Tai Woffinden Tomasz Przybylski // GESS.PL
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Początek sezonu nie jest zbyt pomyślny dla trzykrotnego mistrza świata. Choć zajął trzecie miejsce w prestiżowym brytyjskim Memoriale Petera Cravena, a ligowe starty za pasem, musi on zmagać się z bólem, będącym pokłosiem kontuzji.

 

Na Narodowym Stadionie Żużlowym w Manchesterze oklaskiwały go tłumy, dzielnie rozdawał autografy. W rozmowie ze „Speedway Star” zdradził jednak, jak sytuacja miała się naprawdę.

– Trudno jeździć z tą kontuzją, jednocześnie oddychać i robić swoją robotę. Wypadek miał miejsce w Polsce. Wychodziłem z wirażu, wylądowałem na plechach, uszkodziłem także żebro. Jestem poobklejany toną taśmy. Nie jestem fizjoterapeutą, ale teraz jest w połowie ok. Wypadek miałem we wtorek, później prześwietlenie i fizjoterapia. Jechałem na motocyklu Dana Bewleya, bo nie chciałem, by moje maszyny się zabrudziły. Poczułem się lepiej i pomyślałem, że wracam do gry. Jednak już wtorkowej nocy wyobrażałem sobie, że czekają mnie trzy tygodnie przerwy, tak wielki był ten ból.

Przed finałem zawodnik wrocławskiej drużyny był faworytem memoriału, jednak ostatecznie pokonali go zwycięzca Michael Palm Toft i Matej Žagar.

– Nie jest tajemnicą, że kocham to miejsce. Niesamowitym jest widzieć kolejki fanów gromadzące się przed wejściem. Jeśli na torze będą walczyć najlepsi zawodnicy, to przepis na show. Kibice będą ściągać z daleka, by to zobaczyć – podsumował Woffinden. – Klub z Manchesteru i ATPI chcieli zacząć ten sezon w wielkim stylu, i trzeba poznać, że im się udało.