Damian Klos.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

…żebrał w znakomitej ekranizacji No country for old men Cormaca McCarthy’ego jeden z najczęściej występujących na terenie Ameksyki drapieżników – umierający, wąsaty traficante de drogas. W bezlitosnej spiekocie teksańskiego żaru, ze śmiertelną raną postrzałową usłyszał od filmowego protagonisty w odpowiedzi jedynie oschłe, południowe I ain’t got no agua, po czym Llewelyn Moss oddalił się, zostawiając spragnionego gangstera jego ostatnim chwilom.

Dobre, mocne kino braci Coen pokazuje, że świat nie zna litości. Książki McCarthy’ego, w mojej opinii najlepszego ze współczesnych amerykańskich pisarzy, biją w ten dzwon jeszcze mocniej. Żużel wpisuje się w nurt militare est vivere jako sport, który nie zostawia wiele miejsca na błędy, a gdy te namnażają się, zęby szczerzy niemiłosierne stado szablozębnych konsekwencji. Nigdy nie wypity monstrualny Graal talentu Darcy’ego Warda. Niebiańskie Grand Prix dla bohaterskich dusz, które oddały na czarnych torach najcenniejszy dar od bogów – życie. Milczące, z każdym rokiem coraz bardziej zapomniane groby tych, którzy nie udźwignęli presji, bądź przegrali ostateczny pojedynek z czeredą rozszarpujących im umysły wilków. Zagłuszone przez komentatora i kibiców potworne jęki ciężko kontuzjowanych. Połamane nogi, ręce, miednice. Kręgosłupy jak drzewa po burzy nad rzeką Nueces w kowbojskiej epopei Na południe od Brazos. Powyginane, na skraju katastrofy. Wychudzone łydki i wytrenowane ramiona poruszających się na wózku, niezłomnych herosów, których pasja doprowadziła do Hiobowych prób. Zadłużone kluby, nieetyczne zagrywki, niesłowni sponsorzy, prezesi lewitujący ponad prawem, pozamykane firmy, porzucone nadzieje, złamane kariery, wierzytelności, windykacja, kradzieże. Krwiożercze media, obrazoburczy opiniotwórcy, niewidzialna pajęczyna hejterskiego jadu wysuwająca się w anonimowej spirali z odwłoku internetu. Krew, brud, prędkość, smród. Telewizyjny holofagus, pożerający coraz więcej i więcej praw do wizerunku zawodników. Płonąca strzała pieniądza, napędzająca ten okrutny wyścig wyłącznie w lewo. Władze, toczące nieme bitwy o wpływy.

 Niedługo pchniemy całą tę karuzelę. Na określonych warunkach wyruszamy w nieznane, niesieni zewem miłości spróbujemy wyjść z tego zwycięsko i przetrwać. Wiele się mówiło, pisało, plotkowało. Kto, z kim, gdzie, za ile, dlaczego. Czy powinien, czy nie powinien, co to ma znaczyć. Jest sporo wątpliwości, mnogość pytań i zagadek. Regulamin przypomina zaśniedziały antyczny denar, przyjemny dla oka, lecz dla współczesnych niekoniecznie zrozumiały i czytelny. Pominę kwestię ścisłego reżimu sanitarnego, ograniczoną liczbę obsługi zawodników. Nie skomentuję wpływu nowych figur (taki chociażby Komisarz Sanitarny) na pole gry, czy tematyki bezpieczeństwa oraz płynności zawodów w wyniku dzwonów lub wydarzeń uznawanych za ekstraordynaryjne. W myśl przepisów, proszę powiedzcie, jak zawodnik, tfu tfu, będzie wył z bólu pod bandą, to ile osób i na jakich zasadach może do niego podbiec? I jakie są konsekwencje złamania zasad dystansu społecznego w trakcie spotkania? Kto o tym będzie rozstrzygał? Jak już mówiłem, wiele pytań można postawić. Chyba, że jestem do tyłu i o czymś nie wiem, być może pojawiła się jakaś potężna aktualizacja, którą przeoczyłem. Jeśli tak, to pardon, mea culpa.

Żużel to brudny sport. Żużlowcy to często ludzie nieokrzesani, bezpośredni, specyficzni. Przyzwyczajeni do pożerania życia garściami ryzykanci. Czubki, maniacy, zapaleńcy z wielkimi cojones. Mawia się, że każdy, kto ściga się w kółko bez hamulców na ultralekkiej maszynie o stosunku mocy do wagi praktycznie jeden do jednego, jest świrem. I tak, i nie. Ale nawet jeśli, to czy te uwielbiane przez miliony osób świry naprawdę muszą po skończonych zawodach błagać: agua, porfavor? Nie da się naprawdę ogarnąć lepiej kwestii higieny? To jest, przepraszam bardzo, PGE Ekstraliga? Tylko na tyle stać prawdziwą Premiership speedwaya, elitarny produkt, top of the top, najczęściej oglądane sportowe rozgrywki w Polsce? Taki wizerunek kreuje od lat PGE Ekstraliga, trudno więc myśleć inaczej. To są stadiony za grube miliony, a nie Arena Bez Szatni, położona pośród pól kapusty w Glumso, z całym szacunkiem dla całej jej atrakcyjności. Przekaz, płynący do kilku państw, nadaje potężny telewizyjny moloch z wielkimi tradycjami, a nie – również zachowując respekt – częstochowska TV Orion.

Mała inscenizacja. Jedziesz do Lublina, pięćset kilometrów wszerz Polski, z dwiema maksymalnie osobami w busie. Gorąco jak skurwysyn, żar leje się z nieba, nerwy, duchota. Głód. Mecz wyniszczający, trudny. Sześć biegów, powtórki, upadek, czarne gęby. Paluch rozcięty, cały we krwi, rozdarty złamaną śrubą. Coś było robione na szybko, nawet nie pamiętasz. Ekstraligowe tempo, w pustym korycie między pośladkami tworzy się toksyczny akwen. Martwy stadion, dezynfekcja, rękawiczki, brak trybun, nieliczni wybrańcy w parkingu, maseczki, kamery, sztucznie, dziwnie.

Godzina 21:00, dwadzieścia osiem stopni. Takie mamy lato, Polska stepowieje. Mokry, zapocony, ujebany jak świnia wycierasz się ręcznikiem, przebierasz w cywilne ciuchy. Zawodnik to samo, na meczu był wulkanem, zrodzonym z emocji i potu. Pod kevlarem słone strumienie wsiąkały w ochraniacz i ciało coraz to głębiej, jak gargantuiczna kałuża zasilająca wody gruntowe. Kwaśny odór ciał, skarpet, brudu, smarów, bakterii i porażki wypełnia szczelnie busa. Obrzydliwe cząstki, niczym promienie gamma w Prypeci, przenikają przez aromat perfum, radio zet, świeże ciuchy, mroźny powiew klimatyzatora. Nerwy urzeczywistniają się poprzez antyzapach. Atmosferę można kroić, ale tylko nożem gyuto.

Do przejechania wszystkie te Drogi Krajowe, gdzie wleczesz się za tirami, wszystkie te horrendalnie drogie autostrady. Trzeba by coś zeżreć, zakupy zrobić. Wstyd tak, kurwa, na stację nawet wejść. Pasza z makdrajwa. Brud pod pazurami, krew, zaschły pot. Setki widocznych jedynie pod słońce drobinek toru, pylistego widma pokrywającego brunatną szadzią lśnienie udręczonych ciał. Maź oblepiająca skórę. Gdyby bogowie zmaterializowali strigil, można by się oskrobać. Bogowie to zazwyczaj skurwysyny, nic nie zmaterializują. Nikt nie chce nic mówić, nikt nie może oddychać. Ludzie zrównani ze zwierzęciem, bydłem, świnią, kozą, lumpem, ścierwem. Odebrać możliwość prysznica po zawodach, choćby był kurwa zimny, to sprawa niehumanitarna, nadająca się do Trybunału w Strasburgu.

Alternatywna wersja wydarzeń. Otwarte do granic możliwości okna, świeże powietrze przepłukuje zapleśniałe wnętrze pojazdu. Potworny smród i dyskomfort minimalizowane są nieco przez zasysaną z zewnątrz naturę. Da się mówić, prawie normalnie oddychać. Zimne wichry zlizują z czół skroploną sól. Lodowata cola relaksuje przełyk. Niedobór pokarmu, zbyt duży wstyd siąść i zjeść. Mak niezdrowy, nie wchodzi w grę. Pandemia, niedziela, limity w knajpach i tłumy na drogach. Skrawki energii pochłanianie na stacji benzynowej. Ekspedycja dociera do celu na granicy nerwów i logiki. Zarazki lęgną się na ciele w niewidzialnym tańcu. Ktoś, gdzieś, coś, jeszcze chuj wie co. Mikroby rozwijają się, multiplikują. Rano któryś chory. Gorączka, katar, kwarantanna. Jak jeden, to wszyscy. Panie Michale, toż to tylko nic, to przeziębienie. Najpewniej tak jest, ale regulamin nieubłagany, współtworzony przez Ateńczyka Drakona. Nikt chorego nie wpuści na stadion. Absolutnie, koronawirus. Klub ma problem, sięga po gościa. Gość przyjeżdża, pełen ambicji, dosprzętowiony, spasowany. Uśmiech stojącej przed nim szansy rzucony na twarz jak przedwyborczy plakat.

Jakiś czas w Ekstralidze nie jeździł. Inne niż dotychczas realia. Nie ma trybun, ani prezesa w parkingu lecz jest eteryczny nieprzyjaciel – presja. Gość robi dwa punkty w pięciu, kręci głową po ostatnim biegu. Kibice niezadowoleni, sponsorzy załamani, zwinięte kulki papieru lecą w telewizor, leje się smutne piwsko, druga pod rząd porażka. Zła karta w żużlowym tarocie. Dziady jebane, syczą rozgoryczeni fani. Mieliśmy wygrać, a znów przegraliśmy, przez brud i śmierdzące skarpety przegraliśmy, kurwa. Mechanik chory, mechanik zwolniony, rodzina zapłakana, sytuacja bez precedensu, apelacje od kwarantanny, kłótnie oficjeli, prawnicy, Ostafiński skacze z radości, biorąc się z Hynkiem za łby. Koronarzeczywistość.

Tak to ma wyglądać? Zapytam po raz wtóry, czy to TA liga rościła sobie jeszcze niedawno prawa do zarzynania żużla w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Skandynawii? Czy ludzie, którzy potrafią regulować okoliczności, w jakich dopuszczone jest założenie przez mechanika szortów, ludzie, którzy odzierają zawodników z praw do występów w całkowicie zindywidualizowanym stroju nie są na tyle kompetentni, by ogarnąć temat tak prosty, jak kąpiel dla trzydziestu osób? Nie wzorujmy się w kreowaniu absurdów na Ekscelencjach z Wiejskiej, z góry wielkie merci bacoup.

 Agua, porfavor. Na litość boską i ludzką, drodzy decydenci, pozwólta po zawodach wziąć ludziom prysznic, toć to oni tworzą wasze widowisko. Pokażmy, że można w tym sezonie poczuć choć odrobinę normalności.

DAMIAN KLOS

6 komentarzy on Prysznic po zawodach. Agua, agua, agua…
    Życzliwy
    27 May 2020
     10:22am

    Miało być dosadnie, ok… ale po co aż tyle wulgaryzmów? felieton zamiast ostry zrobił się zwyczajnie chamski.

    misterx
    27 May 2020
     12:18pm

    Nie chamski a dosadny, moze trafi do twardoglowych. Bartek Czekanski nazywal ich daaawno temu granatowymi marynarkami czy jakos tak. Co do p. Ostafinskiego i p. Hynka…dobre dobre…

      Życzliwy
      27 May 2020
       3:45pm

      Szczerze mówiąc wątpię by do jak to napisałeś „twardogłowych” trafił (zwłaszcza w tej formie).
      Poza tym jest jednak spora różnica pomiędzy byciem dosadnym (zapewniam, da się to zrobić bez wulgaryzmów) a zwyczajnie ordynarnym.

    Muchomorek
    27 May 2020
     4:55pm

    Pa zakończeniu tego patetycznego tonu, najeżonego wypowiedziami spod ŚMIETNIKA, oczekuję jakiejś konkluzji. Damianie, była ale słaba.
    Oczywiście zgadzam się, że przepis zabraniający kąpieli to jakiś bezsens, jednak zasady sanitarne (mogę się z nimi nie zgadzać), są obowiązujące.
    I teraz co ma zrobić zapocony zawodnik ekstraligowy wychodząc po meczu a nawet niemający możliwości wykąpania się w trakcie przerwy. Co ma zrobić? Najprościej wynająć kamper z toaletą, wodą, prysznicem, klimatyzowaną sypialnią i nawet kuchenką, gdzie ktoś za małą opłatą go poprowadzi, zrobi kolację, posprząta a nawet w wolnej chwili udostępni inne … atrakcje. Inne ligi zamknięte, nie ma się gdzie śpieszyć a pracownika (pracownicę) i auto kempingowe wpuścimy w koszty.
    Bez przesady. Ekstraligowcy nie mają problemu, stać ich na wszystko. Problem to mają zawodnicy 1 Ligi Żużlowej a o tych z 2 LŻ to nawet nie wspomnę.

    Muchomorek
    27 May 2020
     4:58pm

    Trochę kicha. Wprowadziliście moderację, ale brak możliwości edycji. Słabe to … hmmm

Skomentuj

6 komentarzy on Prysznic po zawodach. Agua, agua, agua…
    Życzliwy
    27 May 2020
     10:22am

    Miało być dosadnie, ok… ale po co aż tyle wulgaryzmów? felieton zamiast ostry zrobił się zwyczajnie chamski.

    misterx
    27 May 2020
     12:18pm

    Nie chamski a dosadny, moze trafi do twardoglowych. Bartek Czekanski nazywal ich daaawno temu granatowymi marynarkami czy jakos tak. Co do p. Ostafinskiego i p. Hynka…dobre dobre…

      Życzliwy
      27 May 2020
       3:45pm

      Szczerze mówiąc wątpię by do jak to napisałeś „twardogłowych” trafił (zwłaszcza w tej formie).
      Poza tym jest jednak spora różnica pomiędzy byciem dosadnym (zapewniam, da się to zrobić bez wulgaryzmów) a zwyczajnie ordynarnym.

    Muchomorek
    27 May 2020
     4:55pm

    Pa zakończeniu tego patetycznego tonu, najeżonego wypowiedziami spod ŚMIETNIKA, oczekuję jakiejś konkluzji. Damianie, była ale słaba.
    Oczywiście zgadzam się, że przepis zabraniający kąpieli to jakiś bezsens, jednak zasady sanitarne (mogę się z nimi nie zgadzać), są obowiązujące.
    I teraz co ma zrobić zapocony zawodnik ekstraligowy wychodząc po meczu a nawet niemający możliwości wykąpania się w trakcie przerwy. Co ma zrobić? Najprościej wynająć kamper z toaletą, wodą, prysznicem, klimatyzowaną sypialnią i nawet kuchenką, gdzie ktoś za małą opłatą go poprowadzi, zrobi kolację, posprząta a nawet w wolnej chwili udostępni inne … atrakcje. Inne ligi zamknięte, nie ma się gdzie śpieszyć a pracownika (pracownicę) i auto kempingowe wpuścimy w koszty.
    Bez przesady. Ekstraligowcy nie mają problemu, stać ich na wszystko. Problem to mają zawodnicy 1 Ligi Żużlowej a o tych z 2 LŻ to nawet nie wspomnę.

    Muchomorek
    27 May 2020
     4:58pm

    Trochę kicha. Wprowadziliście moderację, ale brak możliwości edycji. Słabe to … hmmm

Skomentuj