Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Fogo Unia Leszno i Betard Sparta Wrocław rywalizują w ostatnim czasie niemal na każdym polu. Jedni i drudzy mają kapitanów, których nie wyobrażają sobie zobaczyć w kevlarze rywali. Obie drużyny mają zawodników, którzy dopiero co wchodzą w wiek seniora i są przyszłością światowego żużla. Dziś zajmiemy się innym podobieństwem, a mianowicie dwójką Australijczyków, którzy również poróżniają kibiców w wielu dyskusjach.

Brady Kurtz trafił do Fogo Unii Leszno w listopadzie 2017 roku. O tym, że 23-latek zasili ekipę Byków, mówiło się już rok wcześniej. Prezes Piotr Rusiecki wspierał bowiem zawodnika z Cowry. W transferze spory udział miał też Leigh Adams, który opiekuje się Kurtzem od 11. roku życia. Można powiedzieć, że Australijczyk dopełnił mistrzowską drużynę Piotra Barona.

W sezonie 2018 był najgorszym leszczyńskim zawodnikiem, ale kto nie chciałby mieć w talii najsłabszego żużlowca, który wykręca średnią 1,423 punktu na bieg. Oprócz tego, wykonał świetną robotę w finałowym spotkaniu ze Stalą Gorzów. W kluczowym momencie rewanżowego spotkania wygrał podwójnie w parze z Bartoszem Smektałą i leszczynianie powiększyli przewagę nad gorzowianami do sześciu punktów.

Minione rozgrywki potoczyły się dla Kurtza nieco gorzej. Kangur rzadziej przyjeżdżał na ostatnim miejscu, ale też rzadziej wygrywał wyścigi (w sezonie 2018 wygrał 10 biegów PGE Ekstraligi, a w 2019 –  8). Znów przypadła mu rola najsłabszego jeźdźca Byków, ale tym razem nie można mówić o świetnej postawie 23-latka w decydujących starciach. Kurtz położył leszczynianom mecz we Wrocławiu i gdyby nie perfekcyjna jazda Janusza Kołodzieja i Emila Sajfutdinowa, leszczynianie mogliby rozpoczynać finałowe starcie na Smoku ze stratą, a nie z czteropunktową zaliczką.

Max Fricke przyszedł do Wrocławia również w listopadzie 2017 roku. Sternicy klubu ze stolicy Dolnego Śląska ściągnęli żużlowca z Mansfield z ROW-u Rybnik. Spartanin jest starszy od Kurtza zaledwie o 182 dni. W pierwszym sezonie w Betard Sparcie jego średnia wyniosła 1,568 punktu na bieg. Fricke zasłynął między innymi tym, że uwielbiał kolekcjonować „jedynki”. Aż 30 biegów zakończył bowiem na trzecim miejscu.

W niedawno zakończonych rozgrywkach Fricke znacznie się poprawił i wykręcił średnią 1,802 punktu na bieg. Przede wszystkim punktował bardzo regularnie i tylko siedem razy przyjechał na ostatnim miejscu. Co ciekawe, podopieczny Dariusza Śledzia pielęgnował swoja „pasję” przyjeżdżania do mety na trzeciej pozycji. W sezonie 2019 pobił swój wyczyn i na trzeciej pozycji zameldował się 37 razy.

Do dobrych występów ligowych Fricke dołożył też sukcesy indywidualne. Wystartował w pięciu turniejach Grand Prix i raz dotarł do finału zawodów. W cyklu uzbierał łącznie 36 punktów i zajął 16. miejsce. Pomyślnie zakończył się dla niego też Grand Prix Challenge w Gorican, bo na najniższym stopniu podium, dzięki czemu zagwarantował sobie stałe miejsce w prestiżowych rozgrywkach.

Argumentem dla kibiców ze stolicy Dolnego Śląska są też ostatnie indywidualne mistrzostwa Australii. W nich górą był starszy z Kangurów. W całym turnieju Fricke zebrał 71 punktów. Kurtz był o 21 oczek gorszy. Zdumiewająco wygląda też bezpośredni pojedynek między tymi zawodnikami. Żużlowiec Betard Sparty ograł rywala aż 7:0.

Porównywanie tych dwóch zawodników jest o tyle trudne, że pełnią oni w swoich klubach inne role. Fricke to wprawdzie lider drugiej linii wrocławian, ale trudno się nie zgodzić z faktem, że sternicy Betard Sparty oczekują od niego nieco więcej. Kurtz jest z kolei ostatnim seniorem leszczynian, który ma dorzucać kilka punktów i sprawdzać się w kluczowych pojedynkach. Nie można zapominać również o tym, że aktualny mistrz Australii przyszedł do Wrocławia za niemałe pieniądze. Najpierw rybniczanie zażyczyli sobie za niego 360 tysięcy, ale później nieco zeszli z ceny. Biorąc jednak pod lupę aspekt sportowo-wynikowy, póki co, poziom wyżej jest żużlowiec z Mansfield.

BARTOSZ RABENDA