FOT. FACEBOOK WOJCIECHA KOŃCZYŁO
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Wojciech Kończyło to były zawodnik Sparty Wrocław. Jego przygoda z czarnym sportem nie trwała zbyt długo, bo zakończyła się po dziewięciu latach od zdania licencji. Kończyło musiał bowiem zakończyć karierę przez poważny wypadek na torze w Ostrowie. Teraz urządza treningi w Przecławicach pod Wrocławiem i szkoli młode talenty.

Stadiony żużlowe powoli się zamykają, a u Pana wciąż można trenować. Gdzie Pan organizuje treningi?

Tor mamy w Przecławicach, w gminie Żórawina. Z Bielan Wrocławskich trzeba pokonać mniej więcej 12-13 kilometrów. Nie jest to więc daleko od Wrocławia. Tor mamy już trzy lata i na początku budowaliśmy go z myślą o szkoleniu amatorów, których wcześniej prowadziłem na Stadionie Olimpijskim. Po przebudowie stadionu raczej już nas tam nie wpuszczano, by tych amatorów szkolić. Następnie trenowałem w Opolu, ale to również w pewnym momencie się skończyło. Postanowiliśmy więc wybudować własny tor. Jest on krótki, ma 160 metrów, i  można powiedzieć, że jest zrobiony w stylu typowo amerykańskim. Był budowany z myślą o normalnych motocyklach i być może dlatego łuki na nim są łagodniejsze. Prosta jest króciutka, więc jak ktoś potrafi jeździć, to jeździ u nas „na okrągło”.

Jak przebiegała budowa toru?

Budowa pochłonęła trochę pracy, czasu i pieniędzy. Jest to tor w szczerym polu, więc wymagał kosztów. Zrobiliśmy żużlowy podkład i nawieźliśmy 200 ton granitu oraz trochę glinki. Co roku dosypujemy około 100 ton materiału, bo zwyczajnie się on zużywa. Tor jest cały czas konserwowany. Mamy do dyspozycji ciągnik z szyną i beczkowóz, którego używamy latem. Mamy zaplanowanych jeszcze kilka treningów w tym roku, ale wszystko jest uzależnione od pogody.

Wojciech Kończyło organizuje treningi na torze w Przecławicach. FOT. FACEBOOK WOJCIECHA KOŃCZYŁO

Kto bierze udział w treningach?

Generalnie zajmuję się dziećmi. Sporo chłopców przyszło do mnie z Młodej Sparty. Rodzice zgłosili się do mnie sami. W większości dysponowali oni pitbike’ami, więc pokazałem im jak mogą te motocykle przerobić, żeby dzieciaki mogły szkolić sylwetkę. Szkolą się chłopcy od dziewięciu do piętnastu lat. Niektórzy rodzice kupili już swoim pociechom miniżużlówki, bo na pitbike’ach można się ścigać, ale do pewnego etapu.

Pojawiają się też amatorzy czarnego sportu…

Tak, mam też kilku takich amatorów. Są to osoby w wieku różnym… Mogę powiedzieć, że ich przedział wiekowy to od 20 do x lat (śmiech). Kupili sobie motocykle i chcą się trochę pobawić. Niektórym wychodzi to lepiej, a niektórym gorzej. Chcą się uczyć i również u nich widzę postępy.

Warunkiem do potrenowania z Panem jest zatem przyjście ze swoim sprzętem?

Generalnie tak, ale organizuję też coś pod tytułem: „Spełnij swoje marzenie i przejedź się motocyklem żużlowym”. Na tor zapraszam więc wszystkich. Jest to oferta jednorazowa dla kogoś, kto chciałby zobaczyć jak się na takim motocyklu jeździ. Trzeba podpisać kilka oświadczeń, że jedzie się na własną odpowiedzialność i jest się ubezpieczonym. Wtedy ubieram przykładową osobę w odpowiedni strój, buty oraz kask i instruuję przed taką przejażdżką, która ma zazwyczaj około dziesięciu kółeczek. Jest to nowość nawet dla osób, które jeżdżą na zwykłych motocyklach. Jazda na motocyklu żużlowym jest inna od każdej innej i dla większości taka przejażdżka jest niesamowitym, nowym przeżyciem.

A zgłaszają się do treningów również czynni żużlowcy, którzy chcieliby spróbować sił na takim torze?

W treningach biorą udział przede wszystkim młodzi chłopcy. FOT. FACEBOOK WOJCIECHA KOŃCZYŁO

Dwa lata temu przyjeżdżał chociażby Przemek Liszka. Ten tor był też budowany z myślą o synu pana Mariusza Krzywosza – Jarku. Chcieliśmy żeby mógł on sobie pod domem trenować. Później okazało się, że chętnych jest więcej i zaczęliśmy szkolić. Najbardziej mnie cieszy właśnie szkolenie dzieciaków. Był u nas taki chłopiec, który ma 13 lat, ale po treningach zdecydował się jednak wybrać szkółkę w Lesznie. Niektórych chłopaków już pokazałem Darkowi Śledziowi i myślę, że Sparta też może mieć z tego pożytek.

Czym zajmuje się Pan poza szkoleniem młodych żużlowców?

Prowadzę własną działalność. Zajmuję się sprzedażą olei przemysłowych i samochodowych firmy Castrol. Szkolenie jest więc takim dodatkiem. Posiadam uprawnienia instruktora sportu żużlowego już od 1984 roku i to szkolenie jest moją główną pasją.

Porozmawiajmy trochę o Pana żużlowej historii. Zdał Pan licencję w 1976 roku i zaczął przygodę z czarnym sportem. Pamięta Pan swoje pierwsze kroki na żużlu?

Moje pierwsze zawody w życiu na pewno były w Ostrowie. Był to tzw. „Czwórmecz PZM-u”. Pamiętam również bardzo dobrze turniej z Leszna, w którym poza jednym defektem dobrze się spisałem. Co ciekawe, był to pierwszy turniej, który wygrał Romek Jankowski. On wygrał z kompletem punktów, a ja zdobyłem 8 punktów. Później przyszedł czas na ligę. Najpierw byłem wystawiany jako rezerwowy, a mój debiut miał miejsce w Częstochowie. Zdobyłem wtedy 3 punkty. Niestety potem musiałem pójść do wojska. Był nawet plan, by to jakoś ominąć, miałem jeździć w Łodzi, ale jakoś to nie wypaliło. Po powrocie ze służby wojskowej w 1978 roku znów normalnie startowałem.

Najlepsze wspomnienie z kariery?

Ja jakichś nie wiadomo jak wspaniałych wyników nie osiągałem. Byłem zwykłym ligowcem. Startowałem w drugiej lidze i pamiętam, że w 1985 roku miałem najwyższą średnią. Czasem udawało mi się robić wyniki dwucyfrowe i z tego byłem bardzo zadowolony. Pod koniec kariery byłem już trenerem jeżdżącym. Była to ciężka praca. Wszyscy patrzą na ciebie i trudno po swoim słabszym występie mówić innym, co mają robić. Karierę zakończyłem natomiast w Ostrowie na ćwierćfinale mistrzostw Polski.

Kariera zakończyła się przez wypadek właśnie we wspomnianych zawodach w Ostrowie…

Tak, miałem wypadek z Markiem Ziarnikiem. Mocno przyłożyłem w bandę i złamałem kręgosłup kompresyjnie. Zdecydowałem się po tym wydarzeniu zakończyć jazdę. Po paru miesiącach ten kręgosłup mi się oczywiście wyleczył, ale nie chciałem znowu zaczynać kusić losu. Zająłem się więc szkoleniem. Cały czas byłem w WTS-ie pod ręką. Nigdy nie odmawiałem, bo z drużyną i miastem jestem bardzo zżyty.

Wojciech Kończyło wciąż odwiedza Stadion Olimpijski. FOT. WOJCIECHA KOŃCZYŁO

Na Stadionie Olimpijskim zatem wciąż się Pan pojawia i Betard Spartę wspiera?

Oczywiście, jestem na każdym meczu w sezonie. Kilka lat temu zaliczałem nawet wszystkie zawody młodzieżowe. Ze sportem jestem na bieżąco i zdecydowanie mogę powiedzieć, że tym żyję. Sam też czasem przejadę się tym naszym torze. Mam 64 lata, ale czuję się sprawny i daję radę kręcić kółka.

Nie pozostaje zatem nic innego niż życzyć wykształcenia wielu młodych talentów na torze w Przecławicach…

Dziękuję bardzo. Pracę z dzieciakami naprawdę uwielbiam. Sprawia mi ona wielką radość. Świetne jest patrzenie na to, jak te dzieciaki robią postępy. Z amatorami jest trochę trudniej, bo często chcą robić coś po swojemu. Dzieci natomiast słuchają z uwagą. Czerpią tę wiedzę ode mnie i polepszają jazdę. Mam nadzieję, że kilku z nich dotrze do klubów i w przyszłości będzie stanowić o sile naszego żużla.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA

Kontakt w sprawie treningów: https://www.facebook.com/profile.php?id=100006749985531 , 697722090