fot. Wojciech Figurski / 400mm.pl
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W środowym spotkaniu ćwierćfinałowym mistrzostw Europy w koszykówce Polska mierzyła się ze Słowenią. To był taki mecz, po którym wiele osób mogło pokochać koszykówkę niczym w latach 90. ubiegłego stulecia, ale jednocześnie wielu mogło ją znienawidzić. Po niesamowitym spotkaniu, które najpewniej będziemy wspominać latami, Polska pokonała Słowenię 90:87 i zameldowała się w półfinale EuroBasketu.

 

Polacy nie byli faworytami potyczki ze Słowenią. Rywale bronili tytułu mistrzowskiego, a w swoim składzie mają niesamowitego Lukę Doncicia, jednego z najlepszych zawodników na świecie, który już w tym turnieju pokazywał, że potrafi niemal w pojedynkę rozstrzygać wyniki meczów (vide 47 punktów z Francją).

Zaczęło się… nazbyt pozytywnie, a zaskoczeni musieli być wszyscy ci, którzy skazywali Polaków na pożarcie. Biało-Czerwoni toczyli wyrównany bój ze Słowenią, a z biegiem czasu zaczęli „odskakiwać” na pięć, dziesięć, piętnaście punktów… Kibice mogli przecierać oczy ze zdumienia, zwłaszcza po kolejnym rzucie Michała Sokołowskiego, kiedy przewaga wynosiła już 23 „oczka”. Do przerwy ostatecznie Polacy wygrywali różnicą dziewiętnastu punktów – 58:39.

O trzeciej kwarcie Polacy pewnie chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Rywale zdobyli kilka punktów z rzędu, poczuli, że jeszcze mogą odrobić straty, a Biało-Czerwoni wyglądali jak dzieci we mgle. Efekt? Słoweńcy błyskawicznie zniwelowali okazałą przewagę i wydawało się, że wjechali na autostradę do półfinału. Podopieczni trenera Igora Milicicia nie wyglądali najlepiej – brakowało pomysłu, jak zatrzymać rozpędzonych Doncicia i spółkę, w ataku gra się nie kleiła. Po 30 minutach Polska nadal prowadziła, ale tylko 64:63 i wynik pozostawał sprawą otwartą.

Po kilkuminutowym przestoju Polacy wrócili na właściwie tory i raz jeszcze podjęli ze Słowenią wyrównaną walkę. I podobnie jak w pierwszej połowie, szala powoli zaczęła przechylać się na naszą stronę. Przy stanie 84:80 dla Polski pięć punktów z rzędu zdobył absolutny MVP środowego spotkania, Mateusz Ponitka, do końca pozostawała nieco ponad minuta i wydawało się, że nic złego nie może Polakom się już przytrafić. I nawet Luka Doncic nie był w stanie pomóc swoim kolegom, bo wcześniej wyleciał z boiska za pięć przewinień.

Słoweńcy walczyli do końca. Najpierw zmniejszyli prowadzenie do ośmiu punktów, w kolejnej akcji dołożyli „trójkę” i kolejne błyskawiczne dwa punkty po stracie Polaków pod własnym koszem. I z bezpiecznego 90:82 zrobiło się 90:87… W samej końcówce więcej zimnej krwi zachowali Biało-Czerwoni i to oni ostatecznie wygrali szalony mecz różnicą trzech punktów. W piątek Polska zagra w półfinale z Francją.

Słowa uznania należą się każdemu zawodnikowi, ale szczególne dla kapitana – Mateusza Ponitki. Lider reprezentacji Polski zanotował triple-double (trzy dwucyfrowe zdobycze w statystykach – 26 punktów, 16 zbiórek i 10 asyst) i był to dopiero trzeci taki wyczyn w całej historii mistrzostw Europy! Warto zaznaczyć, że to właśnie Ponitka wymusił na Donciciu piąte przewinienie, które eliminowało go z dalszej gry.

Na EuroBaskecie w 1997 roku Polacy w ćwierćfinale prowadzili z Grecją, ale ostatecznie przegrali i do dziś wspominamy, co by było, gdyby… Teraz było bardzo podobnie – Polska prowadziła z silnym rywalem, ale w decydującym momencie potrafiła wrócić do gry i pokonać stare „demony”. I o tym meczu będziemy mówić przez kolejne lata. Chyba, że… najlepsze dopiero przed nami.

Słowenia – Polska 87:90 (26:29, 13:29, 24:6, 24:26)