Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jest popyt – ceny rosną. To znana powszechnie prawda. Mamy deficyt towaru na rynku, kupujący przebijają się zawzięcie ofertami, praktycznie bez zahamowań, to i stawki osiągają niebotyczny dotąd pułap. A że środki podobno są i to w proponowanej wysokości – to kwoty żużlowych kontraktów gwiazd, tychże zaczynają sięgać. 

Niby w porządku. Zwykłe prawo ekonomiczne współzależności popytu i podaży. Tylko dwie wątpliwości. Pierwsza, to ta, czy ktokolwiek ma najmniejszą choćby kontrolę nad tym rozpasaniem. Niby to wszystko odbywa się poza jurysdykcją komisji licencyjnej PZMot, bo ta kontroluje „jedynie” zasadność kontraktów względem obowiązujących przepisów związkowych. Umowy cywilnoprawne, te sponsorskie, w ogóle Komisji nie dotyczą i nie interesują. Kiedy coś pęka, wysypuje się, sponsor okazuje się wiarygodny jak horoskop – szacowna Komisja ma dobre alibi. To było ryzyko własne układających się stron. Nam nic do niego. Tylko niech mnie ktoś przekona, że w PZMot marynarki są ślepe, głuche i nieme, a prawdziwy stan spraw jest zgodny z zapisami opasłych regulaminów. To tajemnica poliszynela, że najlepsi mogą liczyć na krotność oficjalnie dopuszczonych kwot. Skoro więc akceptujemy taki stan, to niech potem nie wypłakują oczu „pokrzywdzeni” rajderzy, że im ten czy ów i nie klub lecz dobrodziej, bo z nim umowę zawierał, nie wypłacił obiecanej sumy. To jednak inne zagadnienie.

Druga wątpliwość może mieć znacznie poważniejsze reperkusje. Rosnące i nieukrywane publicznie rekordy kwot kontraktowych gwiazd, wywołują mimowolną lawinę. Coś w rodzaju specyficznej, speedwayowej inflacji. Skoro mistrz dostaje bańkę za sezon, to ja jestem o połowę słabszy, więc pół miliona „muszę” skasować. To naturalnie bardzo duże uproszczenie. Chodzi jednak o szerszy wydźwięk. Mógłbym teraz zacytować właściwie wszystko, co pisano, dodam bardzo krytycznie, na temat Marty Półtorak, gdy ta, parę lat temu, ogłosiła światu milionowe uposażenie Nickiego w Rzeszowie. Cóż to teraz milion? Drobne na waciki. Tyle to będzie żądał, a co najważniejsze, otrzyma, przyzwoity jedynie ścigant na poziomie Ekstraligi, ze statusem U24. Najlepsi zdrowo przekraczają dwie duże bańki za sezon.

Nie czepiam się. Nie zaglądam nikomu do portfela. Powtórzę – jest chętny, oferuje i płaci – jego sprawa. Jeśli nie płaci, to PZMot, tym razem, nie ma się o co czepiać. Obie strony takiej umowy zdają sobie sprawę z ryzyka. Patrzę jednak szerzej na skutki dla żużla. Szczególnie w kontekście najbiedniejszych i tych którzy pasją, lecz bez poważniejszych środków próbują reaktywować żużel tam, gdzie niedawno był, a teraz zamilkł. Im będzie jeszcze trudniej, bo pułap minimalnych wymagań rośnie. Popatrzmy na to, co się wydarzy. Świat mocno się skurczył. Naturalnie ten żużlowy, a Polska płaci najlepszym jak szalona. Zatem najpierw drapie się w głowę producent. Wszystko jedno czego. Bez znaczenia. Sprzedaż mi spada, ale kilku klientów jeszcze mam, a oni mają kasę. No to ceny w kosmos jak kontrakty gwiazd. Za silniki, gaźniki, sprzęgła, akcesoria, nawet limitery i inne „drobiazgi”. Dalej ten sam rytuał pośród tunerów. Podopiecznych mniej. Zostawiam jednego/dwóch z czołówki w gratisie, żeby nie wypaść z rynku, bo ktoś mi musi dobrą markę podtrzymywać, a pozostałym winduję opłaty do poziomu tarasu widokowego w Pałacu Kultury. Zapłacą, bo muszą. Sami niczego nie sklecą, a jeśli nawet, to szalonych osiągów na tym „skleconym” sprzęcie pewnie i tak nie uzyskają. No i zawsze będzie kusiła perspektywa startów na super furze od światowego majstra. Nie rozdzielając włosa na czworo – skutkiem wysokich kontraktów nielicznych gwiazd będą horrendalne podwyżki dla pozostałych. I nie mówimy o podwyżkach zarabianych kwot, ale o wzroście kosztów. Jak to zahamować?

Naturalnym sposobem jest konkurencja na rynku. W żużlu takowej nie ma i prędko nie będzie. Najlepsi, ci najlepiej opłacani, poradzą sobie, bo ich na to stać. Do tego często parafują indywidualne umowy z dostawcami tych czy innych akcesoriów, przez co otrzymują pulę za darmo, byle reklamować i chwalić się przy każdej okazji na czym startują. Ci biedniejsi i najbiedniejsi zmuszeni są zadbać o nawet minimalny, niezbędny zakres inwestycji przed sezonem, a środków niewiele. Ubiegłoroczne stawki nie pozwolą zarobić, nie mówiąc o odłożeniu w skarpetę, więc perspektywa zmiany profesji na mniej niebezpieczną, a bardziej dochodową będzie coraz bardziej kusząca. No i ci biedni prezesi jeszcze istniejących ośrodków, szczególnie w drugiej dywizji. Nic tylko włosy z głowy rwać, o ile jeszcze jest co. Nagle środków nie przybędzie w ich klubach, a wydatki rosną w galopującym tempie. Na przykładzie Rybnika widać obecnie bardzo wyraźnie jak to działa w Polsce. Zakręcony kurek samorządowy, brak wsparcia ze strony sponsora strategicznego, przeżywającego własne problemy, rosnące koszty także wymagania i misternie budowana konstrukcja sypie się w okamgnieniu jak domek z kart.

Jeszcze gorzej wygląda to z perspektywy zapaleńców, którym marzy się odbudowanie dawnego ośrodka w wydaniu ligowym. Jeszcze nikogo nie zakontraktowali, a już muszą wydać krocie. Na sprzęt i osprzęt do utrzymania toru, na licencje i odbiory. Zebrać stertę dokumentacji „niezbędnej” przy organizacji imprez masowych i takie tam „drobiazgi”, bezpośrednio nie związane z utrzymaniem przyszłej drużyny. Można się zniechęcić. Tym bardziej, że zwykle są to pasjonaci nie mający przełożenia na wsparcie z samorządu. Nie ta półka dla zarządów miast. Krakowskim Smokom nawet przy aktywnym „współudziale” Chucka Norrisa z budżetu obywatelskiego nie udało się nic wskórać. A gdyby tak zaangażował się bogaty związek i część obowiązków przejął?

Jeśli zaś nawet nie pali się, co oczywiste, do finansowania czegokolwiek z własnych środków, to może choćby zwolnienie lub karencja w zapłacie za własne „usługi”? To już bardzo pomogłoby zapaleńcom, skierowało na właściwe drogi i ułatwiło działanie. Nie ma jednak systemu wsparcia klubów w kraju i zapewne nie będzie, bo któż miałby za nim, że użyję modnego zwrotu – lobbować?

Tak więc chwała najbogatszym za coraz wyższe kwoty w kontraktach i umowach sponsorskich, zaś ubogim krewnym z prowincji współczucie. Nie ma w żużlu koniunktury. Są chore, sztucznie wywołane dysproporcje. Wczorajszy „potentat” w jednym sezonie zmienia się w bankruta, bo mu kurek samorządowy przykręcili, a wtedy płacz i lament. Wcześniej jednak żadnych hamulców w windowaniu kosztów, pośrednio także tym najbiedniejszym. Czyli co? Opamiętajcie się ludzie. To „tylko” sport. A gdzieżby tam. Zwycięstwo to nie wszystko, to jedyne co się liczy – jak głosił napis w hokejowej szatni drużyny z filmu „Youngblood”. Zatem po trupach do medalu, bez zerknięcia we wsteczne lusterko na zaplecze, bez chwili zadumy i refleksji, bez zastanowienia nad skutkami ubocznymi? Zdaje się – właśnie tak. Szkoda…

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

6 komentarzy on Żużel. Rekordowy kontrakt Zmarzlika gwoździem do trumny II ligi?
    Pan Demia
    1 Nov 2020
     11:43pm

    Oj tam, oj tam – nie ma co panikować.
    Nawet jeśli to wszystko w końcu pierdyknie (a kiedyś musi), to i tak w przyrodzie nic nie ginie. Odkąd pojawiły się konie mechaniczne ludzie chcą się ścigać i zawsze będą chcieli. Najwyżej zatoczymy koło i będzie jak po wojnie. Amatorzy na skleconych w domach maszynach ścigający się na nie do końca przygotowanych torach. Bez redbulla w ręce, ale za to z sercem do walki nawet na dziurawym torze. Pełna amatorszczyzna, ale za to chłopaki którzy naprawdę czują prędkość, a nie tylko synowie bogatych rodziców…

    Aż w końcu ktoś zauważy, że ten amatorski żużel jest całkiem ciekawy i w sumie to można by na nim zarobić całkiem niezłe pieniądze. 😉

      Stawonog60
      2 Nov 2020
       12:46am

      Świetne i trafne spostrzeżenie. Tyle że historia zatoczy koło i w tym przypadku. Sam na końcu komentarza zauważyłeś, że ktoś zauważy iż można na tym zarobić. I skończy się amatorka i serce, a do głosu dojdzie zysk

        Pan Demia
        3 Nov 2020
         1:18am

        O to mi właśnie chodziło, dlatego uśmieszek na końcu, bo z mojej historii wynika właśnie, że najpierw zatoczymy koło do czasów powojennych, a potem do… obecnych 🙂

    Szpila
    2 Nov 2020
     8:52am

    To może wprowadzić przepis, ze wszyscy startują na takim samym sprzęcie . Przed zawodami silniki podstawia PZMot , zawodnicy losują i wtedy widać kto ma technikę a kto bazował tylko na super sprzęcie …

    Gb
    3 Nov 2020
     2:27pm

    Nie lubie takiego głupiego gadania. Za bezmyślnie kopanie piłki ile się zarabia? (Sport narodowy 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣) Tego się uczepcie. Tutaj naprawdę wszystko kosztuje.

    Michu
    4 Nov 2020
     1:32pm

    Ja uważam że napewno dziedzina sportu motorowego pokłada duże koszty na utrzymanie zawodnika, teamu sprzętu itd.w sezonie.Lecz umowy związane z klubem są naprawdę bardzo wysokie w stosunku do życia przeciętnego Kowalskiego. Uważam że jest to nie zdrowe podejście do życia sportu i jak tak dalej będzie to niestety dziedzina tego sportu najzwyczajniej zdechnie.
    Pozdrawiam

Skomentuj

6 komentarzy on Żużel. Rekordowy kontrakt Zmarzlika gwoździem do trumny II ligi?
    Pan Demia
    1 Nov 2020
     11:43pm

    Oj tam, oj tam – nie ma co panikować.
    Nawet jeśli to wszystko w końcu pierdyknie (a kiedyś musi), to i tak w przyrodzie nic nie ginie. Odkąd pojawiły się konie mechaniczne ludzie chcą się ścigać i zawsze będą chcieli. Najwyżej zatoczymy koło i będzie jak po wojnie. Amatorzy na skleconych w domach maszynach ścigający się na nie do końca przygotowanych torach. Bez redbulla w ręce, ale za to z sercem do walki nawet na dziurawym torze. Pełna amatorszczyzna, ale za to chłopaki którzy naprawdę czują prędkość, a nie tylko synowie bogatych rodziców…

    Aż w końcu ktoś zauważy, że ten amatorski żużel jest całkiem ciekawy i w sumie to można by na nim zarobić całkiem niezłe pieniądze. 😉

      Stawonog60
      2 Nov 2020
       12:46am

      Świetne i trafne spostrzeżenie. Tyle że historia zatoczy koło i w tym przypadku. Sam na końcu komentarza zauważyłeś, że ktoś zauważy iż można na tym zarobić. I skończy się amatorka i serce, a do głosu dojdzie zysk

        Pan Demia
        3 Nov 2020
         1:18am

        O to mi właśnie chodziło, dlatego uśmieszek na końcu, bo z mojej historii wynika właśnie, że najpierw zatoczymy koło do czasów powojennych, a potem do… obecnych 🙂

    Szpila
    2 Nov 2020
     8:52am

    To może wprowadzić przepis, ze wszyscy startują na takim samym sprzęcie . Przed zawodami silniki podstawia PZMot , zawodnicy losują i wtedy widać kto ma technikę a kto bazował tylko na super sprzęcie …

    Gb
    3 Nov 2020
     2:27pm

    Nie lubie takiego głupiego gadania. Za bezmyślnie kopanie piłki ile się zarabia? (Sport narodowy 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣) Tego się uczepcie. Tutaj naprawdę wszystko kosztuje.

    Michu
    4 Nov 2020
     1:32pm

    Ja uważam że napewno dziedzina sportu motorowego pokłada duże koszty na utrzymanie zawodnika, teamu sprzętu itd.w sezonie.Lecz umowy związane z klubem są naprawdę bardzo wysokie w stosunku do życia przeciętnego Kowalskiego. Uważam że jest to nie zdrowe podejście do życia sportu i jak tak dalej będzie to niestety dziedzina tego sportu najzwyczajniej zdechnie.
    Pozdrawiam

Skomentuj