Szybko przyszło, szybko poszło. 26. edycja cyklu Speedway Grand Prix za nami. Mistrzowski tytuł sprzed roku obronił – jako pierwszy od dwunastu lat i wyczynu Nickiego Pedersena – Bartosz Zmarzlik, a na podium znalazło się również miejsce dla Taia Woffindena i Fredrika Lindgrena. Należy jednak pamiętać, że Grand Prix to nie tylko trzech najlepszych żużlowców na świecie, ale też dwunastu pozostałych stałych uczestników zmagań i dzikie karty. Postanowiliśmy przyjrzeć się poczynaniom każdego z tego grona i zastanowić się, jaka przyszłość rysuje się przed nimi. Na pierwszy ogień trafia „grandpriksowy” narybek – dzikie karty.
Gleb Czugunow, Anders Thomsen, Vaclav Milik i Jack Holder – to czterej zawodnicy, którym przypadł zaszczyt startów z dzikimi kartami na poszczególne rundy, a właściwie poszczególne weekendy wyścigowe. Ich status był inny, na swój sposób wręcz wyjątkowy w porównaniu z poprzednimi latami. Po pierwsze, każdemu z nich przypadła w udziale szansa zaprezentowania się nie w jednych, a w dwóch turniejach, wobec czego startując w sobotę mieli już pewne doświadczenia z piątku. Lekcje te były o tyle istotne, że właściwie dla każdego z nich – poza etatowym praskim „dzikusem” Milikiem – były to dziewicze przygody z Indywidualnymi Mistrzostwami Świata. Do tego grona pozwolę sobie zaliczyć także Andersa Thomsena, który co prawda raz już wystartował w turnieju Grand Prix, ale w 2016 roku w Horsens był tym samym, lecz na pewno nie takim samym żużlowcem.
Po drugie zaś, niepisaną zasadą jak dotąd było to, że nominacje na poszczególne rundy dostają zawodnicy z państwa będącego gospodarzem. Tymczasem w tym roku, mimo że na polskich torach odbyło się rekordowe sześć rund, zobaczyliśmy jednego Polaka (i to z dosyć krótkim stażem…) w postaci Gleba Czugunowa. Żużlowiec urodzony w Federacji Rosyjskiej był najlepszą z dzikich kart, jako jedyny docierając do półfinałowej ósemki. Pozostałym żużlowcom ta sztuka nie powiodła się ani razu. Mało tego, w sumie w czterdziestu wyścigach dzikie karty zdobyły 39 punktów (0,975 pkt/bieg), a wygrały… raz. Sztuki tej dokonał Anders Thomsen, pokonując w trzeciej serii sobotniej gorzowskiej rywalizacji Maksa Fricke’a, Patryka Dudka i Antonia Lindbaecka – odpowiednio dziesiątego, dwunastego i piętnastego zawodnika cyklu. Krótko rzecz ujmując, grono niezbyt ekskluzywne. W swoich pozostałych dziewięciu podejściach Thomsen siedmiokrotnie był trzeci i dwukrotnie czwarty.
Z kolei sumując zdobycze Czugunowa, Thomsena, Milika i Holdera, uzyskamy do klasyfikacji generalnej 39 punktów – dorobek równy zgromadzonemu przez dwunastego w tym sezonie Patryka Dudka, a zarazem o zaledwie punkt większy od zdobyczy Macieja Janowskiego… po tylko i wyłącznie wrocławskich turniejach. Pamiętajmy też, że mówimy o żużlowcach młodych, względnie bardzo młodych (najstarszy z nich, Milik, ma za sobą 27 wiosen na tym łez padole, a najmłodszy, Czugunow, powoli kończy wiek juniorski), w których część obserwatorów upatruje główne zaplecze cyklu. Ich tegoroczne dokonania stawiają jednak pod znakiem zapytania kwestię gotowości do dołączenia do elitarnego grona piętnastu najlepszych żużlowców globu.
Biorąc ich w obronę można by twierdzić, że startowali zaledwie po dwa razy, gdy Michelsen i Fricke tych szans mieli aż osiem, lecz z drugiej, Thomsen, Czugunow i Holder jechali na swoich domowych obiektach, które znali lepiej od zdecydowanej większości konkurentów stale uczestniczących w Grand Prix. Zwłaszcza w kontekście Duńczyka, który w niedzielę otrzymał od BSI karnet na przyszłoroczną edycję zmagań, ta negatywna weryfikacja daje wiele do myślenia. Na ten moment wiele wskazuje na to, że Thomsen może podzielić los swojego rówieśnika i rodaka w jednym, Mikkela Michelsena, który zakończone w sobotę zmagania pod względem sportowym może spisać na straty. A mowa przecież o zawodniku, który w przeciwieństwie do żużlowca Moje Bermudy miał za sobą kilka sezonów w siostrzanym Speedway Euro Championship, zwieńczonych złotem w poprzednim roku.
Wracając do wątku narodowości żużlowców startujących z numerem szesnastym. Owszem, od czasów dzikich kart dla Darcy’ego Warda na zawody w Toruniu i w Gorzowie Wielkopolskim (cóż za zbieżność lokalizacji…) przez dziewięć lat na rundy organizowane w Polsce zgłaszani byli krajowi żużlowcy. Pytanie jednak, jaki interes w nominowaniu polskich zawodników mieliby włodarze Moje Bermudy Stali i eWinner Apatora? Czy w momencie dokonywania zgłoszeń Szymon Woźniak, Krzysztof Kasprzak lub Rafał Karczmarz dawali przesłanki do nominowania ich kosztem Thomsena? A może większe zasługi od Holdera mieli Miedziński z Musielakiem? Tuż przed ubiegłotygodniowymi zawodami trenera toruńskiego klubu, Tomasza Bajerskiego, zapytał Przemysław Sierakowski. – Ciężko odpowiedzieć. Nie wiem jak to jest dokładnie. Kto decyduje, a kto ulega sugestiom. Wcześniej startowali w Toruniu z dziką kartą Polacy. Jeden nawet wygrał. W tym roku mieliśmy dwie opcje. W jednym turnieju Jack a w drugim Kułakow. BSI jednak się nie zgodziła i wybrała Holdera. Każdy promuje swoich – tłumaczył Bajerski.
Podsumowując, dzikie karty okazały się… słabymi kartami. Postawę Milika najlepiej podsumowuje fakt, że w pierwszym praskim turnieju został sklasyfikowany nawet za pierwszym rezerwowym zawodów, Eduardem Krcmarem. Thomsen z Holderem, z którymi wiązano największe nadzieje, wyróżniali się co najwyżej trzecimi miejscami w większości wyścigów, nie przypominając zadziornych filarów gorzowskiej Stali wyciągających klub z otchłani tabeli do finału PGE Ekstraligi, a najlepszy z nich wszystkich Gleb Czugunow był po prostu solidny, nie pokazując błysku prezentowanego w meczach ligowych Betard Sparty. Trzymając się karcianej terminologii, organizatorzy rund w Pradze rozdali nam dziewiątkę pik, z Gorzowa i z Torunia doszły nam dwa walety, a od wrocławian przyszła połówka do meldunku sześćdziesiątki. Szału nie było…
JAKUB WYSOCKI
[…] Dzikie karty? Silne jak walety w tysiącu. Podsumowujemy Grand Prix (cz. 1) […]
[…] Dzikie karty? Silne jak walety w tysiącu. Podsumowujemy Grand Prix (cz. 1) Łabędzi śpiew Lindbaecka i Iversena? Kara dla Dudka za bezbarwność. Podsumowujemy Grand Prix (cz. 2) […]
[…] Dzikie karty? Silne jak walety w tysiącu. Podsumowujemy Grand Prix (cz. 1) Łabędzi śpiew Lindbaecka i Iversena? Kara dla Dudka za bezbarwność. Podsumowujemy Grand Prix (cz. 2) Przedwczesne wakacje Zagara. Na co stać Vaculika, Łagutę i Sajfutdinowa? Podsumowujemy Grand Prix (cz. 3) […]
Żużel. Wielki dzień bydgoskiego talentu. Stanął u boku Zmarzlika
Żużel. Dlaczego Woryna nie dostał powołania? Dobrucki tłumaczy
Żużel. Mecze Stali dla bogaczy, na Spartę w promocyjnej cenie! (RANKING KARNETÓW)
Żużel. Widziane zza Odry. O wejściu podatku żużlowego i nabranych (FELIETON)
Żużel. Nietypowy podarunek! Gorzowski szpadel na licytacji!
Żużel. Dobrucki zdecydował! Jest kadra reprezentacji Polski na sezon 2025!