Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tegoroczny sezon jest, póki co, dla kibiców forBET Włókniarza Częstochowa dosyć gorzki w smaku. Drużyna mozolnie budowana od kilku lat miała szczebelek po szczebelku wspinać się w hierarchii ligowej, by ostatecznie móc zawalczyć o finał PGE Ekstraligi. Do rozpoczęcia obecnych rozgrywek wszystko szło zgodnie z planem. Ten wziął w łeb w ciągu niespełna miesiąca, kiedy to zespół przegrał trzy mecze z rzędu. Czy jest jeszcze szansa na wjechanie podopiecznych Marka Cieślaka do fazy play-off?

Biorąc pod uwagę tendencję, jaka do tej pory miała miejsce w kolejnych sezonach częstochowian w PGE Ekstralidze, duże apetyty kibiców, zawodników i działaczy były jak najbardziej uzasadnione. W pierwszym roku po awansie, zespół prowadzony wówczas przez Lecha Kędziorę spokojnie utrzymał ligowy byt. Potem, już z częstochowianinem Markiem Cieślakiem u sterów przyszedł pewny awans do play-off. Logiczną konsekwencją jest więc walka już nie tylko o fazę finałową, ale finał finałów właśnie. W teorii jeszcze wszystko jest możliwe, ale zespół swoją majową zapaścią bardzo skomplikował sobie do niego drogę.

Żeby jednak móc w pełni ocenić metamorfozę, jaką przebył przez te lata forBET Włókniarz Częstochowa, musimy się cofnąć do 8 września 2013 roku. Daty, którą w mieście i okolicach pamięta chyba każdy. Wtedy Włókniarz w niebotycznym meczu z Unibaxem Toruń walczył o awans do finału Ekstraligi. Był w tym finale przez mniej więcej dwa okrążenia ostatniego biegu, kiedy to defekt łańcucha zanotował Rune Holta i marzenia o potędze prysły jak bańka mydlana. Od tego momentu wszystko zaczęło się psuć.

Kolejny sezon był w wykonaniu Włókniarza fatalny i zakończył się nieprzyznaniem licencji na sezon 2015. Przez cały ten rok nie było w Częstochowie ligowego żużla. Wtedy to akcji wszedł Michał Świącik, z arcytrudnym zadaniem reaktywacji speedawaya pod Jasną Górą. Nowy prezes podołał zadaniu, choć uczciwie trzeba przyznać, że sprzyjało mu szczęście. Regulamin stanowi bowiem, że nowy podmiot musi rozpocząć rywalizację od najniższej klasy rozgrywkowej. A sezon 2016 był tym jednym jedynym, gdy ligi zostały połączone i najniższą była ta na zapleczu Ekstraligi. Włókniarz awansu nie wywalczył, lecz został do Ekstraligi zaproszony wskutek problemów wyżej notowanych zespołów. Nie jest to absolutnie żaden zarzut kierowany w stronę działaczy. W identycznych okolicznościach rok wcześniej elitę zasilił ROW Rybnik, a spadku uniknął GKM Grudziądz. Tak to w żużlu po prostu jest. Stać cię – jedziesz. Włókniarza szczęśliwie było stać.

Rozpoczęto więc budowę drużyny na utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Od razu częstochowskie szeregi zasilili dwaj bardzo solidni obcokrajowcy z doświadczeniem w Grand Prix, czyli Leon Madsen i Matej Zagar. Już to wystarczyło do spokojnego utrzymania. Sezon później doszli trener Cieślak, a do formacji seniorskiej Lindgren, Miedziński i Musielak. Wystarczyło na trzecie miejsce po rundzie zasadniczej i upragnione play-offy. W powszechnej opinii do pełni szczęścia zabrakło punktów juniorów. Przed obecnym sezonem ściągnięto więc Jakuba Miśkowiaka i liczono na otrzaskanie się z ligowym ściganiem Michała Gruchalskiego. Musielaka z kolei zamieniono na głodnego seniorskiego żużla Pawła Przedpełskiego.

Wszystko to wygląda na bardzo sensowną, robioną z głową politykę kadrową. Bez gwałtownych ruchów i wyłącznie zespół wzmacniającą. Co więc poszło nie tak? Na pierwszy rzut oka ciężko to jednoznacznie ocenić. Na drugi jednak, widać wyraźną wyrwę w drugiej linii. Loty obniżył Miedziński, a Przedpełski dopiero w 8. kolejce zaliczył solidnie punktowany występ. Jeździć z kolei zaczęli młodzieżowcy. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że Michał Gruchalski w średniej punktowej na bieg w tym sezonie wyprzedza tak Miedzińskiego jak i Przedpełskiego! Gruchalski ze Stelmet Falubazem na wyjeździe pojechał mecz życia, a Miśkowiak do dorobku punktowego dodaje przebłyski naprawdę spektakularnej jazdy. Trójka z zagranicy jedzie na swoim bardzo wysokim poziomie, choć u Lindgrena widać obniżkę formy w stosunku do poprzedniego sezonu.

Jakość jest więc mniej więcej podobna do tej z zeszłego sezonu. Dlaczego więc Włókniarz musi do ostatniego meczu rundy zasadniczej walczyć o 4. miejsce? Punktów w tabeli zespołowi brakuje przede wszystkim z powodu niezrozumiałej zapaści, w jaką wpadł w drugiej połowie maja. Dwie porażki u siebie tydzień po tygodniu to coś niespotykanego na przestrzeni całej PGE Ekstraligi. Marnym usprawiedliwieniem jest fakt, że Włókniarz poległ w pojedynkach z dwiema aktualnie najlepszymi drużynami w rozgrywkach. Na pierwszy z nich, przeciw Fogo Unii Leszno kibice nie mogli patrzeć. Goście dosłownie rozjechali zagubionych jak dzieci we mgle częstochowian, ze świeżo upieczonym liderem Grand Prix, Madsenem w składzie. Wtedy słyszeliśmy z ust trenera i prezesa różne opowieści. A że zmęczeni, a że nawierzchnia zaskoczyła. Innymi słowy, stałe punkty programu. Tydzień później nie było już żadnych prób usprawiedliwień. Pod Jasną Górę przyjechała drużyna słabsza od lidera z Leszna i jak najbardziej w zasięgu podopiecznych Cieślaka. Skończyło się ośmiopunktową porażką. Coś ewidentnie w zespole nie działało i wtedy do akcji postanowił wkroczyć prezes…

Różnie można oceniać zachowanie Michała Świącika, który wyszedł po tym meczu do mediów i zapowiedział, że od teraz tor będzie robiony po jego myśli. Zapowiedział również, że od teraz treningi będą obowiązkowe dla wszystkich. Większość mediów węszyła konflikt z trenerem, niektóre Cieślakowi wystawiały już klepsydrę. Tymczasem terapia szokowa prezesa zdawała się zacząć działać. Drużyna przegrała co prawda wyjazdowy mecz w Zielonej Górze, ale na tyle nisko, by w prawdziwym dreszczowcu tydzień później wygrać ze Stelmet Falubazem za 3 punkty. To ten właśnie mecz mógł zwiastować przełamanie w drużynie, bo na miarę oczekiwań wreszcie pojechała druga linia. Przedpełski zdobył 9 punktów a Miedziński 8. Rewanże w Lesznie i Wrocławiu Włókniarz wyraźnie przegrał, ale nie mogło być inaczej wobec bardzo wysokiej formy, jakie oba te zespoły prezentują na przestrzeni rozgrywek.

Cieślak, według ostatnich informacji wprost z gabinetu prezesa, otrzymał już propozycję podpisania nowego kontraktu. Nic to jednak konkretnego nie oznacza, bo ten sam Cieślak miał taką samą umowę gotową do podpisu w Zielonej Górze dwa sezony wcześniej. Wszyscy pamiętamy, jak to się skończyło. Trener reprezentacji Polski nie należy do ludzi najłatwiejszych w obyciu i wie to chyba każdy, kto się z nim zetknął. Z reguły jednak działało to na jego korzyść. Czasem jednak zainterweniować musi ktoś jeszcze ważniejszy i przynajmniej chwilowo przyniosło to oczekiwany efekt, bo zespół u siebie wyglądał już lepiej.

Pytanie, czy starczy duetowi Świącik – Cieślak siły i determinacji, by utrzymać morale zespołu na właściwym poziomie i zdobyć upragnione miejsce w play-off. Tutaj równie ważnym czynnikiem co sprzęt i chłodna głowa wydaje się być kalendarz rozgrywek. forBET Włókniarz do czwartego MRGARDEN GKM-u Grudziądz traci 4 punkty i ma sporą szansę, by wygrać z nim za 3, jeśli odrobi niewielką stratę z pierwszego spotkania. Ten mecz odbędzie się w przedostatniej serii i juz wtedy wszystko może być jasne. W najbliższej kolejce pod Jasną Górę przyjeżdża zdegradowany już raczej Get Well Toruń, natomiast grudziądzanie udają się na arcytrudny teren do Wrocławia.

Meczem prawdy może być jednak potyczka forBET Włókniarza w Lublinie już tydzień później. Jeśli częstochowianie zwyciężą na bardzo trudnym terenie beniaminka, a podopieczni Roberta Kempińskiego potkną się w pojedynku ze Stelmet Falubazem, droga do play-off stanie przed Cieślakiem i spółką otworem. To oczywiście klasyczne wróżenie z fusów, ale i zapowiedź tego, że czeka nas bardzo ciekawa końcówka fazy zasadniczej i naprawdę jeszcze nie wszystko pod Jasną Górą stracone.

MATEUSZ ŚLĘCZKA

One Thought on Co z tym Włókniarzem? Lew może się jeszcze obudzić
    Gadol
    21 Jul 2019
     1:03am

    W 2013 roku Włókniarz z finału wyleciał wcześniej niż po defekcie Holty. Wyleciał w momencie gdy było pewne, że nie ma kogo wystawić do 14 biegu – słynna zmiana „Puste Pole za niego Artur Czaja” (pozdrowienia dla przewodniczącego jury, imć Demskiego). Ja w okolicach 9-10 biegu mówiłem do znajomych na trybunach, że musimy coś nadrobić do nominów bo pojedziemy w 3 lub 3 + plastron.

Skomentuj

One Thought on Co z tym Włókniarzem? Lew może się jeszcze obudzić
    Gadol
    21 Jul 2019
     1:03am

    W 2013 roku Włókniarz z finału wyleciał wcześniej niż po defekcie Holty. Wyleciał w momencie gdy było pewne, że nie ma kogo wystawić do 14 biegu – słynna zmiana „Puste Pole za niego Artur Czaja” (pozdrowienia dla przewodniczącego jury, imć Demskiego). Ja w okolicach 9-10 biegu mówiłem do znajomych na trybunach, że musimy coś nadrobić do nominów bo pojedziemy w 3 lub 3 + plastron.

Skomentuj