Martin Smolinski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

O nie lada pechu może mówić Martin Smolinski. Zawodnik doznał kontuzji podczas ćwiczeń wykonywanych na zgrupowaniu niemieckiej kadry żużlowców, które odbyło się niedawno w Abensbergu. Żużlowiec z kraju naszych zachodnich sąsiadów rehabilituje się i cały czas trzyma kciuki za powrót do zdrowia żony Grega Hancocka – Jennie.

– Uczestniczyłem w porannym rozruchu. Podczas jednej z gier biegłem do tyłu i uszkodziłem lewą kostkę: chrząstkę oraz jedno z więzadeł. Na szczęście mam znajomego lekarza, który działa również w Bayernie Monachium i polecił mi, abym po prostu siedem dni nic nie robił, a później rozpoczął fizjoterapię. Plan jest taki, że w ciągu trzech tygodni będę zdrowy jak ryba – mówi na łamach Speedway Star Smolinski. 

Niemiecki zawodnik nie ukrywa, że rola pierwszego rezerwowego w cyklu Grand Prix nie jest dla niego zbyt wygodna. – To jest tak, że muszę przygotować swoje motocykle i być w stanie gotowości jak normalny uczestnik cyklu. Jednak nie mogę pozyskiwać sponsorów i partnerów jak uczestnik cyklu, ponieważ tak naprawdę nie wiem, czy w ogóle w nim wystąpię – kontynuuje Niemiec. 

Smolinski ma świadomość, że przy wycofaniu się z cyklu Grega Hancocka, to on zajmie jego miejsce w prestiżowych rozgrywkach. Sam żużlowiec nie liczy jednak na taki obrót wydarzeń. 

– Dla mnie bardzo ważne jest to, aby żona Grega wracała do zdrowia i żeby Greg jechał w cyklu. Moja mama zmarła na raka gdy miałem czternaście lat. Z całych sił trzymam więc kciuki za powrót Grega, bo to będzie znaczyło, że Jennie ma się lepiej. Nie myślę jeszcze o tym by kończyć swoją karierę, niech trwa i kolejnych dziesięć lat. Mam nadzieję, że jeszcze będę tak przygotowany, iż wywalczę awans do cyklu Grand Prix własnymi siłami – podsumowuje 35-latek.