Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Billy Hamill, indywidualny mistrz świata z 1996 roku, wciąż jest stęskniony żużla. Po zakończeniu zawodniczej kariery pomaga w rozwoju dyscypliny na terenie Stanów Zjednoczonych. Zamierza otworzyć nowy tor w Kalifornii. 

– Kilka lat temu zajmowałem się akademią żużlową i w moim odczuciu było to bardzo fajne. Wciąż chcę być przy speedwayu, ale tym razem zamierzam otworzyć w Kalifornii swój własny tor. Jeśli to się uda, na pewno zajmę się szkoleniem młodych chłopaków. Fajnie by było, aby do tego sportu zachęcić jak najwięcej osób. Mam już pewną wybraną lokalizację, jednak, póki co, niech pozostanie ona tajemnicą. Myślę również nad tym, aby z Polski sprowadzić bandę dmuchaną. Niestety, w Kalifornii takowej nie ma – mówi dla Speedwaya Stara Amerykanin. 

Hamill nie ukrywa, że wie, co jest najważniejsze dla młodych zawodników u progu ich żużlowej kariery. – Na pewno nie jest tak, że jeśli chcesz zostać mistrzem świata, to musisz zacząć jak najwcześniej. Ja zacząłem, gdy miałem jakieś 13 lat i startowałem na torach z powodzeniem. Jeśli jesteś młodszy i już gdzieś tam jeździsz na motorze, to tylko zaprocentuje w przyszłości, ale nie jest to warunek konieczny. Na pewno warto od dzieciństwa pracować nad techniką jazdy. To chyba najważniejsze – przekonuje Hamill. 

Przed laty Hamill i Greg Hancock jako pierwsi w żużlu stworzyli profesjonalny team (Team Exide). Billy swoją zawodniczą karierę już zakończył, Hancock dalej ściga się z powodzeniem na europejskich torach. 

– Myślę, że Greg złamał wszystkie bariery. On chyba jest jedyny w swoim rodzaju. Rzadko można spotkać 48-latka, który ściga się z powodzeniem w mistrzostwach świata. Jego przykład to inspiracja zarówno dla młodych, jak i starszych zawodników, że jeśli tylko podchodzisz do tematu profesjonalnie, to możesz się długo i z powodzeniem utrzymywać na topie – podsumowuje były indywidualny mistrz świata. 

ŁM