Autor tekstu i Tomasz Gollob.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Andrzej Rusko zwykł dawno temu żartować, że aby Jarka Hampela odpowiednio nastroić i pobudzić do rywalizacji, należy go tuż przed meczem kopnąć w kostkę. A co, jeśli Jarka kopnie się tuż przed sezonem w d…? Niebawem odpowiedź.

Hampel. Po pierwsze to nie tylko pracownik żużlowy, jak wielu, lecz przede wszystkim wielki sportowiec. Trzech mamy tylko kierowców, którzy minimum trzykrotnie wjeżdżali na pudło IMŚ. To Gollob, Zmarzlik i Hampel właśnie, choć jako jedyny spośród wymienionej trójcy nie sięgnął po złoto. Bez wątpienia jest również niezwykle doświadczony. W dwójnasób. Niemal wszędzie był, niemal wszystko widział, niemal wszystko zdobył – to bez dwóch zdań. Jest też jednak niezwykle doświadczony przez los. Koszmarne złamanie kości udowej w wieku 33 lat, de facto, zmieniło jego sportowe życie. I styl jazdy. Choć marzeń nie pozbawiło i tego sportowego DNA nie wypaliło – to właśnie szanuję. Otóż po powrocie Hampel przypuścił atak na powrót do cyklu Grand Prix i, co więcej, nie bał się z tymi planami obnosić. Nie kluczył, nie mamił, lecz jeszcze przed rokiem mówił wprost, że to go właśnie interesuje. Przepadł jednak, wraz z Buczkowskim, w słowackiej Żarnovicy.

Hampel to zawodnik, który stara się nie krzywdzić na torze, a i na co dzień nie wjeżdża raczej komuś w drogę. Rzecz jasna, swoje przywary też ma, lecz sposobem bycia potrafił łamać miękkie serca. Taką słabość miał do niego m.in. Marek Cieślak. Jarek mógł się spóźnić na trening godzinę albo i dwie, lecz Narodowy mu zawsze wybaczał. A żona Narodowego nazywała Jarka Cukiereczkiem. Bo ładnie się potrafił uśmiechać, ładnie tłumaczyć i dobrze komunikować. Również po angielsku. Tak, to jeden z lepiej mówiących po angielsku polskich żużlowców. Pamiętam taką scenkę, gdy po praskiej Grand Prix Czech stanął na pudle, a chwilę później zasiadł za stołem konferencyjnym i pięknie objaśniał anatomię sukcesu. Oczy stojącego pośród dziennikarzy Andrzeja Rusko przepełnione były radością i dumą, jak u matki nakarmionej do syta sukcesem syna. Buzia sama mu się uśmiechała, a dłonie same klaskały. Wydusił z siebie tylko czule – Jarek… Miał wtedy prezes w klubie swoją nadzieję na tytuł IMŚ.

Musiał to być 2004 rok, gdy w maju na Markecie Jarek ustąpił tylko pola Crumpowi. Był to też sezon, gdy niewiele brakowało, a młoda Sparta, sorry, gdy młody Atlas uprzedziłby w walce o złoto DMP gwiazdorską Unię Tarnów. Gdyby tylko Greg Hancock dotarł do Mościc na kluczowy pojedynek (wrocławianie, jadąc w pięciu, przegrali 40:49). Tak się zwykło ten sezon wspominać. A ja powiem inaczej – niepotrzebny byłby Hancock, gdyby nie połamał się wtedy Sławek Drabik. W wieku 38 lat przechodził właśnie drugą młodość, lał wszystkich jak leci. Walcząc o cykl Grand Prix złamał jednak kręgosłup w czeskim Slanym. Dzwoniłem wtedy do niego po kraksie, gdy leżał przykuty do czeskiego szpitalnego łóżka. Właśnie się musiał wybudzić z pięknego snu, gdyż wcześniej robił na torze, co chciał. Ale humoru nie stracił. – Muszę stąd szybko spier… Wyłamałem kilka desek w płocie i ściga mnie teraz miejscowy toromistrz – wycedził, ewidentnie walcząc z bólem.

Drabika zabrakło wtedy w kluczowej fazie rozgrywek, wrócił dopiero na kończący sezon Memoriał Nieścieruka, po ciężkiej kontuzji „rusztowania”, i… wygrał. Wspominam o tym, bo Hampel to dziś również zawodnik 38-letni. Też ma prawo zadziwić jeszcze świat. Jak 39-letni Gollob. O ile tylko wspomniane złe doświadczenie mu na to pozwoli, bo to ciężki bagaż. A kopniaka dostał właśnie solidnego, w dosłownym słowa znaczeniu. Bo to również kopniak motywacyjny.

W tych romansach klubów z zawodnikami bywa bardzo różnie. I nie jest też tak, że brakiem sentymentów wykazuje się wyłącznie strona klubowa. Absolutnie. Razy obie strony wymierzają sobie na przemian. Raz klub, a innym razem żużlowiec, który dziś poda rękę, by jutro przekonywać, że to nie jego ręka. Natomiast przykro, że tym razem trafiło akurat na Hampela. Który jesienią mógł wyciągnąć ręce po duże pieniądze w Częstochowie.

Co poza tym? Z różnych stron oberwało się PGE Ekstralidze za stworzony w trybie pilnym regulamin Drużynowych Mistrzostw Pandemii. I że świat się odmraża, a regulamin pozostał taki sam. Tak samo restrykcyjny. Na chłodno oceniając – trudno, by te zapisy ulegały zmianie co tydzień lub dwa, wraz z kolejnymi rozporządzeniami ułatwiającymi życie. Raz, że to katorżnicza robota głupiego, cała do kosza, poza tym czyniąca organ zarządzający niewiarygodnym. Kto by brał na poważnie regulamin co chwilę zmieniający swoje brzmienie. Natomiast, to fakt, nie wszystko da się przyjąć na spokojnie, jak choćby ten nieszczęsny zakaz kąpieli po zawodach. Bo przecież z jednej strony apelują do nas o mycie rąk, a z drugiej każą oddalić się ze stadionu brudnym i śmierdzącym. Gorącą, letnią porą. Piłkarze PKO Ekstraklasy mają prawo wejść po meczu pojedynczo pod prysznic, ale już żużlowcy PGE Ekstraligi takiego przywileju nie mają. Dlatego po cichu liczę, że na dniach usłyszymy jednak o jakiejś nowelizacji regulaminu. O aneksie czystości. Może też o zwiększeniu limitu mechaników.

To nie jest łatwy czas. Dziś, okazuje się, niektórzy szefowie klubów mają kręcić nosami, że zapełnienie trybun w 25 procentach to jednak żaden powód do euforii, a głównie straty. W najlepszym wypadku zerowy zarobek, pokrycie kosztów organizacji i ochrony przy ograniczonych wpływach. Aż tak? Zapewne chodzi o to, że jeśli wejść mają wyłącznie, albo w zdecydowanej większości karnetowicze, to rzeczywiście zarobek mamy żaden. Bo pieniądze od karnetowiczów wpłynęły już dawno temu. I pewnie dawno temu zostały podzielone. Więc świeżego grosza rzeczywiście brak. A gdy z czasem, oby, pozwolą zapełniać trybuny w połowie, w 75 procentach lub w całości, to do ataku po swoje znów ruszą zawodnicy. Pytanie, który moment uznają za odpowiedni. W każdym razie Krzysiek Cegielski wspominał już o niepisanej umowie odmrażania starych kontraktów, gdy tylko zrobi się gęściej na widowni. A to gwarantuje nowe emocje.

WOJCIECH KOERBER

4 komentarze on Po bandzie. Gdy Hampela się kopnie w kostkę. Albo w d…
    Guy Martin
    4 Jun 2020
     11:49am

    Najbardziej przykro ze akurat trafilo na Hampela jest podobno pewnemu znanemu milosnikowi Konkinowki . Wychowawcy usmiechnietego zuzlowca o imieniu Sebastian oraz pogromcy druzyn reszty swiata . Oraz wszystkich innych gdy nie mogli zebrac 4 klasowych zawodnikow . Pozytywnym aspektem tego smutku jest to ze czlowiek uczy sie cale zycie i moze zrozumiec popelnione bledy . Bo jak to mowil pewien przywodca w czasach kiedy Marek Cieslak jezdzil na zuzlu wicie rozumicie po 15 latach nagle okazuje sie ze Hans Andersen nie byl lepszy . Marku jak to ? Czyli popelniles blad oddajac JH do Leszna ?

    bven
    4 Jun 2020
     1:17pm

    Widęz, że wszyscy już zapomnieli w jaki sposób Wrocław po 2006 roku rozstał się z Hampelem, po kontuzji. Sam Cieślak, ówczesny trener we Wrocławiu, powiedział, że z Hampela już nie będzie dobry żużlowiec i bez żalu go pożegnał, co skończyło się przenosinami do Leszna

    Raf
    4 Jun 2020
     6:04pm

    zawsze jest okazja aby przypomnieć absencje Grega w Tarnowie.
    Zawsze już tak zostanie, ze Sparta nie była mistrzem w 2006.
    Liczę, ze i tak będzie w tym roku
    Czas wybrać się panowie dziennikarze do innych miast zuzlowych.
    Za tydzień rusza sezon czas ruszyc dupe a nie tylko krecic glowa

Skomentuj

4 komentarze on Po bandzie. Gdy Hampela się kopnie w kostkę. Albo w d…
    Guy Martin
    4 Jun 2020
     11:49am

    Najbardziej przykro ze akurat trafilo na Hampela jest podobno pewnemu znanemu milosnikowi Konkinowki . Wychowawcy usmiechnietego zuzlowca o imieniu Sebastian oraz pogromcy druzyn reszty swiata . Oraz wszystkich innych gdy nie mogli zebrac 4 klasowych zawodnikow . Pozytywnym aspektem tego smutku jest to ze czlowiek uczy sie cale zycie i moze zrozumiec popelnione bledy . Bo jak to mowil pewien przywodca w czasach kiedy Marek Cieslak jezdzil na zuzlu wicie rozumicie po 15 latach nagle okazuje sie ze Hans Andersen nie byl lepszy . Marku jak to ? Czyli popelniles blad oddajac JH do Leszna ?

    bven
    4 Jun 2020
     1:17pm

    Widęz, że wszyscy już zapomnieli w jaki sposób Wrocław po 2006 roku rozstał się z Hampelem, po kontuzji. Sam Cieślak, ówczesny trener we Wrocławiu, powiedział, że z Hampela już nie będzie dobry żużlowiec i bez żalu go pożegnał, co skończyło się przenosinami do Leszna

    Raf
    4 Jun 2020
     6:04pm

    zawsze jest okazja aby przypomnieć absencje Grega w Tarnowie.
    Zawsze już tak zostanie, ze Sparta nie była mistrzem w 2006.
    Liczę, ze i tak będzie w tym roku
    Czas wybrać się panowie dziennikarze do innych miast zuzlowych.
    Za tydzień rusza sezon czas ruszyc dupe a nie tylko krecic glowa

Skomentuj