Unia Leszno na najwyższym stopniu podium PGE Ekstraligi w 2020 roku. Foto: Marcin Kubiak, Unia Leszno
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Zakończenie kariery juniorskiej przez Bartosza Smektałę było główną z podstaw, w której obserwatorzy PGE Ekstraligi upatrywali szans na zakończenie dominacji Fogo Unii Leszno. Jak się okazało, były to zaledwie czcze życzenia kibiców innych drużyn. Leszczynianie po raz kolejny wywalczyli tytuł najlepszej drużyny w kraju, wygrywając czternaście z osiemnastu spotkań, i jako jedyna drużyna startująca w Drużynowych Mistrzostwach Polski nie mieli właściwie ani jednego słabego punktu.

Najlepszy zawodnik – Emil Sajfutdinow

Spośród zawodników drużynowego mistrza Polski A.D. 2020 tylko jednemu udało się zakończyć sezon ze średnią biegową powyżej dwóch punktów na bieg. Mowa oczywiście o Emilu Sajfutdinowie, który zarazem po raz pierwszy w karierze okazał się być jednocześnie najskuteczniejszym żużlowcem ligi. Mało tego, uzyskując realną średnią na poziomie 2,507 punktu na bieg, stał się pierwszym od czasów Nickiego Pedersena i jego wyczynu w barwach gdańskiego Wybrzeża żużlowcem, który przekroczył granicę 2,5 pkt/bieg. Sajfutdinow był też w tym roku zawodnikiem z najlepszym stosunkiem zwycięstw do porażek z rywalami, wygrywając sto czterdzieści ze stu siedemdziesięciu sześciu takich pojedynków (79,5% skuteczności).

Więcej o średniej biegowej i statystyki wszystkich żużlowców startujących na polskich torach w sezonie 2020.

Nie trzeba jednak odwoływać się do samych liczb by zauważyć, że Rosjanin był absolutnie najlepszym zawodnikiem PGE Ekstraligi w minionych miesiącach. Właściwie przytrafił mu się tylko jeden słabszy moment. W meczu w Lublinie, przegranym przez Fogo Unię 40:50, mógł z podziwem patrzyć na Mateja Zagara, bowiem obaj startowali w sześciu wyścigach, lecz Słoweniec zdobył czyściutki komplet, a Sajfutdinow uciułał ledwie osiem punktów z dwoma bonusami. Jeżeli jednak krytykujemy Rosjanina za mecz, w którym i tak był drugą strzelbą Piotra Barona (lepszy był wyłącznie Bartosz Smektała), to to właśnie pokazuje skalę wielkości 31-latka.

Dodając łyżeczkę dziegciu do beczki miodu, wspomnieć należy, że Sajfutdinowowi zupełnie nie wyszedł sezon na arenie indywidualnej. Po ubiegłorocznym brązowym medalu i walce z Bartoszem Zmarzlikiem oraz Leonem Madsenem do samego końca mogło się wydawać i w świetle wspaniałej jazdy w PGE Ekstralidze dopiero ósme miejsce, dwa finały i ani jedno podium nie mogą zostać uznane nawet za wynik solidny.

Największe zaskoczenie – Jaimon Lidsey

W poprzednich częściach podsumowań tego sezonu wskazywaliśmy w każdej drużynie zawodników najlepszego i najbardziej rozczarowującego. W każdym zespole udawało się bez trudu przeprowadzić podział na takowych, jednak inaczej jest w kontekście Fogo Unii. Owszem, można by w tym miejscu wytypować np. Szymona Szlauderbacha, który legitymował się najniższą średnią, lecz czy on zawiódł swojego trenera i kibiców? Jakie stawiano wobec niego oczekiwania? Drugim potencjalnym rozczarowaniem mógłby zostać Brady Kurtz, lecz 24-letni Australijczyk szybko został wypożyczony do Łodzi, a ze względu na pełnienie – było nie było – równie marginalnej roli w składzie leszczynian co Szlauderbach, określanie ich mianem rozczarowań byłoby co najmniej niewspółmierne do wspomnianych oczekiwań.

Wobec tego postanowiliśmy wyróżnić najbardziej nieoczywistego bohatera sezonu, Jaimona Lidseya. O tym, że Australijczyk ma talent, było wiadomo co najmniej od roku, kiedy to startując z najgorszym, drugim numerem w Lublinie, był jednym z liderów Fogo Unii, uczestnicząc nawet w wyścigu piętnastym. Ciężko się było jednak spodziewać, że rzucony na głęboką wodę pod koniec czerwca tego roku nie tylko nie utonie, ale błyskawicznie stanie się jednym z najlepszych doparowych PGE Ekstraligi.

Jaimon Lidsey. Foto: Unia Leszno, Marcin Kubiak

Lidseyowi niemal z miejsca udało się spełniać zadania, które przez ponad dwa lata stawiano Brady’emu Kurtzowi. 21-latek, pomimo znacznie słabszej średniej, ma lepszy stosunek zwycięstw (86:64, 57,3%) w rywalizacji z przeciwnikami od choćby chwalonego z każdej strony Roberta Lamberta (82:78, 51,3%) czy samego Patryka Dudka (99:83, 54,4%). Znakomicie uzupełniał się też w większości startów z Piotrem Pawlickim, Bartoszem Smektałą i Emilem Sajfutdinowem, z którymi tworzył – odpowiednio – siódmą, dziewiątą i jedenastą parę PGE Ekstraligi pod względem punktów wywalczonych na rywalach, a dodatkowo udało mu się w październiku, w czeskich Pardubicach, na trwałe zapisać w kronikach speedwaya, zostając indywidualnym mistrzem świata juniorów. Dokonał tego jako szósty Australijczyk w dziejach (po Stevie Bakerze, Leigh Adamsie, Jasonie Crumpie, Darcym Wardzie i Maksie Fricke’u). Very well, Jaimon!

Kluczowy moment – zamieszanie z aneksami do kontraktów

Na początku maja – tak jak to z reguły bywa w listopadzie – całą żużlową Polskę ogarnęła gorączka kontraktowa. Za sprawą pandemii koronawirusa kluby były zmuszone do renegocjowania warunków kontraktowych ze swoimi zawodnikami, którym nie zawsze w smak było godzenie się na ustępstwa. Ze szczególną eskalacją konfliktu na linii – mieliśmy w Grudziądzu i właśnie w Lesznie. Do siódmego maja, kiedy wygasało specjalnie zwołane okienko transferowe, nieznana była przyszłość dwóch liderów Fogo Unii – Piotra Pawlickiego i Emila Sajfutdinowa.

To jednak nie wszystko. Przyszłość tych zawodników nie była także znana w kolejnych dniach. – Potwierdzam, że Emil Sajfutdinow podpisał aneks finansowy do obowiązującego dwuletniego kontraktu na warunkach proponowanych przez Klub. (…) Na ten moment, co wyraźnie zaznaczam Emil nie jest brany pod uwagę przy ustalaniu składu meczowego Unii Leszno. Ma ważny kontakt z Unią Leszno, a to czy będzie startował w naszych barwach to okaże się w przyszłości. W grę wchodzić może wypożyczenie lub inne warunki współpracy – tłumaczył dziewiątego maja Piotr Rusiecki. Podobnie wyglądała sytuacja z Piotrem Pawlickim.

Jak się okazało, problem udało się rozwiązać dopiero dwa tygodnie później. Najpierw, 23 maja, informację o porozumieniu między Rosjaninem a Unią przekazał Gabriel Waliszko, zaś dwa dni później już same media społecznościowe klubu potwierdziły, że ustaliły warunki kontraktu z kapitanem ekipy.

Majowe zamieszanie, choć dziś, w wyniku ostatecznego sukcesu, jest mocno bagatelizowane, niewątpliwie miało kluczowe znaczenie dla losów drużyny w tym roku. Nie można sobie wyobrazić, gdzie byłaby Fogo Unia bez dwóch najlepszych żużlowców. Owszem, wówczas w klubie wciąż figurowały nazwiska Jarosława Hampela i Brady’ego Kurtza, a w Rawiczu wciąż na odkrycie czekał Jaimon Lidsey, jednak żaden z tych zawodników – nawet Jarosław Hampel – nie prezentował w tym sezonie poziomu Pawlickiego i Sajfutdinowa. Innym aspektem wartym podniesienia jest ilość „komplementów”, którymi raczeni byli obaj zawodnicy, a w szczególności Pawlicki. Komentarze, w których nawoływano do przekazania opaski kapitańskiej Januszowi Kołodziejowi, były i tak rzadkością w porównaniu z wieszaniem psów na dotychczasowego (i aktualnego) ulubieńca publiczności gromadzącej się na Stadionie im. Alfreda Smoczyka…

Obrazek sezonu – spalenie kolejnej marynarki Piotra Rusieckiego

Piotr Rusiecki palący marynarkę po finale Drużynowych Mistrzostw Polski A.D. 2020. Foto: Unia Leszno, Marcin Kubiak

Jeśli czytają nas marketingowcy Bytomia, Vistuli czy Lavardu, mamy dla Was darmową poradę – walczcie o takiego klienta jak Piotr Rusiecki! W ciągu siedmiu lat sprawowania rządów w leszczyńskiej Unii, właściciel firmy Polcopper spalił tyle marynarek, ile niejeden mężczyzna kupił przez całe życie. Czy w kolejnych sezonach kibice Byków będą mieli okazję by zobaczyć płonącą szóstą i kolejne górne części garnituru sternika najbardziej utytułowanego klubu w historii polskiego żużla?

JAKUB WYSOCKI