Maciej Maj, pomysłodawca i autor publikacji "Żużel w Lublinie. Fotokronika 70 lat".
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Na żużlowym rynku wydawniczym pojawiła się prawdziwa perełka. Album „Żużel w Lublinie. Fotokronika 70 lat” to ponad 500 stron i 1000 unikatowych fotografii, które autor – Maciej Maj – zbierał przez blisko 25 lat. O tym jak powstawał album, o żużlowych tradycjach w Kozim Grodzie oraz o tym, kto mógłby zostać patronem stadionu w Lublinie opowiedział nam Maciej Maj, pomysłodawca i autor publikacji.

Co było impulsem do stworzenia tej publikacji? Kiedy pojawił się pomysł?

Kilka lat temu udało mi się dotrzeć do długo poszukiwanych materiałów, dokumentujących początki czarnego sportu w Lublinie. Grzech by było tego nie wykorzystać…Ugruntowało mnie to w przekonaniu, że winniśmy pielęgnować pamięć i utrwalać ślady działalności poprzedników. Pomysł na album powstał w związku z jubileuszem 70-lecia sportu żużlowego w Lublinie, który przypadał w 2017 roku, a przeszedł właściwie bez echa. Doszedłem do wniosku, że warto przy tej okazji zobrazować prawdziwą historię jednego z najstarszych ośrodków żużla w kraju. Czułem, że ta publikacja może stać się większym projektem i automatycznie widziałem oczami wyobraźni produkt finalny. Tworząc książki wyznaję zasadę: historia jest pamięcią. A pamięć daje nam wiedzę, kto kim był i po co jesteśmy. Nie chcę używać dużych słów, ale jest to pewien ślad i forma edukacji kibiców. Ślad, który jest dla mnie ważny i który chcę za sobą zostawić.

Co dokładnie znajduje się w albumie? Czy są to zdjęcia, jakieś zapiski, wspomnienia?

Album „Żużel w Lublinie” jest podróżą w czasie, ukazującą historię lubelskiego sportu żużlowego na fotografiach w latach 1947-2018. Powiem nieskromnie, że takiego wydawnictwa jeszcze w sporcie żużlowym nie było. Jako ciekawostkę dodam, że przez 25 lat kolekcjonowania pamiątek żużlowych udało mi się zgromadzić między innymi kilka tysięcy zdjęć, z czego ostatecznie postanowiłem zamieścić w albumie około 1000 unikatowych fotografii. Co ciekawe, większość z nich po raz pierwszy ujrzy światło dzienne. To jest prawdziwa uczta fotograficzna dla kibiców. W albumie znajduje się wiele dokumentów, programów, afiszów, wycinków prasowych i statystyk, które mają pomóc w przywołaniu najważniejszych wydarzeń. Dokumentalny charakter publikacji, urok starych fotografii, dokumentów i pamiątek powoduje, że książka może stać się swoistą biblią lubelskich żużlowców. Ten album pełni rolę wehikułu czasu. Przedstawia ludzi i świat sportu żużlowego, którego praktycznie nie ma lub mało kto pamięta.

Czy są to Pana zbiory własne czy również pamiątki pozyskane od kogoś jeszcze?

Większa część książki to zdjęcia i skany dokumentów, które pochodzą z różnych źródeł i wielu zbiorów. Samych zdjęć drużyn z różnych lat jest w albumie ponad 150 sztuk!  Przy okazji serdecznie dziękuję autorom fotografii oraz instytucjom za pomoc i udostępnienie archiwalnych materiałów dla potrzeb wydawnictwa. Publikacja wymagała przewertowania ogromu materiałów. Niestety, ale gdy upadł RKS Motor, z klubowych ścian i archiwum zniknęło wiele pamiątek. Przesiedziałem też wiele godzin w Bibliotece Łopacińskiego w Lublinie. Oczywiście wiele pamiątek udostępnili też niektórzy byli żużlowcy.

Na ponad 500 stronach znajduje się blisko 1000 unikatowych fotografii prezentujących historię czarnego sportu nad Bystrzycą.

Jak długo trwały prace nad albumem?

Trudno jednoznacznie określić, ale dla zobrazowania przedstawię kilka liczb: ćwierć wieku kolekcjonowania materiałów i pamiątek, ponad 2 lata pracy nad publikacją i ponad 400(!) godzin pracy grafika nad składem, łamaniem i opracowaniem graficznym. Cieszę się, że moja wieloletnia praca i zbiory nie poszły na marne. Potrzeba wiele samozaparcia, żeby samodzielnie coś stworzyć i wydać. Wydaje się oczywiste, że tę książkę każdy prawdziwy sympatyk sportu żużlowego powinien w swojej bibliotece mieć.

Gdzie można kupić Album?

Na Facebooku jest profil książki ŻUŻEL w Lublinie 1947-2017 i tam na bieżąco można zasięgać informacji na ten temat. Aby zamówić publikację, proszę o wiadomość na mój adres e-mailowy: [email protected]

Jaka jest jego cena?

To, niestety, nie jest tania publikacja. Album kosztuje 170 zł. Całość materiału ma 512 stron, obejmuje lata 1947 – 2018, składa się z 32 rozdziałów i zawiera około 1000 zdjęć. Album jest ekskluzywnym przedmiotem, mogącym przyjąć formę na przykład wspaniałego, ponadczasowego podarunku.

Czy łatwo udźwignąć takie przedsięwzięcie od strony finansowej? Czy pozyskał Pan jakichś sponsorów?

Proces wydania książki to droga długa i wyboista. W większości trudno zainteresować możnych sponsorów lub wydawców takimi projektami. Po złych doświadczeniach z poprzednią publikacją postanowiłem, że ta nie będzie miała żadnych sponsorów i musi się sama sfinansować. Realia są trudne, a moim marzeniem jest, aby była to jak najlepiej wydana publikacja żużlowa w Polsce.

Jaki jest nakład albumu?

Nakład z oczywistych względów jest niewielki, można powiedzieć, że jest kolekcjonerski. Ta książka przeciera szlak, jest kontynuacją poprzedniej publikacji premium (Hans Nielsen „Profesor” w Lublinie), gdzie chodzi o jakość, a nie ilość.

Na przestrzeni tych 70 lat, które wydarzenie ma dla Pana największe znaczenie, które wywołuje szczególne ciepło na sercu? Co było przełomowe?

Bez wątpienia zakontraktowanie do drużyny RKS Motor Lublin legendarnego Hansa Nielsena i przyjazd aktualnego mistrza świata 1 kwietnia 1990 roku było wydarzeniem na wielką skalę! Tak, to naprawdę było przełomowe wydarzenie dla polskiego speedwaya. W Lublinie powiało wielkim światem. Duńczyk jest postacią wyjątkową w światowym i lubelskim sporcie. Gwiazdą największego formatu. Ba, to bezsprzecznie najlepszy sportowiec jaki kiedykolwiek reprezentował lubelski klub. W Motorze jeździł w sezonach 1990-1993. W tym czasie lubelski klub odniósł swój największy, jak do tej pory, sukces – w 1991 roku został drużynowym wicemistrzem Polski. To było wówczas ogromne wydarzenie, chwila, której nigdy nie zapomnę. Wydarzenie to otwierało nowy rozdział w historii czarnego sportu, a „Profesor” stał się symbolem zmian w polskim speedwayu.

Maciej Maj z legendą światowego speedwaya, Hansem Nielsenem.

Skąd u Pana wzięła się pasja do czarnego sportu?


Krótko mówiąc z tradycji rodzinnych. Na stadion trafiłem jako dziecko dzięki ojcu. Jak zahipnotyzowany wpatrując się w zawodników w czarnych kombinezonach na rozpędzonych motocyklach. Wychowałem się na ul. Nadbystrzyckiej, wsłuchany w dochodzący w głośny warkot lubelskich żużlowych silników. Od początku lat osiemdziesiątych regularnie oddychałem atmosferą wyścigów, zostając wiernym fanem czarnego sportu. Od tego czasu poznałem od podszewki żużel, jego specyfikę i losy rycerzy czarnego toru. Dzięki temu pasja zaowocowała dużą kolekcją pamiątek żużlowych i przez dwie ostatnie dekady powstało moich pięć książek.

Czy to, co dzieje się aktualnie wokół lubelskiego żużla przypomina czasy świetności Motoru z początku lat 90.?


I tak, i nie…Otoczka i frekwencja przypominają tamte czasy, ale czarny sport stał się dziś biznesem i produktem marketingowym. Jednak żużel znowu pasjonuje, łączy i cieszy lubelaków. Na stadionie jest dziś bardziej bogato, kolorowo i powrócił doping najwyższej jakości. Rywalizacja przyciąga okazjonalnie na trybuny też wielu polityków zabiegających o głosy…Wszyscy udają, że się na tym znają, bo w gruncie rzeczy żużel jest prostym sportem. Niestety, ale jest też druga strona medalu. Dziś nie jest to już ta sama dyscyplina sportu i nie ci ludzie, co kiedyś… Dziś w ekstralidze i na stadionach obowiązują zakazy, nakazy, autorytaryzmy itd… A żużel jest tylko sportem, niestety sponiewieranym przez biznes, wielkie pieniądze. W obecnej drużynie nie ścigają się żadni wychowankowie. I to jest dla mnie bardzo smutne. Nie potrafię do końca z takimi ludźmi się utożsamiać. Szkolenie też w naszym mieście, niestety, od lat kuleje. Przez te wszystkie lata, speedway przebył ogromną ewolucję i doszło rekordowe wsparcie finansowe ze strony miasta. Dziś tylko kasa musi się zgadzać. Żużel lat 90. funkcjonował w innym, wspaniałym klimacie kumplostwa, życzliwości i biedy… Sport żużlowy oglądałem z różnych poziomów, ale dziś wielka fascynacja z różnych względów mi przeszła. U nas bardzo rzadko szanuje się przeszłość, zapominając o tym, że na niej zbudowano teraźniejszość i zbuduje się przyszłość.

Czy jest ryzyko, że ta lubelska „moda na żużel” szybko przeminie, jeśli pogorszą się wyniki sportowe?

Dla mnie żużel w Lublinie, to ponad 70-letnia tradycja, nie moda! Obecnie zainteresowanie żużlem w Lublinie jest ogromne, ale fundamentem jest też historia. W latach 60. bywały nadkomplety widzów, a na początku lat 90. dyscyplina w naszym mieście przeżyła wielki „boom” i stała się zjawiskiem nie tylko sportowym, ale także kulturowym. Dziś na stadion przy Alejach Zygmuntowskich 5 wróciły największe sławy speedwaya, a lubelscy kibice głośno krzyczą, że „Lublin to ŻUŻEL”! Dzisiejsze szaleństwo opanowało już nie tylko miasto. Można powiedzieć, że całe województwo. Zobaczymy, jak długo utrzyma się koniunktura na czarny sport w naszym mieście. Życie i historia nauczyły mnie, że nic nie trwa wiecznie. Doskonale pamiętam głęboki kryzys w latach 1986/87. Byłem obecny jak lubelski czarny sport umierał w 1995 roku i to umierał przy całkowitej obojętności polityków, władz miasta i kibiców. Gdy zawodnicy Motoru wygrywali z najlepszymi, stadion pękał w szwach. Na ostatnie imprezy w ekstraklasie przychodzili najwierniejsi sympatycy speedwaya, a była ich zaledwie garstka…

Jakie są wg Pana bolączki lubelskiego żużla? Co mogłoby stanąć na drodze do dalszych sukcesów?

Nie jest tajemnicą, że obiekt przy Al. Zygmuntowskich do najbardziej atrakcyjnych aren żużlowych nie należy. Stadion podupadł i nie przystaje do dzisiejszych czasów. Na takim torze mecze nie są zbyt atrakcyjne dla oka. Istnieje też od lat bagatelizowany problem dostępności i dostosowania stadionu dla osób niepełnosprawnych. Mniemam, że dostępność obiektów sportowych powinna być powszechna. Bez gruntownej modernizacji lub budowy nowego stadionu ani rusz, bo warunki dla sympatyków są kiepskie. Żużel robimy przecież dla kibiców. Może też zamiast kupować juniorów, lepiej i taniej zatrudnić trenera z prawdziwego zdarzenia i stworzyć mu odpowiednie warunki i zaplecze do pracy.

Kogo postrzega Pan jako ikonę lubelskiego żużla? Kto mógłby zostać patronem stadionu przy Z5?

Ikon lubelskiego żużla w różnych okresach było wiele…Mistrzów Lublin wychował tylko dwóch: Szwendrowskiego i Dadosa. Generalnie należy pamiętać o takich zawodnikach jak: S. Kępa, Mazur, Kowalski, Jendrej, Bielecki, Berej, Studziński, M. Kępa, Mordel, Śledź, Dados, czy ostatni znaczący wychowanek Jeleniewski. Od dwóch lat zastanawiam się nad patronem obiektu. Jest kilka postaci związanych z historią tego sportu w naszym mieście, które na to zasługują. Przeprowadziłem jakiś czas temu wśród sympatyków internetową sondę i najwięcej głosów zdobył Witold Zwierzchowski, wieloletni zawodnik i trener lubelskiego Motoru, który jako szkoleniowiec doprowadził drużynę do wicemistrzostwa Polski w 1991 roku. Kolejne miejsca zajęli: duński multimistrz Hans Nielsen i uważany za pioniera tej dyscypliny w Lublinie dwukrotny mistrz Polski Włodzimierz Szwendrowski, który był bez wątpienia najwybitniejszym żużlowcem, pochodzącym z Koziego Grodu. Gdyby to ode mnie zależało, to patronem stadionu żużlowego przy Z5 byłby Włodzimierz Szwendrowski. Ponadto, upamiętniłbym np. atrakcyjnym muralem debiut „Profesora” Hansa Nielsena w Motorze Lublin.

Marek Kępa i Jerzy Mordel z pierwszą publikacją Macieja Maja „Z Koziołkiem na plastronie” o historii Motoru Lublin w latach 1962-1995.

Dużo mówi się teraz o tym, że siłą drużyny są juniorzy. Jak zachęcić młodzież do uprawiania czarnego sportu. Czy ma Pan jakieś spostrzeżenia?

To trudne, bowiem żużel to sport niebezpieczny i nie jest dyscypliną dla mięczaków. Pamiętam czasy, kiedy do szkółki zgłaszało się 50 czy 100 chętnych chłopaków, którzy marzyli o karierze żużlowca. Selekcja była ostra i wiele talentów odpadało w przedbiegach…Na początek była jedna skóra na kilku i kolejka do sprawnego motocykla. Panował taki tłok, że trudno było się dopchać do motocykli. Jak ktoś przebrnął ten etap szkolenia w realiach klubowej szkółki, niczego nie dostawał na tacy. Tylko wrodzone talenty się przebijały. Na szczyt prowadziła determinacja i szkoła charakteru, jaką przetrwali najlepsi, gdzie nikt niczego nie dał mu za darmo. Dziś nieopierzeni i niedoszkoleni zawodnicy, którzy uznawani są już na starcie za talenty oraz ich rodzice oczekują cieplarnianych warunków. W Lublinie w ostatnich latach pojawiło się kilku juniorów, którzy zdali licencję, niewiele potrafili i nie mieli szans na poważną karierę. Przepadli. Nie ma też chyba nic gorszego dla mentalności i motywacji młodego sportowca niż przypływ dużej gotówki przed jakimikolwiek sukcesami. To groźne dla rozwoju dyscypliny. Zdaję sobie sprawę, że ciężko jest teraz zachęcić młode osoby do uprawiania sportu żużlowego, ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle, jeżeli dzieci i ich rodzice stwierdzą, że mają do czynienia z profesjonalnym prowadzeniem zajęć. Jestem przekonany, że dobrze zorganizowana praca z młodzieżą pod okiem trenera z autorytetem w przyszłości zaowocuje pojawieniem się zawodników identyfikujących się z miastem oraz klubem, którzy będą stanowić o sile lubelskiej drużyny. Jedno jest pewne: nie da się osiągnąć sukcesu w sporcie bez pasji, zaangażowania, pracy i determinacji.

O Autorze:

Maciej Maj – sympatyk sportu żużlowego, kolekcjoner pamiątek związanych z tą dyscypliną. Autor książek: „Z Koziołkiem na plastronie” (wyd. 1999) o historii sekcji żużlowej RKS-u Motor Lublin w latach 1962-1995; „DaDi Przerwany wyścig” (wyd. 2008) o tragicznie zmarłym Robercie Dadosie; „Ring wolny” (wyd. 2013) – fotobiografii Stanisława Zalewskiego, legendy polskiego boksu, wieloletniego współpracownika Feliksa „Papy” Stamma oraz „Profesor w Lublinie” (wyd. 2015), będącej kroniką wszystkich kontaktów Hansa Nielsena z Lublinem w latach 1990-2013.

Rozmawiała KAMILA JANKOWSKA