Damian Klos.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Minął tydzień kwarantanny. Moja personalna izolacja przebiega umiarkowanie. Nie mogę się skupić. Mam problem zebrać się do pisania. Przeczytałem prawie całą książkę Zrób mi jakąś krzywdę Żulczyka. Traktuje ona o 26-letnim przegrywie, co zakochał się w dziwnej 15-latce i uciekli razem w szalony trip po Polsce. Nie wgłębiam się szczególnie w tekst, nie planuję tu klepać recenzji. Podobało mi się, choć motyw szalonej miłości schowałem już dawno do worka, zawiązałem go i wrzuciłem gdzieś w najdalszy kąt umysłu. Styl Żulczyka lubię, jest brudny, mięsisty, lepszy od mojego. Więcej filozofii, wyczucia i ezoterycznego pierdolenia.

Nie mogę skleić myśli w całość. Są rozbiegane, rozchodzą się jak pęknięcia na tafli lodu. Wkurwiają mnie te litery, te zdania. Porównania nie są zadowalająco mocne, za mało środków stylistycznych, takie byle gówno rozciapane na płótnie. Nie jestem zadowolony ze swojej literatury, chciałbym ją robić lepiej. Ale widocznie nie umiem. Często popadam w kompleks, gdy przeczytam coś dobrego. Mam trzy dychy i jestem nikim, czyż nie?

Koronawirus szaleje. Z tygodnia na tydzień, z dnia na dzień przyzwyczajamy się do Nowej Rzeczywistości. Niektórym to przychodzi łatwo, innym nie. Głupota jest powszechna, a „mundrosków” nie brakuje. Łatwo jest być głupcem, zaślepionym tylko i wyłącznie swo… Nie tak.  Amazonka jechała na kasztance w Lasku Bulońskim. Kurwa, nie potrafię ładnie ująć myśli. Ktoś wyssał cały mój talent, cały mój polot i zalał mózg silikonem.

Spróbuję raz jeszcze, nieco bardziej bezpośrednio. Ludzie, to jebane debile. W telewizji koronawirus. W radiu koronawirus. W internecie koronawirus. Czego, kurwa, nie włączysz, to koronawirus. Wszędzie pierdolą, żeby siedzieć w domu. Oczywiście, pełno hasztagów, fotek na insta, profilowych nakładek i durnych łańcuszków publikowanych na wallu. Akcja, kurwa, siedź w domu. Czy to takie trudne? Oczywiście, że tak. Trzeba przecież wyjść na zakupy, chuj że kupiłem/łam przed łikendem trzy wózki, ale trzeba iść jeszcze raz. Trza iśc na piwko, trza pobiegać, kurwa, z psem. On KONIECZNIE potrzebuje pobiegać, zesra się, jak nie pobiega. Iść na spacer do lasu, żeby mieć co wrzucić na story, poćwiczyć na otwartej siłowni, bo normalna zamknięta. Odpierdolić grilla, bo fajnie i ciepło, a na świeżym powietrzu wirusa przecież nie ma. Nie ma. Nie.

Ludzie, to jebane kalafiory, kapuściane, kurwa, głąby. I w efekcie tego pozamykano większość parków, place zabaw, boisk i siłowni. Wprowadzono stan epidemii i grzywnę 30 tys. PLN  za złamanie kwarantanny. To tak z nowości.

Nowa jest cała rzeczywistość, w której się budzimy. Minął już ponad tydzień od mojej wycieczki do Bawarii. Jeśli nic mi nie jest, to raczej nic mi nie jest. A nic mi nie jest. Nowa Rzeczywistość momentami niewiele różni się od starej, zwłaszcza w kwestii spędzania wolnego czasu. Nabijam lufę, zakładam zielony filtr. Jest ten sam pokój, ten sam komputer, te same seriale, książki i gry. Skazywałem się na to dobrowolnie przed nastaniem wirusa, więc teraz czuje się trochę, jakby mi ktoś kazał założyć ulubioną, znoszoną bluzę i paradować w niej pod przymusem. Nie mam większego problemu z izolacją. Pogodziłem się z tym, co na początku było uciążliwe. Wycieram w dalszym ciągu absolutnie wszystko, co skaziłem dotykiem. Myję ręce jak szatan. Łapię klamki przez szmatę, a z Matką gadam przez drzwi. W nocnych koszmarach ścigają mnie dresy, policjanci i orkowie, ale budzę się wciąż bez czterdziestostopniowej gorączki, a mój kaszel to w dalszym ciągu tylko jęki przepalonych płuc.

Nowa rzeczywistość nie jest łatwa dla jutuberów, influenserów, celebrytów i artystów. Ich zarobki spadają, nareszcie. Jutuberzy nie mają o czym pierdolić, influenserki nie pójdą na zakupy, nie wybiorą Ci outfitu na deszczowy dzień. Nikt nigdzie nie podróżuje, chałturnicy nie mają dla kogo grać. Gwiazdy chuj wie czego nie mają co robić we Wszechtelewizji. Już się pruje jeden z drugim, że pójdzie z torbami. Że nie ma za co żyć, pozbawiony dochodów.  A co, przepraszam bardzo, mają powiedzieć przeciętni wyrobnicy i drobni przedsiębiorcy?

Nie ma ścierwa, nie ma programów na żywo nadających pseudo-rozrywkę. Nowa Rzeczywistość powinna mi w tym względzie sprzyjać, Nowa Rzeczywistość choć przez pewien czas spłaszczy kominy płacowe.

Nowa Rzeczywistość wyrwała nam sport. Zabrała żużel, piłkę, formułę, zabrała wszystko. Możesz sobie pokopać ze ścianą, albo pograć w bierki na dywanie. Nowa Rzeczywistość nakazuje mi odgrzewać pizzę z przedwczoraj. Na kanałach sportowych lecą powtórki z lat 90 poprzeplatane  puszczanymi do porzygu początkowymi kolejkami bieżącego sezonu. Premiership, Serie A, La Liga. Wielcy niegdyś piłkarze w workowatych strojach demonstrują swój prime. Obecni trenerzy, otyli oldboje, szanowani eksperci. Te mecze lecą jak w slow motion. Piłka krąży jakoś ospale, zwody są ślamazarne, a pressing nieudolny. Widać kolosalny rozwój, jaki poczynił futbol stając się dyscypliną morderczego treningu, wyrzeczeń, szybkości i pieniędzy. Zmieniam kanał, jestem spragniony czegoś innego.

Stare mecze Ekstraligi. Ryk motorów jakiś przeterminowany, nieaktualny. Słońce świeci nierealnym blaskiem, jak nałożone na green screen, a ludzie na trybunach wydają się być w niskiej rozdzielczości, kanciaści, zapikselowani. Emocje komentatora fałszywe, oszukane, wypite jakiś już czas temu, wylane do rynsztoka, a teraz odsączane w formie marnego surogatu. Stare, to nie to samo, co nowe. Mój żużel się wykrwawia. Zawodnicy, mechanicy, prezesi, osoby funkcyjne. Wszyscy pójdziemy z torbami. Rajderzy znajdą pracę u swych sponsorów, prezesi zajmą się własnym interesem. Funkcyjni po prostu przestaną oddawać się swej pasji, bo nie będzie na żywo widowiska, które mogliby współtworzyć. A my, mechanicy? Co nam zostaje? Współczuję chłopakom na działalności, którzy teraz męczą się, by wypełnić cztery strony wniosku o trzymiesięczne odroczenie płatności. Współczuję łebkom, dla których żużel to fajna kasa, dupy i przygoda z dala od domu. Współczuję samemu sobie, bo muszę zacząć myśleć. Kombinować, pisać, prosić się, łasić, żebrać. Robić to, czego, kurwa, nie lubię. Jak skończę kwarantannę, czas na poszukiwanie pracy. Nowa Rzeczywistość zabija żużel. Sponsorzy zapomną o klubach, kluby zapomną o kontraktach, zawodnicy zapomną o pieniądzach, a przygotowany przed sezonem sprzęt zdąży przez parę miesięcy zapomnieć, jak to jest być brudnym. Tydzień w izolacji upewnia mnie, że w Nowej Rzeczywistości nie ma miejsca w najbliższym czasie na żadne wyścigi. Dzisiaj powinienem przygotowywać wszystko na poniedziałkowy wyjazd do Poznania, a nie rozprawiać nad dalszym istnieniem ukochanego sportu, taka niestety jest Nowa Rzeczywistość.

Speedway dostanie po dupie strasznie. Pandemia w Europie będzie trwać dobre pół roku, lecz zanim wszystko wygaśnie, zanim ludzie nabiorą pewności w tłumie, zanim firmy wrócą do finansowania sportu, zanim wszyscy wygrzebiemy się z ekonomicznej zapaści, zanim wszystko, ale to wszystko wróci do absolutnej normalności… No własnie, może nie być do czego wracać. Stadionów nikt nie zburzy, nikt też nie zapomni jak się jeździ w lewo, ale żużel może zostać ostatecznie strącony do poziomu hokeja na trawie, czy innego, kurwa, gówna na wrotkach. Do poziomu dyscypliny lokalnej, kosztownej, w którą na poważnie bawią się ludzie tak naprawdę tylko w Polsce. Oby tak się nie stało.

Nowa Rzeczywistość jest trudna dla motorsportu. Oprócz powtórek play-offów, skrótow Premiership z lat 90, kanały sportowe rzuciły nam, spragnionym sportowej ekstazy Polakom, retransmisje z najważniejszych wyścigów F1 z udziałem Roberta Kubicy.

Ach, Robert. Tyle lat cierpienia, bólu i wyrzeczeń, tyle lat uporczywej walki o powrót, walki o triumf jakiego świat sportu jeszcze nie widział. Mam ciarki i mgliste spojrzenie zawsze, kiedy się w to zagłębiam. I co? I wszystko spierdolone przez Williamsa. Nie złamało to Roberta. Nie złamało Cezarego Gutowskiego i Mateusza Cieślickiego, którzy robią kapitalną dziennikarską robotę. Nie złamało to nas, wiernych fanów. Udało się.

Alfa Romeo Racing Orlen w królowej motorsportu, ART Racing w DTM, znacząca rola Roberta w obu projektach. Miał być rok zapełniony startami, rok w którym Kubica uciera nosa regularnym kierowcom podczas swoich godzin testowych. Rok brylowania w DTM, rok, w którym po raz kolejny przybliży się do powrotu na grid. I co? I gówno, jest koronawirus. Moje mechaniczne serce kapie z żalu olejem, ale nic nie jestem w stanie poradzić. Musimy to przetrwać.

Nowa Rzeczywistość nie jest jednak taka prosta. Przeglądam instagram. Akcja ze wrzucaniem starych zdjęć. Noszenie skarpetek o różnych kolorach. Każda posiadaczka thermomixa pieje z zachwytu, a maszyny pracują na najwyższych obrotach. Dodawane selfie z hasztagiem #kwarantanna demonstrują to, co mamy w domu najlepszego. Ładną kuchnię, funkcjonalny piekarnik, tele na pół ściany, dorastające dziecko. Każdej osobie uzależnionej od social mediów puchnie głowa. Ile jeszcze nowych ciasteczek upiec, w co jutro przebrać potomka, a może przejść się po osiedlu i nakręcić tę pustkę, pochwalić się że choć świat stoi, to żyć trzeba. Co tu jeszcze wykombinować, czym się dowartościować? Wszystko to z nudów, pragnienia wrażeń, jakiegokolwiek strzału emocji odrywającego od monotonii odosobnienia.

Nowa Rzeczywistość, to trudny dostęp do zioła. Łańcuchy zaopatrzeniowe strzeliły, ogniwa potrzaskane. Zioło, to nie pizza. Tego nie da się zamówić przez telefon z dostawą do domu. Znaczy, da się, ale to nie takie proste. Towar jest deficytowy, jak papier toaletowy w UK. Nowa Rzeczywistość wymaga, bym rzadziej zakładał filtr. Bym delektował się tymi ochłapami, tą jedną szesnastą mojego wymarzonego życia. Choć teraz, to już jedna szesnasta z jednej szesnastej.

Nowa Rzeczywistość nie wygląda różowo. Pierwsza fala epidemii już się dokonała. Rozkwitła, rozpleniła się po cichutku po świecie, została stłumiona brutalnie przez chiński rząd. Rząd, który ewidentnie, kurwa, wiedział, z czym ma od początku do czynienia. Rząd, który przez dwa miesiące eliminował wszelkie informacje o wirusie, by kolejne dwa miesiące później pełnić rolę światowego lidera w walce z zarazą. Chińczyki wygrały. Cokolwiek by się nie zadziało, to już są zwycięzcą tej pandemii. Zatamowali wirusa w jednej prowincji, pozwolili by po cichu rozniósł się po świecie, a w obliczu nieudolności pozostałych mocarstw reżim Xi Jingpinga zgłasza obecnie gotowość do pomocy każdemu, kto tylko tej pomocy pragnie. Tony sprzętu, setki tysięcy testów, eksperci medyczni. Wszystko to płynie/leci teraz do Europy, niezbędne przerażonym narodom osieroconym przez USA i Unię.  Mimo, że zmagamy się dopiero z drugą falą zarazy, Chińczycy już walczą o retorykę. Koronawirus już nie jest ich problemem.

Wspomniana druga fala, to cywilizowane państwa, które były pewne, że ich to nie dotyczy. Pierwszy przypadek? Nie dotyczy to nas. Pierwsze dwadzieścia też nie. W USA miesiąc temu nosicieli wirusa było kilku, we Włoszech kilkunastu. Wykryto go wprawdzie, fakt, w 50 państwach, ale zmarginalizowano, nie doceniono przeciwnika. Teraz gdzie nie patrzeć to statystyki rosną. Tu pięć tysięcy nowych, tam trzy. Przyrost zmarłych jest obecnie na poziomie 2 tysięcy osób dziennie, gdzie jeszcze niedawno, dobowo na COVID-19 umierało ich ledwie kilkadziesiąt.

A nadchodzi trzecia fala. Kraje dalekie, trzeciego świata, ubogie. Wirus zadomawia się w Afryce i Ameryce Łacińskiej, zdobywa kolejne tereny w biedniejszej części Azji. Indonezja, Kambodża, Oceania, Ekwador, Peru, Chile, Zimbabwe. Czarnym koniem staje się Turcja – od trzech dni notuje wzrosty o około 100%. We Włoszech już ponad 50 tysięcy, a Hiszpania, Niemcy i USA dobiją w ciągu dwóch-trzech dni do 30. Francja, Szwajcaria, Belgia, Holandia, Austria, Norwegia, Szwecja, Dania, Wielka Brytania, Malezja i Portugalia. Za nimi Pakistan, Grecja, Brazylia, Kanada, Australia, Izrael, Czechy. Mówimy tutaj wszystko o państwach z co najmniej 950 przypadkami! Cały świat walczy z wskazówką zegara, wszyscy starają się zatrzymać czas w miejscu i, przede wszystkim, zatrzymać funkcję wykładniczą, zatrzymać te pierdolone liczby.

Teraz trwa walka z naszym największym rywalem tego czasu – rywalem niewidocznym, a bardzo niebezpiecznym. Bardzo Was proszę o pozostanie w domu, ograniczenie aktywności na zewnątrz, choć wiem, że czasem jest to trudne. Jeżeli jednak tego nie zrobimy to będziemy tę walkę przedłużać. Wszyscy sportowcy chcieliby startować, ale teraz mamy największego rywala. Jeżeli połączymy się razem, będziemy mogli tę walkę wygrać. Wtedy będziemy też to życie, które mamy bardziej doceniać. W dzisiejszych czasach wiele osób jest skupionych na pracy, na zarabianiu pieniędzy, ale ten okres, który mamy pokazuje, że to zdrowie jest najważniejsze  – Robert Kubica

Taki oto dziś w Nowej Rzeczywistości apel zaprezentował Pan Kierowca, a ja raczyłem ten cytat upamiętnić. Nowa Rzeczywistość jest trochę sajens-fikszyn. Nie ma wprawdzie androidów na ulicy, ale cała Europa pod kloszem, opustoszałe centra miast i uziemione samoloty, to już obrazy hollywoodzkie. Niedługo wszyscy zaczną chodzić w maseczkach i ten widok na zawsze już zdefiniuje rok bliźniaczej dwudziestki.

DAMIAN KLOS

* Autor jest mechanikiem żużlowym.