fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Bydgoska Polonia to przez wiele lat żużlowa potęga. Łącznie 25 medali Drużynowych Mistrzostw Polski, w tym siedem złotych, stawia Gryfy na czwartym miejscu tabeli wszech czasów, na trzecim zaś pod względem liczby krążków. Od lat 50. XX wieku do roku 2006 (ostatni brąz) była Polonia siłą co się zowie polskiego speedwaya.

Owszem, zarzucano bydgoszczanom, że przez lata bazowali na armii zaciężnej, z racji gwardyjskiego pionu sportowego, do którego należeli, a który kusił wybitnych zawodników lat 60. do początku 90. wysokimi pensjami i przywilejami, niedostępnymi wówczas dla większości śmiertelników. Henryk Glucklich, Bolesław Proch, Ryszard Buśkiewicz, Ryszard Fabiszewski nie byli rodowitymi mieszkańcami Bydgoszczy, ale stanowili w długiej, złotej epoce o sile zespołu. Z tego też powodu, owej „milicyjności” klubu, przez wiele sezonów Polonia cieszyła się złą sławą wśród kibicowskiej braci całego kraju. Dopiero na przełomie wieków, wraz z pojawieniem się Dołomisiewicza i braci Gollobów oraz upadkiem komuny i związaną z nim reorganizacją, czyli… także upadkiem, większości milicyjnych klubów, to się stopniowo odmieniało. Ale po kolei.

Klub Sportowy Polonia powstał w maju 1920 roku, lecz do rozpoczęcia działań wojennych nie posiadał sekcji żużlowej. W Bydgoszczy na motocyklach ścigano się wtedy w dwóch innych ośrodkach, Klubie Motocyklistów i Klubie Motocyklistów Związku Strzeleckiego. Zawodnik KMB, Jan Witkowski został nawet mistrzem kraju w sezonie 1935.

Po wojnie tych dwóch przyczółków żużlowego ścigania nie udało się reaktywować. Wówczas na pomysł kontynuacji przedwojennego KMB w ramach sekcji BKS Polonia wpadł działacz Polonii, Saturnin Wasilewski. Takim sposobem 22 maja 1946 roku przy BKS-ie powstała sekcja żużlowa. W dość szybkim tempie uporano się z zarejestrowaniem maszyn i przyjęciem w poczet członków Polskiego Związku Motorowego. Z chwilą powstania sekcja liczyła 70 członków i działała na zasadach dużej autonomii. Również w 1946 roku w Bydgoszczy, przy Milicyjnym Klubie Sportowym Partyzant, powstała sekcja motocyklowo-żużlowa.

6 czerwca 1948 roku poloniści zadebiutowali w rozgrywkach II ligi żużlowej meczem w Bytomiu. W sezonie tym biało-czerwoni, bo takie mieli wówczas barwy, zajęli na drugim froncie trzecie miejsce za Polonią Bytom i RKM-em Rybnik. Na przełomie 1948 i 1949 roku władze państwowe wydały dekret, który mówił o przystąpieniu klubów sportowych do zrzeszeń. Zarząd Polonii zmuszony był rozwiązać klub, co nastąpiło w lutym 1949 roku. Sekcje BKS-u i cały ich majątek z częścią zawodników przekazano Zrzeszeniu Sportowemu „Gwardia” (wcześniej MKS Partyzant). Od tego momentu barwy sportowców ze Sportowej to czerwony, biały i niebieski.

Sezon 1949 gwardziści rozpoczęli od barażu o prawo startu w I lidze, jednak nie ułożył się on po myśli bydgoszczan. W rozgrywkach ligowych Gwardia zajęła pierwsze miejsce, co oznaczało awans do I ligi. Tymczasem z powodu braków sprzętowych zarządzono konieczność rozegrania barażu. Drugoligowcy ścigali się na sprzęcie amatorskim, więc obiecano dostarczyć wszystkim zespołom równy sprzęt. Mimo to gwardziści odmówili startu, ponieważ motocykle dostarczono im dopiero w dniu zawodów. W maju 1957 klub przemianowano na Milicyjny Klub Sportowy Polonia. Pozostał on jednak przy czerwono-biało-niebieskich barwach. Żużlowcy sezon zakończyli drugi raz z rzędu na trzecim miejscu. Klub jako milicyjny funkcjonował do 1990 roku. Jednakże nazwa Gwardia już w 1957 przestała funkcjonować i od tamtego roku, aż po dziś nosi nazwę Polonia. Warte jest jednak podkreślenie faktu, że Polonia działająca w ramach resortu milicyjnego z klubem działającym do 1949 roku nie miała zbyt wiele wspólnego.

W sezonie 2007 drużyna po raz pierwszy w historii spadła do I ligi. Apator Toruń został jedynym klubem, który nigdy nie został zdegradowany, jednak Polonia była 25 lat dłużej w elicie od swojego rywala zza miedzy. Łącznie w rozgrywkach ekstraligi zespół z Bydgoszczy zdobył 1002 punkty – jest to rekord polskiego żużla. Do niedawna „Polonia” współliderowała z ekipą Unii Leszno w liczbie sezonów spędzonych w najwyższej klasie rozgrywkowej (61).

Sezon 2013 to ostatni dotąd spadek bydgoszczan z ekstraligi i powolna sportowa degradacja. Tamten dramatyczny rok, dotąd ostatni występ w tej klasie, zakończyli poloniści meczem z również opuszczającym ligę Rzeszowem, zwyciężając 46:44 i notując szóstą wygraną, jednak 13 oczek i dziewiąte, przedostatnie miejsce, przesądziły o losie klubu na lata, w nie mniejszym stopniu niż katastrofalny stan finansów zespołu.

W lutym 2015 roku ówczesne władze klubu, Andrzej Polkowski i Józef Gramza, nie przekonały komisji sportu do tego, by zgłosić wniosek o finansową pomoc dla klubu. Polonia stanęła nad przepaścią, a widmo upadku stało się całkiem realne. Wcześniej Polonia musiała wziąć ponad 2 miliony złotych kredytu. Część miała zostać spłacona m.in. z organizacji międzynarodowych imprez na bydgoskim stadionie w 2014 roku. Jednak i kwietniowa Grand Prix Polski i Drużynowy Puchar Świata z przełomu lipca i sierpnia, zamiast zyski, przyniosły finansowe straty.

– Zakładaliśmy, że na turnieju Grand Prix zarobimy około 150 tysięcy,a ponad 600 na zawodach drużynówki – wyliczali przedstawiciele Polonii. – Frekwencja była jednak słaba, a turnieje zakończyliśmy na minusie. Do tego w 2013 roku Polonia spadła do I ligi (co wiązało się z mniejszą dotacją z miasta) i wycofał się strategiczny sponsor – firma skladywegla.pl. To kolejna strata – kilkuset tysięcy złotych. Prezesowi Polkowskiemu nie udało się więc spłacić raty kredytu, pozostały też rozliczenia z firmą BSI, właścicielem praw do turniejów Grand Prix i Drużynowego Pucharu Świata. Te zobowiązania trzeba było uregulować szybko, stąd rozpaczliwa prośba klubu o natychmiastowe wsparcie finansowe. Ratusz praktycznie odmówił, ale sfinansował sezon 2015, dzięki czemu  klub nie upadł, a do akcji wkroczył Władysław Gollob.

Można było oczywiście pójść po linii najmniejszego oporu. Zmienić szyld. Zawodników, pracowników i wierzycieli puścić z torbami. Nic nadzwyczajnego. W końcu taką metodę „na skróty” wybrało kilka innych ośrodków. Wiązało się to, naturalnie, z rozpoczęciem startów od najniższego poziomu, ale bez długów. „Papa” Gollob postanowił jednak inaczej. Miał cywilną odwagę zmierzyć się z problemami, sukcesywnie spłacać „cudze” zadłużenie, przy tym często wysłuchując impertynencji i połajanek, ze strony głównie tych, którym te zobowiązania klub „zawdzięczał” – taka ironia losu. A że czasem w stresie coś palnął publicznie lub napisał, czego dyplomata nie powinien, to już swoiste didaskalia, bez większego znaczenia dla istoty problemu.

Celu sportowego ostatecznie panu Władysławowi nie udało się osiągnąć, bo zespół jednak stoczył się powoli do najniższej ligi, ale finansowo przygotował grunt do działania następcom. „Reprezentowane przez Władysława Golloba Bydgoskie Towarzystwo Sportowe przedstawiło najlepszą ofertę wyprowadzenia bydgoskiego klubu z trudnej sytuacji finansowej. Nie Bydgoskie Towarzystwo Żużlowe, nie były zawodnik i biznesmen Andreas Jonsson, a znany w środowisku żużlowym Władysław Gollob będzie nowym właścicielem Polonii Bydgoszcz. Jako jedyny z oferentów w budżecie klubu uwzględnił środki pozyskane z zewnątrz. O podjętej decyzji, dotyczącej sprzedaży akcji Polonii nowemu właścicielowi, poinformował na specjalnej konferencji prasowej prezydent Bydgoszczy, Rafał Bruski” – informowało w 2015 roku lokalne radio PiK.

Po czterech latach z kolei „Expres Bydgoski” donosił : „W. Gollob kupił Polonię od miasta jesienią 2015 roku. Wtedy spółka zadłużona była na ok. 4 mln zł. Teraz do spłacenia pozostało ok. 700 tys. Jerzy Kanclerz w poprzednim sezonie był menedżerem II-ligowych żużlowców znad Brdy. Od 1 października 2018 piastował funkcję prezesa, teraz przejął pełnię władzy”.

Okazało się więc, że można, bez potrzeby chodzenia „na skróty” i oszukiwania wierzycieli. Droga kręta, wyboista, lecz możliwa do przejścia i za to czapki z głów przed „Papą” Gollobem, a następcom należy życzyć podobnej wytrwałości, bo na Bońka i Tomka Golloba można liczyć, ale wyłącznie w kwestii dobrego publicity dla klubu. Do efektów zaś, od owego „publicity”, droga daleka i wymagająca. Trzeba więc orać i nie myślę bynajmniej o zapowiadanej przebudowie stadionu. No i jeszcze drobiazg. W pojedynkę Kanclerz nie podoła. Potrzebna jest ekipa pasjonatów, zapaleńców, jednocześnie fachowców, przede wszystkim od marketingu, niekoniecznie zaś żużla. Zatem powodzenia, panie Jerzy, a Władysławowi Gollobowi chwała, za to co już osiągnął w dziedzinie radykalnej poprawy sytuacji finansowej klubu.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI