawno. No i jeszcze. Policzcie śliwki po stronie Gorzowa, ja naliczyłem… jedenaście!

Na koniec rozczarowanie kolejki. Miał być hit, wyszły urodziny Cieślaka, niezmącone troską o wynik. Goście bez awizowanego, nomen omen, gościa z Torunia, ze składem dziurawym i nierównym nie byli w stanie postawić się skutecznie zmotywowanym i kompletnym gospodarzom. Madsen swoje, Doyle przyzwoicie, znowu zerwał się przynajmniej dwa razy Holta, na swoich śmieciach zaczyna kąsać skutecznie Pawełek Przedpełski, młodzież ekstra, zatem nawet słabszy tego dnia Lindgren nie czynił większej różnicy. Wśród gości zbyt dużo dziur (Fricke, Bewley, Liszka), przy tym chroniczny brak stabilności liderów i dało to w efekcie dokładnie tyle ile wcześniej uzbierał GKM. Tylko miłośnikom zespołu Raptus and w Gorącej Wodzie Company polecam wstrzemięźliwość. Wrocek zaliczył dwa bodaj najtrudniejsze wyjazdy w sezonie, a po drodze bez większych problemów uporał się w domu z Lublinem. Teraz w trzech następnych rundach, dwa razy jedzie u siebie i to nie przeciw potentatom, więc na radykalne ruchy i skazywanie na niebyt zdecydowanie zbyt wcześnie. A Czewa? Pażyjom, uwidzim jak mawiali starożytni Indianie. Ściśle, uwidzim na wyjazdach, gdzie tor będzie jaki gospodarze zechcą, a nie jak zrobił go deszcz. Nikomu źle nie życzę, ale niektóre mity bywają trwałe jak kosmiczność Łaguty, czy Hampela po dwóch rundach.

Przed nami czwarte rozdanie i jedno czego oczekuję, to więcej widowisk jak w Rybniku, czy Zielonej Górze. Ze ściganiem, mijankami i wynikiem rozstrzyganym w ostatnim biegu dnia, czego sobie i Państwu życzę.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

5 komentarzy on Zespół Raptus and w Gorącej Wodzie Company znowu boleśnie zweryfikowany przez (żużlowe) życie
    Voy
    1 Jul 2020
     3:20pm

    Czyli w dużym uproszczeniu ile miejsc w składzie tylu zawodników. Będzie atmosfera i generalnie wszyscy będą zadowoleni. A wynik? Co tam wynik.

    Krisod
    1 Jul 2020
     9:11pm

    Rzeczow analiza. Może jakiś felieton o komentatorach telewizyjnych.( egzaltacja własnym głosem, sugerowanie zaciętego pojedynku,gdy jadą gęsiego itp.

    Krisod
    1 Jul 2020
     9:12pm

    Rzeczowa analiza. Może jakiś felieton o komentatorach telewizyjnych.( egzaltacja własnym głosem, sugerowanie zaciętego pojedynku,gdy jadą gęsiego itp.

    Gustaw J
    2 Jul 2020
     10:35am

    Chłopie nie pisz po alkoholu, bo taki bełkot że głowa mała!Miało wyjść zabawnie i cool a wyszła słoma z butów!

Skomentuj

5 komentarzy on Zespół Raptus and w Gorącej Wodzie Company znowu boleśnie zweryfikowany przez (żużlowe) życie
    Voy
    1 Jul 2020
     3:20pm

    Czyli w dużym uproszczeniu ile miejsc w składzie tylu zawodników. Będzie atmosfera i generalnie wszyscy będą zadowoleni. A wynik? Co tam wynik.

    Krisod
    1 Jul 2020
     9:11pm

    Rzeczow analiza. Może jakiś felieton o komentatorach telewizyjnych.( egzaltacja własnym głosem, sugerowanie zaciętego pojedynku,gdy jadą gęsiego itp.

    Krisod
    1 Jul 2020
     9:12pm

    Rzeczowa analiza. Może jakiś felieton o komentatorach telewizyjnych.( egzaltacja własnym głosem, sugerowanie zaciętego pojedynku,gdy jadą gęsiego itp.

    Gustaw J
    2 Jul 2020
     10:35am

    Chłopie nie pisz po alkoholu, bo taki bełkot że głowa mała!Miało wyjść zabawnie i cool a wyszła słoma z butów!

Skomentuj