Patryk Dudek ze Sławomirem Dudkiem. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W środę, 30 grudnia, swoje 52. urodziny obchodzi Sławomir Dudek, były zawodnik, obecnie trener sportu żużlowego i bardzo ważna postać w teamie Patryka Dudka. Panu Sławkowi życzymy wszystkiego dobrego, dużo zdrowia i sukcesów w życiu zawodowym i prywatnym, a z okazji urodzin przypominamy nasz niedawny wywiad, który przeprowadził Przemysław Sierakowski. Oczywiście w ramach programu „Wieczorne Magnata Rozmowy”.

***

Wywiad oryginalnie opublikowany 14 lipca 2020 roku.

***

– Żartobliwie mówiąc, współcześni żużlowcy ćwiczą dbają o siebie, przestrzegają diet, a są słabsi niż my, bo my jeździliśmy na znacznie gorszych, trudniejszych torach. Dziś jak widzę tory na których przerywa się, czy odwołuje zawody, to tylko pusty śmiech ogarnia – mówi Sławomir Dudek w rozmowie z Przemysławem Sierakowskim.

25 kilo temu, kiedy się poznaliśmy, żużel nie był może lepszy, ale był inny, miał swój klimat…

Klimat będzie zawsze. Dla każdego i o każdej porze. Wtedy żużel też miewał swoje klimaty. W porównaniu z tym co współcześnie, może było trochę weselej, większy luz. A kolorowo też już powoli bywało. W połowie lat 90. barwne skóry, potem kevlary, osłony, to już stopniowo wchodziło, głównie za sprawą zawodników z zachodu, którzy zaczęli u nas startować. W klubach pojawiali się sponsorzy. Kolorów przybywało. W każdej formie i postaci. Finansowo to był inny świat. W tamtych czasach za 150 marek niemieckich, to można było się troszkę pobawić, a takie bywały premie za sukcesy. Z tydzień można było pohulać. Tamte pieniądze, dziś relatywnie niewielkie, były wówczas proporcjonalnie ogromne w stosunku do zarobków. Waluta miała wtedy wartość. Nie były to oszałamiające kwoty, ale dawały możliwości. W przeliczeniu na złotówki miały swą wartość. W tamtym czasie to było zupełne novum. Wcześniej ścigaliśmy się za talony na auta, mieszkania z przydziału, nagrody rzeczowe, stypendia, czy wypłaty z „etatów”. Na tamte czasy też można się było ustawić.

Ale składy zespołów budowano inaczej, w oparciu o wychowanków…

To na pewno. Nie było jeszcze ani mody, ani nawet możliwości powszechnych dziś transferów. Wówczas nazywano to kaperownictwem. Gdy któryś z zawodników chciał zmienić otoczenie bez zgody klubu, straszono skutecznie zawieszeniami. Musiałbyś rok, czy dwa odczekać na karencji i dopiero mogłeś odejść. Dlatego niewiele tych zmian się dokonywało. Pół biedy jeśli junior, przed ukończeniem 18. lat odchodził. Wtedy decyzję podejmowali rodzice. Musieli jednak się przeprowadzić do nowego miasta, żeby uwiarygodnić przenosiny. Nie mieliśmy w żużlu za dużo klubów milicyjnych, wojskowych wcale. A żeby dorosłego żużlowca ściągnąć do Gdańska lub Bydgoszczy, wystarczyło skusić wybrańca ofertą odrobienia przymusowej służby wojskowej w milicji, a potem bonusami, które owa służba przynosiła. Lepsza pensja, służbowe mieszkanie, wcześniejsza emerytura, nagrody, premie, dodatkowe przydziały towarów tzw. luksusowych, a brakowało wszystkiego. To kusiło. A te dwa kluby czasami wykorzystywały te możliwości.

Dzisiaj obwarowania, obostrzenia, ścisłe diety, śledzenie portalu POLADA, a wtedy…

Chyba było bardziej luzacko i kozacko. Żartobliwie mówiąc, współcześni żużlowcy ćwiczą dbają o siebie, przestrzegają diet, a są słabsi niż my, bo my jeździliśmy na znacznie gorszych, trudniejszych torach. Dziś jak widzę tory na których przerywa się, czy odwołuje zawody, to tylko pusty śmiech ogarnia. W tamtym czasie trenerzy to też byli wykwalifikowani fachowcy, ale w porównaniu, to te nasze przygotowania wyglądały dosyć siermiężnie. Myśmy, ćwicząc i biegając, wyglądali trochę jak Rocky Balboa w Moskwie, gdy przygotowywał się do walki. Dzisiaj takie wypasione przygotowania, a chłopaki jeżdżą na torach gładziutkich i milutkich. Pokaże się mała niedogodność, to już lament. Zmieniło się też o tyle, że zimą na narty jeździliśmy całą drużyną. Nie było zawodowstwa. Bardziej się przez to integrowaliśmy. Dziś ten cały team spirit to tak bardziej pod telewizję. Jak idzie dobrze, to się wszyscy poklepują, gorzej jeśli nie pójdzie. Większość zawodników jest dla siebie i startuje tylko dla siebie. Coraz mniej jazdy parą, pomocy w drużynie. Każdy walczy o swoje, bo musisz być przynajmniej czwarty w drużynie, żeby załapać się do nominowanych. Będziesz za dobry, będziesz holował, stracisz punkty, to nie załapiesz się na XV bieg. Takie czasy. Media i kibice także nie oceniają zwykle pracy dla zespołu, również tej w parkingu, tylko patrzą na suche punkty. Byłeś pierwszy czy drugi w drużynie – jest ok. Wtedy nie było takiej zazdrości, można było się pooglądać, pomóc. W drużynie była współpraca a nie rywalizacja. Teraz niektórzy zawodnicy ćwiczą już w październiku czy listopadzie. My zaczynaliśmy w grudniu, od nart. Teraz i wtedy nadal się jeździ do Szklarskiej Poręby. Różnica jest tylko w sprzęcie. Za moich czasów na biegówkach, to mogłeś księżycowy krok Jacksona przećwiczyć, dawało w kość. Tras też za bardzo nie było. Na biegówkach to się po szosie śmigało. Trzy kroki wprzód, dwa w tył. Kamyki. Aut na szczęście było mniej. Ale 15 kilometrów w jedną stronę, dowolnym sposobem, musiałeś zaliczyć. Może technicznie nie wyglądało to najlepiej, jednak kondycyjnie i siłowo dawało efekty. Dziś codzienność to eskapady zagraniczne, wtedy nierealne. Odpychałeś się kijkami w lesie na szczycie górki i dawaj prosto, na szago, byle w dolinę. Potem był obóz crossowy. Obecnie zawodnicy trenują indywidualnie na crossie. Zwiedzają przy okazji świat. Nam musiał wystarczyć trudny, wymagający kawałek nieużytku. Przy okazji zawsze „coś” trzeba było wymyślić. Za młodu w głowie buzowało, a byliśmy razem, z drużyną. Trzeba było trochę trenerowi napsuć krwi. Na bieżni czy w górach, ale to wieczorami, po treningach (śmiech).

Żużel to był sposób na żonę?

Nie. Stadion, park maszyn i żużel to było tylko miejsce gdzie się poznaliśmy. Żona Honorata pochodzi z żużlowej rodziny spod Torunia. A u nas to był strzał Amora (uśmiech), w każdym razie nie biegałem przy niej w kimonie, ani nie tańczyłem księżycowego kroku Jacksona. Wystarczyło spojrzenie, uśmiech. Strzała trafiła i… uwiodłem ją swoim urokiem (śmiech).

A to ten księżycowy krok Jacksona…

Uczeń przerósł mistrza. Patryk osiągnął wiele, a jeszcze więcej przed nim…

Coś mu tam w genach i we krwi dołożyłem. Ja zaczynałem sam. Dziś jest nas dwóch. Patryk potrafi to wszystko świetnie wykorzystać. W końcowym efekcie to od niego zależało co z tym darem zrobi. A spisuje się i radzi sobie znakomicie. Jest na szczycie i tylko się cieszyć, że tak pozytywnie się to wszystko toczy.

Początek miał jednak z falstartem. Zawodnik w kwestii dopingu w sporcie jest zdany na siebie, czy ktoś, bądź jakaś instytucja nad tym czuwa, by unikać nieszczęścia?

Tak się zdarzyło i nie chcę do tego wracać. Patryk odcierpiał swoje. Było minęło. Niewiedza kosztuje. Ten środek, który wykryto u Patryka na listę wszedł niespełna rok wcześniej. Obecnie mamy dostęp do listy na panelu POLADA, ale myślę, że trudno, by ktokolwiek w środku sezonu, co tydzień tam zaglądał i szukał. Przydałby się jakiś system, który informowałby o zmianach, czy nowych środkach, których się zabrania. Nawet przysłowiowa bułka z makiem może dać pozytywny wynik. Tu nadal jesteśmy trochę skazani na siebie. Staramy się używać tylko pewnych, sprawdzonych środków. Nawet tabletki od bólu głowy mogą być ryzykowne. Każdy lek, przed zastosowaniem, nawet przeciw bólowy, konsultujemy z naszym lekarzem. Podobnie odżywki. Patryk używa tego niewiele, ale każda jest sprawdzana. Myślę, że takie informacje, szczególnie o nowych środkach, powinny raz na jakiś czas, nawet raz w miesiącu, przychodzić do klubu, a stamtąd trafiać do zawodników. Dziś taki system nie funkcjonuje. Jesteśmy skazani na siebie. To trochę jak ze słynnym jabłkiem. Najesz się jabłek i wykaże ci alkohol na alkomacie. Trzeba być ostrożnym. Niektóre sytuacje dzieją się jednak tak szybko, że nawet nie myślisz o takich sprawach. Choćby wypadek Patryka w Szwecji, gdy złamał rękę. Myślisz tylko o pierwszej pomocy, o tym żeby ratować rękę, dopiero po kilku godzinach przychodzi olśnienie. Co mu podali, czym uśmierzali ból. Dopiero wtedy biegasz po szpitalu, załatwiasz zaświadczenia i składasz potem dokumenty w POLADA, jeśli coś zabronionego zostało użyte. Patryk dostał wtedy morfinę i dokumenty trzeba było złożyć.

Co byłoby spełnieniem marzenia Taty przez Patryka?

Będąc żużlowcem już je spełnia, a będąc sportowcem zawsze chce się osiągać najwyższe cele. Dla mnie jako sportowiec jest spełniony, a teraz pozostaje życzyć, by spełniał swoje marzenia.

Rozmawiał PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

2 komentarze on Żużel. Sławomir Dudek obchodzi dziś 52. urodziny. „Dawniej jeździliśmy na trudniejszych torach”
    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    30 Dec 2020
     7:20pm

    Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin panie Sławku 🙂 .

    I tak sobie czytam ten wywiad ze starym prykiem Sławkiem i się zastanawiam … przecież jestem od niego starszy tylko o kilka lat, też mnie strzyka tu i tam, ale patrze na życie inaczej, zupełnie inaczej!!!

    Mam ciągle wspominać czasy PRL, albo bezbarwny żużel sprzed 90-tych lat? Mam ciągle wspominać czasy gdy nic nie było a stało się w kolejkach nocami? Mam wspominać czasy kartek i bonów PKO (towarowych) by kupić sobie 0,5 litra w Pewex’ie na 18 urodziny?

    Przeczytałem dwukrotnie wywiad ze Sławomirem Dudkiem. Na początku myślałem, że coś przeoczyłem, że to inaczej. Jednak NIE! Sławek ma taki pogląd na życie, sprzed 40-u lat!.

    Patryk, jeśli to przeczytasz – daj sobie spokój z ojcem i znajdź sobie trenera-manago. Zacznij myśleć nowocześnie, po swojemu: CZAS NAJWYŻSZY – WYGRYWAĆ!!!

    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    30 Dec 2020
     7:41pm

    „One Response” – tu to jestem pod wrażeniem przenikliwości informatyka/czki!!!

    Troszkę „profeski”, litości!!! (screen)

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. Sławomir Dudek obchodzi dziś 52. urodziny. „Dawniej jeździliśmy na trudniejszych torach”
    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    30 Dec 2020
     7:20pm

    Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin panie Sławku 🙂 .

    I tak sobie czytam ten wywiad ze starym prykiem Sławkiem i się zastanawiam … przecież jestem od niego starszy tylko o kilka lat, też mnie strzyka tu i tam, ale patrze na życie inaczej, zupełnie inaczej!!!

    Mam ciągle wspominać czasy PRL, albo bezbarwny żużel sprzed 90-tych lat? Mam ciągle wspominać czasy gdy nic nie było a stało się w kolejkach nocami? Mam wspominać czasy kartek i bonów PKO (towarowych) by kupić sobie 0,5 litra w Pewex’ie na 18 urodziny?

    Przeczytałem dwukrotnie wywiad ze Sławomirem Dudkiem. Na początku myślałem, że coś przeoczyłem, że to inaczej. Jednak NIE! Sławek ma taki pogląd na życie, sprzed 40-u lat!.

    Patryk, jeśli to przeczytasz – daj sobie spokój z ojcem i znajdź sobie trenera-manago. Zacznij myśleć nowocześnie, po swojemu: CZAS NAJWYŻSZY – WYGRYWAĆ!!!

    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    30 Dec 2020
     7:41pm

    „One Response” – tu to jestem pod wrażeniem przenikliwości informatyka/czki!!!

    Troszkę „profeski”, litości!!! (screen)

Skomentuj