Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Urodzony w Żarnowicy Słowak zaczynał karierę w polskiej lidze w 2006 roku. W klubie z Krosna. W tym sezonie był liderem Stelmet Falubazu Zielona Góra. Zaliczył również najlepszy sezon w cyklu Grand Prix, w którym zajął piąte miejsce. O tym, jaki to był sezon i jakie są najbliższe plany, w rozmowie poniżej. 

Martin, w cyklu Grand Prix zaliczyłeś najlepszy sezon w karierze. Jesteś zadowolony z piątej pozycji, czy może lekki niedosyt pozostał?

Jestem jak najbardziej ze swojej końcowej pozycji zadowolony. Jest to przecież mój najlepszy sezon w Grand Prix oraz w polskiej lidze. Patrząc statystycznie na wyniki, punkty – nie ma powodów do niezadowolenia. Jeśli jednak spojrzę na to trochę inaczej, ze strony sportowca, to dopóki nie zdobędzie się złotego medalu, nie ma nigdy 100-procentowej satysfakcji. Tak też jest w tym wypadku z mojej strony. 

No właśnie. Złoto to marzenie każdego sportowca. Wiesz po tym sezonie, czego brakuje i jakie elementy należy poprawić, aby w przyszłości było jeszcze lepiej?

Tak i to jest bardzo ważne. Wiem, co jest do poprawy u mnie samego, w mojej jeździe czy w moim teamie. Myślę, że właśnie ta świadomość, co mamy do poprawy jest dla mnie  bardzo dobra. Jeśli kończę sezon i mówię sobie – Martin, to i to do poprawki, to jest ok. Gdyby było tak, że kończę sezon i nie wiem, co można poprawić, to byłaby to niezbyt wesoła sytuacja. Szukam pozytywów, znajduję je i już teraz odnośnie przyszłego sezonu jestem optymistą. 

W takim razie powiedz, proszę, jakie elementy są do poprawki?

Na pewno nie będę zdradzał, co jest do poprawy, bo to ma być mój klucz do sukcesu. Powiem ogólnie – są pewne rzeczy do poprawki jak styl czy jakość jazdy plus kilka kwestii do dopracowania z moimi mechanikami odnośnie przygotowania sprzętu. Tyle ogólników, mogę powiedzieć. Reszta niech pozostanie milczeniem.

Fot. Vaculik Racing Team

Trzy razy w tym roku kończyłeś rundy Grand Prix na drugim miejscu. Nie brakuje Ci choćby tego jednego, najwyższego stopnia podium?

Pewnie, że brakuje. Dwa razy przegrałem walkę o wygraną w turnieju z mistrzem świata, Bartkiem Zmarzlikiem. Wiesz, może, kurczę, to tak jest, że te dwie przegrane to jest właśnie różnica pomiędzy piątym zawodnikiem świata a tym pierwszym. Być może w tym sezonie nie było mi dane wygrać choćby jednych zawodów Grand Prix. Przyjmuję jednak to jak jest i cieszę się z tego, co mam. Widocznie tak miało być. 

Ubiegły sezon miałeś bardzo pechowy ze względu na kontuzję kostki. Gdyby ktoś Ci wtedy powiedział – „Martin, za rok jesteś piąty na świecie”. Brałbyś to w ciemno?

Szczerze ci powiem, że tak. Brałbym to wtedy w ciemno. Miałem w zeszłym roku bardzo poważną kontuzję, która skomplikowała mi mocno cały sezon, więc taki progres musiałby mnie zadowolić.  

Tytuł mistrza świata zdobył Bartosz Zmarzlik, z którym mocno się lubicie…

Cieszy mnie sukces Bartka. Tytuł jest w tym roku w odpowiednich rękach. Bartek ma ogromny talent od Boga do żużla, który popiera ciężką pracą. To człowiek bardzo ciężko pracujący na swój wynik. W przyszłym roku spróbuję się z nim bardziej skutecznie pościgać (śmiech – dop. red.).

Powiedz, proszę, jak piąte miejsce na świecie zostało przyjęte na Słowacji? Media dostrzegły sukces?

Powiem ci, że nadspodziewanie dobrze. Drugi dzień z rzędu jeżdżę po telewizjach słowackich i udzielam wywiadów. Medialnie jest głośno. Zainteresowanie prasy czy telewizji jest spore. Z tego tylko można się cieszyć. Mam nadzieję, że mój nienajgorszy wynik przyczyni się do popularyzacji żużla w moim kraju. Wiesz co – w ogóle to mi się wydaje, że to najlepszy wynik w historii sportów motorowych dla Słowacji, jeśli mówimy o zawodach rangi mistrzostw świata. Kiedyś ktoś od nas był chyba drugi w Rajdzie Paryż – Dakar.

Przejdźmy do ligi polskiej. Czternaście lat temu zaczynałeś przygodę w Krośnie, teraz byłeś liderem czwartego zespołu polskiej Ekstraligi…

Tak. Czas szybko mija. Mamy rok 2019 i bez dwóch zdań to był najlepszy mój sezon w lidze polskiej. Tym bardziej się cieszę, że w polskiej Ekstralidze. Chcę ci powiedzieć jedno i proszę, napisz to. Falubaz to jest niesamowity klub i ma ogromną zasługę w tym, jaki zrobiłem wynik w tym sezonie indywidualnie. To, podkreślam jednoznacznie, duża zasługa klubu. Jestem bardzo szczęśliwy, że wybrałem akurat ten klub. Fantastyczni ludzie i fantastyczni kibice. Bardzo dziękuję Falubazowi za to, jak mi pod wieloma względami pomaga. 

Nie wypada w takim razie nie zapytać – za rok kończy Ci się kontrakt w Zielonej Górze….

Powiem krótko. Ja chcę w tym klubie jeździć jak najdłużej. Czuję się w Zielonej Górze wyśmienicie. 

W przyszłym roku w Falubazie ma startować Jan Kvech. Mówi się, że to właśnie Martin Vaculik był tą osobą, która go poleciła działaczom Falubazu…

Jeśli mam okazję, to chcę pewne rzeczy sprostować. Ja nikomu nic nie radziłem ani nie doradzałem. Moje zadanie to zdobywanie punktów, a nie szukanie zawodników. Zawodników kontraktuje klub. Moja rola była tylko taka, że jeśli działacze nie wiedzą jak faktycznie zawodnik zachowuje się czy jeździ na torze, to pytają tych, którzy mieli z danym zawodnikiem styczność. Często patrzenie w sam program zawodów z punktami niewiele mówi. Ja z Janem ścigałem się w lidze czeskiej. Spytano mnie tylko, co o nim myślę i swoje zdanie przekazałem. Nic więcej. Pisanie, że to ja go wręcz zakontraktowałem, nie ma kompletnie nic wspólnego z rzeczywistością. 

Jak oceniasz Kvecha? Moim zdaniem bywa na torze lekko szalony…

Czemu szalony? Absolutnie nie. Jan jest bardzo utalentowanym zawodnikiem. Zwróć uwagę na jedno, proszę – Kvech ma dopiero siedemnaście lat. Dawno nie widziałem w Czechach zawodnika, który ma takie czucie i opanowanie motocykla i to w tak młodym wieku. Znam wielu starszych zawodników, którzy z opanowaniem motocykla są w jego punkcie. Jan ma talent do tego sportu. Reszta należy do niego. Pamiętaj, że talent to jedno, a umiejętność pracy i poświęcenia się to druga rzecz. Te elementy muszą ze sobą współgrać, aby był dobry wynik. Jan ma na ten moment wielki talent, a co będzie dalej, to już pokaże życie. 

Sezon żużlowy się już kończy, zatem gdzie i kiedy Martin Vaculik planuje urlop?

Wakacje będą (śmiech -dop. red.). Dostałem od mojej żony na urodziny, które miałem w kwietniu, zaproszenie na koncert Lady Gagi w Las Vegas i tam się wybierzemy. Mało kto wie, że nie tylko Mikkel Michelsen jest fanem tej piosenkarki. Wyjazd na koncert połączymy z małym zwiedzaniem Ameryki. Chcemy zobaczyć choćby Nowy Jork. Ja nigdy jeszcze nie byłem w Stanach Zjednoczonych i już się cieszę na ten wspólny wyjazd. Po powrocie czeka mnie operacja kostki. Wyciąganie śrub i tym podobne rzeczy. Po zabiegu rehabilitacja i wracam do żużla. Zacznę przygotowania do nowego sezonu.

Dopiero co zostałeś wybrany najlepszym obcokrajowcem PGE Ekstraligi…

Gala bardzo mi się podobała. Nie spodziewałem się wygranej w swojej kategorii. Dziękuję wszystkim kibicom za oddane głosy. W ogóle chcę podziękować swojej rodzinie, teamowi, klubowi i moim sponsorom oraz partnerom za to, że przyczynili się do tego, iż miałem tak udany sezon. Bardzo Wam wszystkim dziękuję. Co do mojej wygranej w głosowaniu – dodam, że gdyby nie koledzy z toru i klub, wygranej by nie było. To oni swoją pracą przyczynili się też do tego, że zostałem najlepszym obcokrajowcem w oczach głosujących. 

Martin, cel na przyszły sezon to medal Grand Prix, tytuł mistrzowski czy może podejdziesz do wszystkiego z marszu bez określonego celu?

Ciężko odpowiedzieć. Jestem sportowcem i każdy chce być mistrzem świata. Wiem, że będę robił wszystko, aby to jak najszybciej osiągnąć, ale z drugiej strony, wiesz – nie chcę sam w sobie budować niepotrzebnej presji. To niczemu nie służy. Powiem tak. Chcę jechać jak najlepiej ze świadomością swojej wartości na torze, a co wyjdzie w praniu, zobaczymy za rok. Zrobię wszystko, co możliwe, aby wypaść jak najlepiej w Grand Prix i w lidze polskiej. 

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również. Pozdrawiam serdecznie wszystkich swoich fanów. 

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA