Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Bracia Kelly i Shawn Moranowie to bez wątpienia najsłynniejsze amerykańskie rodzeństwo żużlowe. Shawn trzykrotnie w swojej karierze występował w finale indywidualnych mistrzostw świata. Ten rozegrany w 1990 roku był dla niego jednocześnie najlepszy i najgorszy. Na torze wywalczył srebrny medal, który został mu później odebrany. Był również pierwszym Amerykaninem w historii, który wywalczył złoty medal w indywidualnych mistrzostwach świata na długim torze. 

 

– Tak naprawdę chyba nikt wtedy w Mariańskich Łaźniach nie wierzył, że Shawn nas wtedy „skasuje”. Był jednak tego dnia najlepszy. Imponował szybkością i zasłużenie wygrał. Pamiętam, że przed finałem się odgrażał, że wygra i kurczę wygrał. Okazało się wtedy, ku naszemu zdziwieniu, że Amerykanin może być najlepszy także w tej dosyć nietypowej dla Jankesów odmianie żużla. Oni przecież wychowywali się na krótkich torach – mówi nam Egon Müller.

Urodzony w 1961 roku zawodnik po raz pierwszy żużel na żywo oglądał oczywiście na torze Costa Mesa w 1972 roku. To właśnie tam tato zabrał synów, aby spędzili rodzinnie piątkowy wieczór. Z pewnością ojciec Shawna, Tom idąc z synami na żużel nie wiedział, że już za ponad dekadę obaj bracia będą czołowymi zawodnikami globu. W 1978 roku Shawn rozpoczął swoją przygodę z czarnym sportem. Pomocne w tej dyscyplinie okazało się zamiłowanie do windsurfingu. Moran jak mało który zawodnik potrafił balansować ciałem.Kto wie, czy gdyby nie żużel, to nie byłbym dobry właśnie windsurfingu – wspominał po latach zawodnik. 

Po tym jak w wieku zaledwie szesnastu lat Shawn został uczestnikiem finału US National, szybko zaczęły do niego spływać oferty z Anglii. Ostatecznie w Wielkiej Brytanii pojawił się pod koniec 1979 roku i od razu popadł w konflikt z władzami żużla. Ze względu na brak spełnienia limitu wiekowego, niezbędnego do uzyskania licencji międzynarodowej, w paru spotkaniach wystąpił pod pseudonimem Dawid East. Mistyfikacja szybko wyszła na jaw i sam zawodnik oraz promotor Hull musieli zapłacić kary finansowe. Po pierwszym sezonie w barwach Hull zawodnik został sprzedany za 7500 funtów do Sheffield. Jak się po latach okazało, dla tego ostatniego klubu był to „złoty” interes. 7500 funtów wyłożonych przez promotora przez kolejne osiem lat Shawn spłacił z nawiązką, będąc gwiazdą zespołu. Szybko za swoje widowiskowe akcje na torze zyskał przydomek „cudotwórca”.

Shawn Moran w barwach Sheffield 1981

Rok 1980 to finał mistrzostw świata juniorów Pocking, w którym Amerykanin zajął ostatnią lokatę. Dzień przed finałem wraz z innymi zawodnikami spędzał czas na młodzieńczych „figlach”. Żużlowcy ścigali się na rowerach. Moran pożyczył go sobie od jednej z hostess obecnych w parkingu. W ramach przeprosin za wybryk wieczorem odwiózł dziewczynę do domu. Ona nie umiała słowa po angielsku, on po niemiecku. Żadne z nich wówczas nie wiedziało, jak życie bywa przewrotne również w uczuciach. 

Trzy lata później Moran jako pierwszy w historii zawodnik z Ameryki wywalczył tytuł indywidualnego mistrza świata na długim torze w finale w czechosłowackich wówczas Mariańskich Łaźniach. Co ciekawe, dokonał tego zaledwie pięć tygodni po wypadku na torze w Hackney, z dwoma śrubami w nodze. 

– Ścigałem się z nim wiele razy. Jedno muszę powiedzieć. To był facet, który na torze patrzył gdzie są inni i jechał tak, aby nie robić drugiemu krzywdy. Ścigał się naprawdę bardzo fair play. Mało było takich zawodników. On niekiedy wolał przegrać, aniżeli ryzykować czyjąś lub swoją krzywdę – mówi nam Egon Müller.

Sam poszkodowany za zdarzenie na torze Hackney miał żal do rywala. – Chciałem wyprzedzić wtedy Finna Thomsena po zewnętrznej, ale zablokował mi nagle drogę i po prostu nie miałem gdzie uciec. Myślę, że nie było potrzeby takiej jazdy – mówił po latach Moran. 

Gdy na szpitalnym łóżku „pryskały” marzenia o starcie w finale na długim torze pojawili się koledzy. Dave Morton oraz Norrie Allan zabrali Amerykanina ze szpitala i zawieźli do słynnego cudotwórcy w Szkocji, doktora Carlo Biago, który sprawił, że start w Mariańskich Łaźniach z bólem, ale okazał się ostatecznie możliwy. Zaowocował nie tylko złotym, ale pierwszym w historii medalem dla Ameryki w indywidualnych mistrzostwach świata na długim torze. Jego wygrana pomogła Goddenowi w promocji silnika GR500 w żużlu, ale i zrodziła konflikt pomiędzy oboma postaciami już rok później. Don Godden wystosował bowiem list, w którym prosił zawodnika, aby wystrzegał się… zabaw a skupiał na żużlu. „Musisz być w dobrej formie, ciężko trenować i nie uprawiać seksu, ani nie pić w noc przed spotkaniem” – można było przeczytać w korespondencji, która szybko wyciekła do mediów. Zdaniem samego zawodnika list Dona Goddena wysłany został z innego powodu. 

To, co denerwowało Dona i wierzę, że było prawdziwym powodem, dla którego wysłał do mnie ten list, to fakt, że nie podobało mu się, że pożyczam motocykle od innych zawodników. List wysłał po światowym finale długiego toru w 1984 roku, w którym zająłem ostatnie miejsce. W dwóch pierwszych wyścigach byłem z tyłu, a jego silnik był do kitu. W trzecim wyścigu pożyczyłem Goddena od Bo Petersena i to był strzał w dziesiątkę. Był tak szybki w porównaniu z tym, co ja miałem. Próbowałem wytłumaczyć to Donowi, ale nie chciał przyjąć tego do wiadomości jako powodu braku punktów i uważał, że to wina mojego stylu życia. Nigdy nie odpisałem na jego list i pomyślałem, że był on dosyć zabawny – mówił wspominając odległe czasy, Shawn Moran 

Shawn i Kelly Moranowie

W 1984 roku w finale w Goteborgu zajął siódme miejsce. Rok później w Bradford był piątym zawodnikiem świata. W 1985 roku Moran uzyskał czwartą średnią w lidze angielskiej, plasując się ze średnią 10,65 pkt na mecz za Nielsenem, Gundersenem oraz Knudsenem. 

W latach 1986-1988 w barwach Sheffield startował razem z bratem, Kellym Moranem i obaj wzbudzali zachwyt tamtejszych kibiców. Parą jeździli wręcz doskonale. Rozumieli się na torze niemal telepatycznie.Po prostu dobrze nam się jeździło i faktycznie było wiadomo, gdzie który pojedzie. To tak wychodziło po prostu – wspominał Shawn Moran. 

Z braci pociechę mieli nie tylko kibice, ale i lokalne bary. Zawodnicy systematycznie stres, związany z uprawianiem żużla, „rozładowywali” w pubach.To jest normalne dla Amerykanów. Kiedy jest jazda, to jest jazda. Kiedy zabawa, to zabawa. Pamiętam, że jak bywałem z Shawnem w Australii, to my się rozpakowywaliśmy ledwo co w pokojach, a oni się zastanawiali, gdzie wieczorem posiedzimy. My nie musieliśmy  szukać już lokalu – wspomina ze śmiechem Egon Müller. 

W maju 1989 roku młodszy z braci Moranów wystąpił w eliminacjach mistrzostw świata na długim torze, które zakończyły się jego dyskwalifikacją ze względu na pozytywny wynik badania alkomatem.  – To nie powinno było się wtedy  wydarzyć. Żałuję tego i byłem tym zażenowany. Niektórzy z nas lubią się wyszaleć, a ja wtedy trochę przesadziłem. W czasie wyścigu miałem jeszcze alkohol we krwi. Tak, spieprzyłem sprawę. To był jedyny raz, kiedy picie wpłynęło na moje starty. Imprezowałem po zawodach – wspominał po latach Shawn Moran zawody w Korskro.

Shawn Moran na długim torze

Pod koniec sezonu 1989 jako pierwszy Amerykanin w historii wygrał indywidualne mistrzostwa ligi brytyjskiej, już jako zawodnik Belle Vue, do którego się przeniósł po rozstaniu z zespołem Sheffield. 

W 1990 roku Shawn Moran wywalczył srebrny medal mistrzostw świata, po czym z finału rozegranego w Bradford został zdyskwalifikowany, medal anulowano, a samego zawodnika zdyskwalifikowano na okres sześciu miesięcy.

– Jechałem dla mojego szwedzkiego zespołu ligowego Rospiggarna we wtorek przed finałem zamorskim i zderzyłem się z innym zawodnikiem. Pojechałem do szpitala i choć nie stwierdzono żadnych złamań, czułem ból i bardzo bolał mnie cały lewy bok. Lekarze w Szwecji dali mi środki przeciwbólowe o nazwie Colproxamol i wziąłem kilka tabletek przed wyjazdem ze Szwecji. Wiedziałem, że w niedzielę w Coventry odbędzie się finał Zamorski. W piątek zadzwoniłem do Maurice’a Duckera – mojego byłego promotora w Sheffield, który był wtedy prezesem BSPA. Powiedziałem mu, co wziąłem i, że to już weszło do mojego organizmu. Usłyszałem, że można je wziąć i że nie ma się czym martwić, jeśli chodzi o udział w Finale Zamorskim. Mniej więcej godzinę później zadzwonił do mnie Maurice, który w międzyczasie rozmawiał z Ericiem Boocockiem i powiedział, że mam nie brać leków. Powiedziałem mu: „Już za późno, właśnie to zrobiłem!” Od tego momentu do spotkania dwa dni później nie brałem już żadnych tabletek. A kiedy przyjechałem do Coventry na turniej, poszedłem do lekarza torowego i powiedziałem mu, co mam w organizmie oraz że jeśli poprosi się mnie o próbkę, to prawdopodobnie wynik będzie pozytywny. Zaproponowałem nawet, że wycofam się z turnieju, aby Kelly, który był pierwszym rezerwowym, mógł zająć w zawodach moje miejsce. Ostatecznie jednak pojechałem i zakwalifikowałem się do następnej rundy. Po turnieju zostałem wybrany do badania na obecność narkotyków, a po spotkaniu oddałem próbkę moczu – wspominał Moran. 

Kolejny finał, interkontynentalny odbył się po 49 dniach. Dlaczego Moranowi pozwolono wystartować, tego nie wiadomo po dziś dzień. Dopuszczono go również do udziału w finale światowym. Jedna z plotek głosi, że FIM a dokładnie Gunther Soerber o pozytywnym wyniku testu z Coventry dowiedział się tuż przed finałem. Nie wiadomo czy nie było tak, że nie chciano ryzykować skandalu i liczono na słaby wynik Amerykanina w finale. Ten jednak na silniku przygotowanym przez Michaela Lee perfekcyjnie wykonał pracę i stanął do barażu z Jonssonem o złoty medal. Pojawiła się również plotka, że silnik był idealnie ustawiony pod sześć biegów. Regulaminowe starty plus ewentualny baraż. Pech chciał, że jeden z wyścigów z udziałem Morana został powtórzony, tym samym silnik odjechał siedem biegów, a w ostatnim, najważniejszym miał tracić kompresję. – Nie ma wymówek. Per był ode mnie szybszy i tyle. Nie byłem w stanie go dogonić – wspominał tamten bieg barażowy o tytuł mistrza świata Moran. 

Podium IMS Bradford 1990 – Moran, Jonsson, Wiltshire

Co ciekawe, oryginalnego medalu Moran – w przeciwieństwie do Pera Jonssona i Todda Wiltshire’a – nigdy nie dostał. Ten wręczony w Bradford, który Amerykanin później zwracał, miał wygrawerowany napis: „Za zajęcie drugiego miejsca w drużynowych mistrzostwach świata… Być może ktoś już wiedział, że medal straci na ważności.

W karierze Shawna Morana nie brakowało polskich wątków. W Lesznie, w 1984 roku Amerykanin wywalczył brązowy medal w DMŚ. Rok później sięgnął po medal tego samego koloru w MŚP rozegranych na torze w Rybniku.

– W Polsce za dużo razy nie startowałem, ale doskonale pamiętam Leszno w 1984 roku, kiedy jako drużyna USA wywalczyliśmy brązowy medal. Oczywiście pierwsze skojarzenie pozasportowe to niesamowite kryształy, jakie u Was były i frekwencja na stadionach. Ogólnie bardzo mi się w Polsce podobało. Nie wypada nie wspomnieć przy wątku polskim o Zenonie Plechu, który startował u nas w Sheffield na początku lat 80. Zenon to był mega pozytywny człowiek, który potrafił zachować odpowiedni balans między żużlem, a życiem. Ja nie zawsze. Doskonały zawodnik. Eddiego Jancarza tak nie znałem jak Zenka. Z Jancarzem tylko rywalizowałem na torze – mówi nam Shawn Moran.

Zawodniczą karierę młodszy z braci Moranów zakończył po sezonie 1993. Jak sam przyznawał, w pewnym momencie poczuł, że czas zejść z żużlowej sceny. – W pewnym momencie, sam nie wiem dlaczego, bałem się odniesienia kontuzji. To przyszło samo. Nie chciałem już nawet wyjeżdżać do biegów. Nie pomogły interwencje lekarzy czy innych osób. Postanowiłem dać sobie spokój – wspominał Shawn Moran. 

Jak sam mówi, z żużla powinien odejść jako dobrze sytuowany człowiek. Moran żył jednak zawsze tym co tu i teraz. Dla niego jakby jutra nie było. – W Ameryce pracę znalazł mi Bruce Penhall. Tam jednak ja musiałem wykonywać polecenia, a ta rola mi nie odpowiadała. Wytrzymałem sześć miesięcy. Później pracowałem w sklepie przy przenoszeniu mebli, ale też za długo nie wytrzymałem. Jak zamieszkałem z mamą, to wstawałem i szedłem na skup złomu, aby zarobić parę dolarów, a alkohol powrócił. Picie to była moja ucieczka od braku umiejętności odnalezienia się po karierze na torach żużlowych – mówił przed laty.

Miasto Pocking, w którym jako młody chłopak Moran pożyczył sobie rower od nieznajomej wróciło raz jeszcze do jego życia. Tamta nieznajoma dziewczyna, Sabina, również. Po niemal trzydziestu latach od tamtej znajomości postanowili być ze sobą. Po rowerze skradł jej serce i przeprowadził się do Niemiec, gdzie przebywa do dziś – To ona uratowała mnie z mojego dołka w życiu. Nadal lubię wypić kilka piw, ale to wszystko, co teraz piję – zazwyczaj nie więcej niż dwa dziennie, a Sabine pilnuje, żeby to był mój limit – mówił przed laty Moran.

Oboje przeżyli ze sobą dwanaście lat. Potem ponownie ich drogi się rozeszły.  Z jakich przyczyn? Domyślcie się już sami…

 

W materiale wykorzystano: Backtrack, Speedway Star, Telegraph