fot. assecoresovia.pl
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Pandemia koronawirusa i związana z tym konieczność rozgrywania meczów bez kibiców uderzyły w kluby sportowe. Nawet te największe piłkarskie, mające problemy z płynnością finansową. Słynna Barcelona, kupująca zawodników za dziesiątki milionów euro, ma gigantyczne długi.

 

Ograniczenia dotknęły też siatkówkę, nawet tam, gdzie dotąd płacono najwięcej, czyli w Rosji, Włoszech, a w Brazylii, ściągającej niedawno wielkie gwiazdy, kluby padają jeden za drugim. Problemy są też w Turcji czy Niemczech. Na tym tle Polska jawi się jako zielona wyspa, bo choć część drużyn miała problemy i musiała ograniczyć wydatki, większość ma się dobrze, a nawet lepiej niż w poprzednich latach.

Dzięki kłopotom innych, do PlusLigi już rok temu trafił Taylor Sander, jeden z najlepszych siatkarzy świata. W jego przypadku znaczenia miała też kontuzja i operacja, przez co Amerykanin musiał ograniczyć żądania. Nawet mniej zamożne zespoły stać było na niezłych obcokrajowców, ale przede wszystkim na zatrzymanie polskich gwiazd. Poza krajem gra dwóch mistrzów świata z 2018 roku: Michał Kubiak i Bartosz Kurek. Obaj występują w lidze japońskiej, która wyróżnia się dużymi zarobkami cudzoziemców, także dlatego, że klub może zatrudnić tylko jednego.

Z obecnych reprezentantów poza Polską zarabiają Wilfredo Leon, najlepiej opłacany obecnie siatkarz świata (900 tys. euro plus bonusy w Perugii), oraz Bartosz Bednorz grający w Zenicie Kazań (600 tys. euro). Żaden polski klub nie jest w stanie zapłacić im kontraktu nawet w przybliżonej wielkości.

Utrzymywanie biało-czerwonych gwiazd w Polsce to przede wszystkim efekt sponsorowania najsilniejszych klubów przez wielkie spółki skarbu państwa, a mniejszych przez lokalne władze. Co prawda budżety największych, czyli włoskiej i rosyjskiej czołówki, są dwa, trzy razy wyższe od najbogatszych polskich zespołów (budżety czołówki wynoszą ok. 15 mln zł), jednak średniaków z tych krajów na reprezentantów Polski już nie stać. Dzięki temu PlusLiga jest coraz silniejsza i może pozwolić sobie na sprowadzanie coraz lepszych zawodników, nawet z włoskiej czołówki. A po medalu olimpijskim i powrocie kibiców do hal, powinno być jeszcze lepiej. Bo nigdzie na świecie siatkówka nie jest tak popularna jak w Polsce.

MICHAŁ BINIEK