Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Spodobało mi się to porównanie autorstwa Krystiana Pieszczka, po VIII odsłonie meczu w Grudziądzu, kiedy wyjaśniał poszukującemu formy jak Zmarzlik, Olkowiczowi, o co Milik i Szczepaniak mieli pretensje do Lotarskiego.

Otóż młody bardzo dobrze zabrał się spod taśmy, tylko potem nie bardzo kontrolował, co z tym szczęściem począć i zaczęła się jazda z cyklu „dokąd jedziemy motorku?”. Odbił się Lotarski od jednego rywala, przymknął więc wyraźnie gaz, bo jeszcze nie daj Panie zdołałby utrzymać pozycję, tylko tym sposobem, na wejściu w kolejny łuk zablokował drugiego, stając niemal w poprzek i zwalniając prawie do zera. Tak to ostatecznie punktów nie zdobył, szczęśliwie ominięty przez przeciwników, ale zamieszania narobił za dwóch, dobrze, że bez strat w ludziach tym razem. Nie dziwmy się więc rywalom, że po biegu dosyć dobitnie pokazali młokosowi, co myślą o takiej jeździe, stylem węża, jak to barwnie skwitował Krycha.

Zacznijmy jednak od początku. W Lublinie odstawili od składu inteligentnego i stonowanego Kubę Jamroga, z dwóch jak sądzę powodów. Po pierwsze, na inaugurację we Wrocku nie błysnął i obiektywnie pozostał najsłabszym seniorem lubelaków we wrocławskiej mizerii. Po wtóre, Kuba nie zwykł gardłować o swoje jak choćby koleżka Zagar, pakujący widowiskowo bambetle na wieść o sprowadzeniu Małego, zatem ryzyko medialnej burzy spadło praktycznie do zera. Na tle Gorzowa Motor wypadł okazale, zaś duet Zagar, Miesiąc zrobił swoje, czym zapewne zagwarantował sobie miejsce w wyjściowym zestawieniu Jacka Ziółkowskiego na minimum dwa kolejne spotkania. No bo teraz wyjazd do Leszna, tam zaś o punkty niezwykle trudno, więc nawet zerówka któregoś, nie sprawi kolejnych roszad, przed następnym domowym starciem Motoru. Mały pokazał błysk. Przypomniał, że potrafi startować, a jeśli jeszcze tor sprzyja utrzymywaniu pozycji jazdą przy farbie, jak to się teraz winno określać, po zmianach regulaminowych, to i Hampelowi takie rozwiązanie tylko ułatwiło ów błysk. Ostatecznie 13+1 robi wrażenie i daje pewną pozycję w ekipie Lublina na dłużej.

Czyli co z Jamrogiem? Ano to, co wyrokowałem przed startem rozgrywek. Albo wypożyczenie, żeby jakoś pospinać tegoroczny budżet, albo równorzędne z wtórnym analfabetyzmem żużlowym, jałowe oczekiwanie. I jeśli Lublin będzie na fali, a Hampel liderem – nikt biednego Kuby nie pożałuje. No chyba, że duetowi Kloc/Rusko zabraknie cierpliwości w oczekiwaniu na przełamanie Bewleya i zechce powrotu syna marnotrawnego do Wrocka. To jednak chyba zbyt daleko na tę chwilę, posunięte spekulacje. Na Rybnik także specjalnie bym nie liczył, mimo kontuzji Barneya Lebiediewa. Tam wciąż mają specyficzną klęskę urodzaju i jeszcze Miedziaka w roli gościa.

Wśród gorzowian dziurawo. Powoli i systematycznie zdaje się wracać Zmarzlik, w kratkę Kasprzak i Thomsen, bardziej niż słabo Woźniak, a juniorzy z przebłyskami Karczmarza i zawodem ze strony Bartkowiaka. Czy powrót Iversena będzie antidotum? Oby, bo prezes Grzyb zbudował znakomitą atmosferę wewnątrz zespołu, takoż medialną – do pełni szczęścia brakuje tylko wyniku sportowego.

Zielona poległa z kretesem u siebie. Poległa z… deszczem, a dopiero potem z Częstochową. Pospieszyli się w Winnym Grodzie z tym nowym terminem. Pierwotnie tor przyjął nadmiar wody i nie nadawał do ścigania, z uwagi na bardzo nierównomierną przyczepność, także gąbczaste, przemoczone fragmenty. Trzeba było podejść nieco powściągliwiej. Trenowali na twardym, a ten domowy, następnego dnia taki nie był. Nawet jeśli wskutek operującego słońca, po wierzchu nieco się kurzyło i wysychało, to podłoże było mocno odmoczone od wczoraj. Jak to mówił kiedyś Greg Walasek, wtedy gospodarz ma gorzej. Przyklejasz osłabioną do granic furę na beton i jeśli jest przyczepnie, to żonglerka zębatkami i zmiany ustawienia zapłonu nie pomogą – leżysz, ponieważ w trakcie zawodów nie jesteś w stanie radykalnie wzmocnić bike’a.

Goście odwrotnie. Przygotowali jedną furkę mocniejszą, drugą słabszą i jak wyszli, pokopali i „pośrubokrętowali” tor, wiedzieli, co brać. Zawsze można bowiem mocny motocykl osłabić w czasie meczu, bo wzmocnić, jak wspomniałem, nie sposób. I to cała tajemnica pogromu Zielonki u siebie. Teraz jadą znowu w domu, przeciw GKM-owi i grudziądzanie powinni się modlić, by ta porażka tak zmyliła gospodarzy, by ci ponownie przekombinowali z torem i ustawieniami motocykli. Swoją drogą, co to za żużel, kiedy o totalnym niepowodzeniu decydują w tak dużym stopniu niuanse. To jeszcze speedway, czy już sprzętowa formuła 1, gdzie odwrotnie niż kiedyś, aż w 70 procentach to motocykl decyduje o powodzeniu?

I w podsumowaniu wydarzeń z Zielonki kamyczek do własnego ogródka. Po odwołaniu spotkania w pierwotnym terminie, Marek Cieślak z szerokim uśmiechem obwieścił światu, że dwóch najstarszych zawodników w Jego ekipie tym razem chciało jechać. Cenię dowcip, sarkazm, cieszę się, że moje „dziełka” są czytane i zapamiętywane. To jedno. Szanuję tak dokonania, jak też siwe włosy trenera – to drugie. Ale także cenię sobie umiejętność samodzielnego myślenia i pozostawania w swych poglądach niezależnym. Zatem nadal pozostanę sobą panie trenerze, zdając sobie przy tym sprawę, że zgodnie z III zasadą dynamiki Newtona, każdej akcji towarzyszy reakcja o tej samej sile, skierowana przeciwnie. Różnić się, jak słychać, także można z przymrużeniem oka i wzajemnym szacunkiem. Dzięki więc za prztyczek – przyjąłem i uśmiechnąłem się pod nosem.

Na koniec dwa spotkania, w których wynik był lepszy niż jazda zwycięzców. Najpierw starcie w Lesznie. Mecz na szczycie, sporo walki i aż 16 punktów zaliczki gospodarzy. Trochę zbyt wiele obserwując wydarzenia na torze. Tutaj także można dyskutować o nowej wykładni prawa arbitra do przerwania biegu przy nierównym starcie. Tylko jest już po fakcie, więc to nieco akademicka dysputa i płacz nad rozlanym mlekiem. Wśród gospodarzy znakomity Koldi, cieszący oko Kubera i wracający do dobrej dyspozycji Smyk. Tym razem zawalił bardzo wolny na trasie Piter. Podobnie było wcześniej w Gorzowie, tylko tam Pawlicki umiejętnie blokował i częściej dowoził. Na leszczyńskim lotnisku już nie poradził. Jest o czym myśleć, bo fury z pewnością nie jadą tak, jak Piotr sobie wymarzył. Wśród gości nieco tradycyjnie. Bardzo mądry na torze Magic, szarpiący i szybki Tajski, choć już nie tak skuteczny jak przed tygodniem u siebie, dalej Czugunow i Drabik z pojedynczymi dobrymi startami no i dalej do zapomnienia. Tym razem. Bo Fricke, czy Liszka potrafią się ścigać na dobrym poziomie, gorzej z Bewleyem i tu pozostaje otwartym pytanie, jak długo będzie cierpliwy duet włodarzy WTS.

W Grudziądzu podobnie zbyt wysoko na korzyść miejscowych. Z przebiegu walki goście zasłużyli na kilka oczek więcej, lecz wówczas nie obejrzelibyśmy kilku spektakularnych wyprzedzanek, szczególnie w wykonaniu Buczka. Mnie natomiast męczą dwie kwestie w związku z występem GKM-u. Pierwsza to nadal marne wyjścia spod taśmy, stąd zaś konieczność ścigania rywali z trasy. U siebie ten numer przejdzie, ale na wyjeździe może się skończyć jak w Czewie na inaugurację. Druga sprawa to forma juniorów. Lotarskiemu daję kredyt zaufania, bo to debiutant na tym poziomie i potrzeba cierpliwości, by coś tam urwał. Że chce, było widać w ósmym biegu, że jeszcze nie potrafi… też było widać w tym samym starcie.

Martwi natomiast Marcin Turowski. Jedzie ani to po farbie, ani po balonie, na starcie wygląda jakby czekał aż rywale odjadą, by przypadkiem nie pchać się w kłopoty – to nie tak miało wyglądać. Marcin przebojem wszedł na stałe do ubiegłorocznego składu ekipy, a ten sezon miał być już, nazwijmy to, bardziej regularnym jeśli idzie o zdobycze, najlepiej na seniorach rywali. Póki co – delikatne rozczarowanie.

W Rybniku Kędziora miał niezły ból głowy. Jak raz jeden pojechał dobrze i zapunktował, to za chwilę zawalił i bądź tu mądry człowieku. Szkoda trochę Szczepana. Zapunktował solidnie, 6+1 w czterech startach i jedyna trójka indywidualna gości, za co w nagrodę nie pojechał w nominowanych. Tu akurat bym się czepił. No i na koniec przeprosiny. Otóż przepraszam żużlową Polskę za skandaliczną przyśpiewkę kilku oszołomów, po upadku Lebiediewa w finałowym biegu. Wszędzie są durnie i idioci, ale tych, z racji łysin na stadionie, było słychać aż nadto dobrze. Proponuję, by każdy z tych sportowych analfabetów zamknął oczy, złożył rączki za plecami i z rozbiegu przydzwonił barana w ścianę – może wtedy coś zrozumieją.

A teraz? Teraz pora na kolejną rundę, w której dwa mecze na szczycie. Najpierw ekscytujące starcie na szczycie odwrotnym, że tak to przekornie określę. Rybnik podejmie w meczu o życie zawodzący Gorzów. Gości teoretycznie stać jeszcze na wyjazdową porażkę. Gospodarzom już zapaliło się czerwone światełko. Na deser mecz Częstochowy z Wrocławiem. Wisienka na weekendowym torcie – taką mam nadzieję i obym się nie zawiódł.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

One Thought on Co może nieopierzony młokos, jadąc stylem węża?
    R2R
    25 Jun 2020
     4:32pm

    Turowski nawet za bardzo się nie potrafi wyłslowić. Myślę, że jego „kurde, kurde, kurde” powtarzane w wywiadzie, jest substututem innego słowa na k… używanego równie często poza kamerą. Gość dla mnie wyjaśnił się sam swoim pseudo błazeńskim luzem w przedsezonowej sondzie, odpowiadając na pytania, że gdyby nie żużel, to zbierały puszki i że lubi muzykę poważną, czy tam operę.
    To taki typek-heheszek, co narazie może nabiera jakieś laski, że „jestem żużlowcem, mała”, ale po tym sezonie zniknie i pozostaną chyba te puszki. Zero oczekiwań…..

Skomentuj

One Thought on Co może nieopierzony młokos, jadąc stylem węża?
    R2R
    25 Jun 2020
     4:32pm

    Turowski nawet za bardzo się nie potrafi wyłslowić. Myślę, że jego „kurde, kurde, kurde” powtarzane w wywiadzie, jest substututem innego słowa na k… używanego równie często poza kamerą. Gość dla mnie wyjaśnił się sam swoim pseudo błazeńskim luzem w przedsezonowej sondzie, odpowiadając na pytania, że gdyby nie żużel, to zbierały puszki i że lubi muzykę poważną, czy tam operę.
    To taki typek-heheszek, co narazie może nabiera jakieś laski, że „jestem żużlowcem, mała”, ale po tym sezonie zniknie i pozostaną chyba te puszki. Zero oczekiwań…..

Skomentuj