Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

To było 8 dni, które wstrząsnęło siatkarską Europą! Mowa o polsko-włoskim finale mistrzostw Europy w siatkówce mężczyzn w Rzymie oraz o łódzkim turnieju kwalifikacyjnych do francuskich Igrzysk Olimpijskich, który też zakończył się polsko-włoską potyczką.

 

Polska pokazała, że w piłce siatkowej „potęgą jest i basta”, trawestując powiedzenie o polskim chłopie. W mistrzostwach Europy straciliśmy trzy albo cztery sety, a więc parę razy mniej niż było meczów, a w rzymskim finale ograliśmy samych gospodarzy i to do zera, co zrobiło wrażenie, ale też smakowało szczególnie. Bo sportowa zemsta zawsze smakuje specjalnie – a to było właśnie coś takiego! Przecież był to rewanż za zeszłoroczny finał mistrzostw świata, który odbył się u nas, gdzie Biało-Czerwonych musiała zaboleć przegrana w finale w katowickim „Spodku” właśnie z Italią 1-3.

W finale MŚ rozgrywanym po raz drugi w Polsce na trzy ostatnie siatkarskie mundiale – co skądinąd świadczy o naszym kraju jako o siatkarskiej potędze nie tylko sportowej, ale też organizacyjnej – zdobyliśmy „tylko” srebrny medal , co przyjęto jako porażkę, a przynajmniej jako jednak niepowodzenie. Pomyślmy, co by się działo, gdyby wicemistrzami świata zostali polscy piłkarze ręczni albo koszykarze, nie mówiąc już o futbolistach… To znaczy, że sportowa opinia publiczna w Polsce stawia siatkarzom niesłychanie wysoko poprzeczkę. Obłędny zwyczaj kibiców piłkarskich śpiewających po kolejnych straconych golach czy przegranych meczach : „Hej Polska – nic się nie stało!” – tutaj nie przejdzie. I dobrze.

A tymczasem schowane w cieniu panów nasze dziewczyny skutecznie im pozazdrościły, najpierw zdobywając pierwszy medal światowej imprezy po 55 latach (sic!) – chodzi o brąz Ligi Narodów – a następnie wygrywając turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskichi i pokonując w nim po raz drugi w tym roku Amerykanki-złote medalistki z IO w.Tokio !

W lipcu 2021, w moim warszawskim biurze, tuż przed wyjazdem na IO do Japonii powiedziałem jednemu z najważniejszych ludzi polskiej siatkówki, że kadrę żeńską powinien objąć ówczesny trener Korei Włoch Stefano Lavarini. Było to jeszcze zanim Korea Południowa sensacyjnie i pierwszy raz w historii awansowała do pierwszej czwórki turnieju olimpijskiego. Wyszło na moje.

Napisze coś, czego jakoś nie piszą inni: to, że Polska po raz drugi z rzędu organizowała turniej kwalifikacyjny siatkarek do IO, jest wielkim sukcesem organizacyjnym polskiej siatkówki oraz na pewno pomogło w naszym awansie do Paryża 2024. Doping 11 tysięcy kibiców był doprawdy czymś istotnym.

A teraz trzeba podnieść sobie poprzeczkę jeszcze wyżej. Oto w XXI wieku żaden polski zespół w jakimkolwiek sporcie drużynowym nie zdobył medalu olimpijskiego. Czas ,aby uczynić to za rok we Francji. Może.od razu dwa medale?