Leszek Błażyński junior to doświadczony dziennikarz sportowy i autor kilku książek. Fot: archiwum Leszka Błażyńskiego
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jest synem Leszka Błażyńskiego seniora, nieżyjącego już byłego pięściarza. Na co dzień to doświadczony dziennikarz piszący dla „Przeglądu Sportowego”. Pasjonuje się żużlem, piłką nożną, boksem czy skokami narciarskimi. Napisał między innymi biografię Wojciecha Fortuny pt. „Skok do piekła”. Ostatnio spod jego pióra wyszła ilustrowana książka pt. „Jaśko ze Lwowa. Historia Mistrza”. Jak doszło do jej napisania? O czym traktuje i co robili chuligani w powojennych czasach? M. in. na te tematy rozmawiamy z autorem książki, Leszkiem Błażyńskim juniorem.

Leszku, dlaczego zdecydowałeś się napisać książkę o powojennym żużlowcu Janie Paluchu?

Zacznijmy od tego, że to nie tylko książka, ale również publikacja albumowa, bo zawiera ponad 100 ilustrowanych zdjęć. A wszystko zaczęło się od spotkania z wnukiem Jana Palucha. Wtedy pokazując mi kilka zdjęć i opowiadając o swoim dziadku, spytał czy nie podjąłbym się napisania książki. Oczywiście to nazwisko było mi doskonale znane, ale dla dzisiejszego kibica Jan Paluch to niestety postać anonimowa.

Przyznam, że na potrzeby naszej rozmowy wtajemniczyłem się w tę postać, ale rzeczywiście nigdy przedtem nie słyszałem o Janie Paluchu. Długo się zastanawiałeś nad podjęciem decyzji?

Nie, a im bardziej zacząłem się zagłębiać w historię jego życia, tym bardziej byłem pewny, że podjąłem bardzo dobrą decyzję. Postanowiłem, że odświeżę zapomnianego już człowieka, tak bardzo zasłużonego dla sportu, przede wszystkim motocyklowego.

Długo zbierałeś do niej materiały?

Całość, czyli zbieranie materiałów, pisanie, przygotowanie książki do druku zajęło około 1,5 roku. Bardzo trudno było znaleźć materiały o Paluchu. Internet praktycznie na jego temat milczy. Musiałem szukać przede wszystkim w starych gazetach. Byłem wielce rad, gdy zobaczyłem go na okładce „Przeglądu Sportowego” w 1948 roku. Przy opisach zdjęć i torów żużlowych tamtych czasów bardzo pomógł Henryk Grzonka. Ma ogromną wiedzę o żużlu, zwłaszcza o tym z dalekiej przeszłości. Ogromnym atutem książki są właśnie, nigdzie dotąd niepublikowane zdjęcia, na których są również inne gwiazdy tamtych lat, między innymi Alfred Smoczyk. Dużo czasu zajęły nam przygotowania reprodukcji plakatów czy dyplomów Jana Palucha, których uzbierał bardzo dużo. Poświęciłem temu mnóstwo czasu, ale jestem dumny ze sposobu wydania oraz treści.

Jan Paluch w 1948 r. znalazł się na okładce „Przeglądu Sportowego” Fot. archiwalne materiały prasowe

Jan Paluch to między innymi najlepszy debiutant w ekstralidze żużlowej ze średnią biegową wynoszącą dwa punkty na wyścig. Był też trzecim zawodnikiem Indywidualnych Mistrzostw Polski, ale nie tylko. Był bardzo wszechstronnym sportowcem i człowiekiem.

Był nie tylko żużlowcem. W 1948 roku zajął drugie miejsce w I Międzynarodowym Maratonie Motocyklowym w klasie do 250 ccm. Pięć razy był motocyklowym rajdowym mistrzem Polski a raz motocrossowym. Wygrywał też zawody na motocyklu z bocznym wózkiem. Brał udział w Rajdzie Tatrzańskim, kultowym rajdzie górskim, gdzie również triumfował, świetnie spisywał się w Sześciodniówkach czyli nieoficjalnych rajdowych mistrzostwach świata. Żeby zobrazować, jak trudna była wtedy rywalizacja, przypomnę, że w 1949 roku na starcie Rajdu Tatrzańskiego stanęło 52 zawodników, a ukończyło zaledwie 21. Śmiałkowie przechodzili wtedy katusze w trakcie tych zawodów. Byli tam również chuligani, którzy na swój sposób przeszkadzali, jak tylko mogli. Wracając jednak do naszego bohatera to Paluch przez trzy dekady był też starszym cechu w bytomskim Cechu Rzemiosł Różnych. Udzielał się charytatywnie i wspólnie z ojcem, po ucieczce z Lwowa, założyli sekcję żużlową w Bytomiu. Ciekawostką jest fakt, że jako 15-latek Jan Paluch miał już prawo jazdy – załatwione „na lewo”. Wielokrotny mistrz Polski w rajdach motocyklowych przejeździł całą karierę bez prawa jazdy! Jako reprezentant Polski brał udział w meczu we Wrocławiu, gdzie na trybunach zasiadło około 60 tys. kibiców. Na Stadionie Olimpijskim padł wtedy rekord frekwencji na zawodach sportowych.

Czasy wtedy też nie były łatwe.

O tym należy pamiętać w szczególności. Trzeba było kombinować i jakoś sobie radzić. Pisząc książkę rozmawiałem z najbliższymi osobami z otoczenia Jana Palucha. To był bardzo dobry, charakterny i kolorowy człowiek. Postać tak bardzo wielowymiarowa, że nie można go opisać w kilku zdaniach. Aby zaciekawić czytelnika nakreślam też tło historyczne. Wplatam wątki o samym mieście Lwowie, o różnych tragediach z tamtych czasów, czy tajnej operacji, której celem było wydanie w PRL lwowskich wierszy. Ten background jest bardzo ważny. Tomek Kalemba w „Onecie”napisał, że czytając moją książkę człowiek w ciągu kilku chwil przenosi się do powojennych czasów. Bardzo mi na takim efekcie zależało.

Jan Paluch (w środku) na fotografii z Alfredem Smoczykiem (po prawej). Fot: archiwum rodzinne Jana Palucha

Leszku, jak opowiadasz o Janie Paluchu to słychać ekscytację w Twoim głosie. Bardzo się w to wciągnąłeś.

Tak, to prawda. Historia tego wybitnego sportowca i człowieka pochłonęła mnie całkowicie. Jestem bardzo szczęśliwy, że powstała. Zapraszam wszystkich kibiców nie tylko czarnego sportu do zapoznania się z jej treścią oraz licznymi i unikatowymi fotografiami. Zacytuję jeszcze na koniec Sebastiana Parfjanowicza z TVP, który napisał na Twitterze: „Tak wydanej książki sportowej w Polsce nie widziałem”.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmawiał ŁUKASZ BRUNACKI