Wadim Tarasienko. Fot. SK Lokomotive Daugavpils
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Wadima Tarasienkę spokojnie można uznać za jednego największych z wygranych bardzo nietypowego sezonu 2020. Rosjanin poprowadził Wilki Krosno do awansu do eWinner 1. Ligi, a także znakomicie spisywał się jako gość w Lokomotivie Daugavpils. W obszernym wywiadzie 26-latek wskazuje przyczyny eksplozji formy w niedawno zakończonych rozgrywkach, mówi nam o tym, co przekonało go do zmiany klubu, a także opowiada o tym, jak spędza czas w Bydgoszczy.

Najskuteczniejszy zawodnik 2. Ligi Żużlowej, a także piąty najlepszy zawodnik eWinner 1. Ligi. To Twoje osiągnięcia na polskich torach w tym roku. Patrząc na te wyniki, chyba żałujesz, że sezon tak szybko się skończył…

Faktycznie trochę tak jest. To był dla mnie naprawdę udany rok i szkoda, że rozgrywki nie potrwały trochę dłużej. W tym roku nie miałem na co narzekać. Odjechałem 18 spotkań ligowych w Polsce i właściwie nie wyszedł mi tylko ten jeden mecz w Gnieźnie. Jestem bardzo zadowolony i już trochę czekam na ten następny sezon.

Mimo tego, że był to pandemiczny sezon, to sporo się w nim najeździłeś. W meczach bardzo chętnie wystawiały Cię zarówno Wilki Krosno, jak i Lokomotiv Daugavpils. Od początku miałeś taki plan żeby łączyć starty w dwóch ligach w Polsce?

Jak tylko dowiedziałem się, że będzie taka możliwość, to chciałem z niej skorzystać, bo ja lubię dużo jeździć. Już przed sezonem odezwał się do mnie Lokomotiv z pytaniem czy chciałbym się u nich ścigać jako gość. Zgodziłem się i czekałem na szansę. Wszystko stało się szybko, bo już w trzeciej kolejce. W tych pierwszych dwóch meczach Lokomotiv sprawdzał swoich zakontraktowanych zawodników. Rozumiem to, bo w takim razie trochę bez sensu byłoby kontraktowanie innych żużlowców, skoro od razu miałby jeździć gość. Wystawili mnie w trzecim meczu, a ja przywiozłem 15 punktów w sześciu startach, więc to był strzał w dziesiątkę. Pomogliśmy sobie. Ja miałem więcej startów, a Lokomotiv mocnego zawodnika.

Wadim Tarasienko. Foto: Wilki Krosno

Co sprawiło, że w tym sezonie zanotowałeś tak niesamowity progres? W 2019 roku Twoja średnia w eWinner 1. Lidze wynosiła 1,431 punktu na bieg. Teraz było to 2,146 punktu na bieg.

Wpłynęło na to kilka czynników. Na pewno zdecydowanie lepiej trafiłem z silnikami. W tym roku bardzo dobrze współpracowało mi się z Ryszardem Kowalskim i Witoldem Gromowskim. W poprzednich latach również pracowałem razem z tymi panami, ale ja na siłę też chciałem coś zmieniać i te moje występy nie wyglądały tak dobrze. Myślę, że pomogło mi również doświadczenie, które zebrałem w zeszłym roku w Lokomotivie. Jak się spojrzy na statystyki, to widać, że ja znacznie lepiej jeżdżę na wyjazdach niż w Daugavpils. To chyba jedyny tor w lidze, który mi nie pasuje. Na innych się objeździłem i w tym roku dało to efekty. Na pewno pomogła mi też zmiana podejścia do tego wszystkiego.

A co dokładnie zmieniłeś w swoim podejściu?

Kiedyś wszystko robiłem bardzo „hardkorowo”. Chciałem wszystko robić na maksimum i to jest dobra cecha, ale jednak nie zawsze. Bywało tak, że przesadzałem na treningach i potem nie miałem siły na nic innego. Teraz było inaczej. Razem z moim trenerem Adamem Burdanowskim zaplanowaliśmy to wszystko bardziej logicznie, lepiej rozłożyliśmy. Teraz to wyglądało bardziej odpowiednio.

W tym roku mogłeś przeżyć huśtawkę nastrojów, bo w krótkim odstępie czasu awansowałeś do eWinner 1. Ligi z Wilkami, a chwilę później spadłeś do 2. Ligi z Lokomotivem. Jakie to uczucie walczyć w jednym kraju o awans i o utrzymanie?

Chciałem, żeby jedna i druga drużyna mogła walczyć o swoje cele dzięki moim punktom. Bardziej w ten sposób do tego podchodziłem. Na pewno było to jednak trochę dziwne, że jednego dnia świętujemy kolejne zwycięstwo z Wilkami, a drugiego znów przegrywamy z Lokomotivem. Do tego zostałem jeszcze mistrzem Szwecji z Masarną, więc to były kolejne emocje. W tym sezonie tych wrażeń było mnóstwo. W każdym meczu jednak o coś jechałem. Było sporo presji, ale i dodatkowej motywacji.

W Polsce często mówi się, że między każdym kolejnym szczeblem rozgrywkowym są spore różnice. Ty przejechałeś większość meczów tego sezonu zarówno w eWinner 1. Lidze, jak i 2. Lidze Żużlowej, więc jesteś odpowiednią osobą do wypowiedzenia się na ten temat. Faktycznie te różnice są widoczne?

Uważam, że delikatna różnica jest, ale na pewno nie możemy mówić o przepaści. Ja się czułem komfortowo zarówno w pierwszej, jak i w drugiej lidze. Zawodnicy chcą się z tobą ścigać i tutaj i tutaj, więc ogólnie polega to na tym samym. Tak samo myślę też, że wcale nie jest tak, że w PGE Ekstralidze jest znacznie wyższy poziom. Jaimon Lidsey przecież bardzo dobrze jeździł w 2. Lidze, a potem jechał na PGE Ekstraligę i w meczach Unii Leszno też mu świetnie szło.

W kolejnym sezonie Twoim klubem będzie już ekipa pierwszoligowa, a więc Abramczyk Polonia Bydgoszcz. Czym prezes Jerzy Kanclerz przekonał Cię do startów na stadionie przy Sportowej?

Rozmawiałem zarówno z Wilkami, jak i z Polonią, ale ostatecznie uznałem, że pod względem logistycznym to będzie dla mnie najlepszy wybór. Myślałem tutaj głównie o wyjazdach do Szwecji, bo jak będę miał mecz w Polsce późnym wieczorem w niedzielę, a na promie do Szwecji muszę być w poniedziałek o godz. 16, to będzie ciężko chociażby z odpoczynkiem. Trzeba przecież jeszcze przygotować motocykle i odpowiednio nastawić się na mecz.

fot. Polonia Bydgoszcz

Nie jest tajemnicą, że mieszkasz w Bydgoszczy. Tegoroczne męczące podróże do Krosna i na Łotwę również miały wpływ na Twoją decyzję?

Tak, mam tutaj żonę, więc Bydgoszcz znam już bardzo dobrze. A co do podróży, to faktycznie nie było to łatwe. Podróż do Krosna to łącznie 1300 kilometrów. Oczywiście jako żużlowcy jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ale czasem te siedem godzin drogi w jedną stronę potrafi zmęczyć. Teraz postanowiłem, że chociaż trochę te wyjazdy sobie ograniczę.

Skoro zadomowiłeś się w Bydgoszczy, to pewnie coraz więcej osób rozpoznaje Cię na ulicach. Mieszkańcy Bydgoszczy, widząc Twoje wyniki, namawiali Cię na transfer już w trakcie sezonu?

Jak spotykałem się z ludźmi, to czasem były takie zapytania, czy może nie przyszedłbym do Bydgoszczy. Mam też kilku kolegów tutaj, którzy mnie do tego namawiali. Ja jednak przy wyborze klubu się tym nie kierowałem. Patrzyłem na to pod kątem swojego rozwoju. Koledzy jeśli są dobrymi kolegami, to przecież dopingowali mnie również jak jeździłem w Krośnie. (śmiech).

A nie ciągnęło Cię do tego, żeby powalczyć w eWinner 1. Lidze z drużyną, z którą awansowałeś?

Oczywiście to byłby ten sam klub, ale jednak w Krośnie teraz będzie inna drużyna. Działacze mocno ją przebudowali po awansie i z tej naszej paczki prawie nikt nie został. My stworzyliśmy tam świetną atmosferę, a teraz ta atmosfera będzie budowana od nowa. Postanowiłem więc, że zdecyduje się na zmianę klubu. Jak mówiłem, głównie jednak zadecydowały względy logistyczne.

Wadim Tarasienko (w środku). Foto: Wilki Krosno

Jakie zatem stawiasz sobie cele z tą nową drużyną? Polonia Bydgoszcz to uznana marka i jej kibice z pewnością myślą już o powrocie do PGE Ekstraligi…

Myślę, że mamy skład złożony z ambitnych zawodników, z takich walczaków. Wiem, że naszą ekipę stać na bardzo dużo. Łatwo jednak nie będzie, bo inne drużyny też zbudowały mocne składy i o te wysokie miejsca będzie się biło sporo zespołów. Moim zdaniem to będzie wyrównany sezon. Nie będzie pogromów, a raczej wyniki w okolicach 50:40. My chcemy na pewno awansować do fazy play-off. Potem zobaczymy, może uda się zrobić coś więcej.

A indywidualnie co chciałbyś osiągnąć?

Chciałbym utrzymać poziom, który prezentowałem w tym roku. To był dla mnie naprawdę świetny rok i bardzo to doceniam. Teraz chcę udowodnić, że taki sezon w moim wykonaniu nie był przypadkiem. Jak pójdzie mi jeszcze lepiej, to już w ogóle będę bardzo szczęśliwy.

Jeśli będziesz utrzymywał tak świetną dyspozycję, to pewnie niebawem znajdzie się dla Ciebie miejsce w PGE Ekstralidze…

Nie ukrywam, że starty w tej najwyższej lidze mi się marzą. Bardzo chciałbym tam trafić i tam pokazywać się z dobrej strony. Poza tym, moim marzeniem jest wzięcie udziału w przynajmniej jednym turnieju Grand Prix. Każdy żużlowiec chce to przeżyć i myślę, że start w takim turnieju to fenomenalne uczucie.

Na koniec odejdziemy troszkę od samego żużla. Jak spędzasz ten okres przerwy od rozgrywek?

Przede wszystkim lubię spędzać czas z rodziną. W sezonie żużlowym nie ma go za dużo, więc teraz to wszystko nadrabiam. Pozwalam też sobie na nieco więcej w kwestii jedzenia. Zaraz po tym ostatnim meczu w Rawiczu, jak przyjechałem do domu, to żona dała mi moją ulubioną Nutellę. Zjadłem taki cały malutki słoiczek. Oczywiście jestem sportowcem, więc dietę trzeba trzymać, ale czasem można sobie na coś innego pozwolić.

A masz już jakieś ulubione miejsca w Bydgoszczy, w których lubisz spędzać wolne chwile?

Jest kilka takich miejsc. Jakbym miał wskazać jedno, to byłby to las, który jest blisko uliczki, w której mieszka mój wujek. Do tego lasu bardzo lubię chodzić z żoną na spacery. Często zbieramy grzyby i w taki sposób odpoczywamy. Takie wycieczki należą do moich ulubionych.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA

ZOBACZ TAKŻE:

Żużel. Grzegorz Zengota sprawdził się w tenisie stołowym