Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Walkę o żużlowe mistrzostwo świata Bartosz Zmarzlik rozegrał wzorowo. Teraz nasz mistrz toczy nierówny bój ze światem mediów. Każdy chce mieć z nim wywiad i wspólne zdjęcie. Zaproszenia wysyłają programy śniadaniowe, rozrywkowe, sportowe, a pewnie „Taniec z gwiazdami” i „Szansa na sukces” równie chętnie gościłyby Zmarzlika u siebie w programie. Odmówić nie wypada. Poza tym sportowy sukces trzeba przekuć w ten medialny i co za tym idzie finansowy. Zaczęło się balansowanie między żużlowymi obowiązkami a misją mistrza świata.

Wspominał o tym Tai Woffinden, mówił też Hans Nielsen, że po zdobyciu mistrzowskiego tytułu świat staje się inny. Z jednej strony bardziej przyjazny, a z drugiej wyrażający swoje oczekiwania. Mistrz musi bywać, opowiadać o swoich zainteresowaniach, uchylać kolejne tajemnice. Na końcu wszyscy już wszystko wiedzą i trochę swoim bohaterem są nawet znudzeni. Media mistrza rozwałkują, przemielą i wyplują.

Za chwilę wystartują przeróżnej maści plebiscyty na najlepszego żużlowca, sportowca i obywatela. Posypią się zaproszenia na gale i tańce do białego rana. Zniknie czas na przemyślenia i odpoczynek. Nie będzie łatwo Zmarzlikowi zabrać się do organizacji nowego sezonu. Może właśnie dlatego tak trudno broni się mistrzowskiego tytułu. A w polskich mediach tych branżowych i nie tylko padają deklaracje, że pierwsze złoto gorzowianina jest dopiero przygrywką do kolejnych medali. I to najpewniej złotych. W Zmarzliku upatruje się mistrza na lata. Proponowałbym jednak nieco wyhamować. Lekko ochłonąć. Dać mistrzowi czas na celebrację tytułu. Zobaczymy jak zareaguje na zupełnie nową sytuacją. Czy poradzi sobie z dużo większym zainteresowaniem niż to dotychczasowe? Okaże się też jak bardzo trzykrotny medalista serii Grand Prix jest pazerny na kolejne sukcesy.  

Rywale na pewno nie odpuszczą. Mało tego, w tym roku taki Leon Madsen i Emil Sajfutdinow poczuli dopiero krew. Przekonali się, że mogą skutecznie bić się o złoto. Że brakuje im już niewiele. Jeden lub dwa kroki i będą na żużlowym Olimpie. W Toruniu na podium widzieli szczęśliwego i spełnionego Zmarzlika. Mieli prawo mu pozazdrościć. Złożyć szczere gratulacje, a w głowie pomyśleć, że za rok chcieliby przeżywać to, co Polak. I powiem Wam, że mają na to szanse. Nie wierzcie, że Polacy nie  mają z kim przegrywać. Nie popadajmy w samo zachwyt. Szanujmy rywali i doceniajmy ich klasę. W tym roku Madsen i Sajfutdinow bardzo mocni naciskali na Zmarzlika. Za rok oni plus Tai Woffinden, Jason Doyle i Martin Vaculik rozpoczną pogoń za króliczkiem, czytaj mistrzostwem świata.  A jak stara prawda mówi łatwiej gonić niż uciekać. Co równie istotne, gdy Polak objeżdża kolejne telewizje, rywale rozmyślają jak odebrać mu złoto i zabrać je do własnego domu.

Końcówka sezonu pomogła nam uświadomić sobie, jak bardzo Zmarzlik odjechał kolegom z kadry. Może jeszcze nie powinniśmy mówić, że mamy mistrza świata, a po nim długo, długo nic. Ale ten czarny scenariusz powoli nabiera realnych kształtów. Jeszcze niedawno wyżej notowani od wychowanka Stali Gorzów byli Maciej Janowski i Patryk Dudek. Wrocławianin pozostaje jednak bez medalu mistrzostw świata. Na własne życzenie popadł w konflikt z trenerem reprezentacji i grupą żużlowych działaczy. Zielonogórzanina trapią problemy sprzętowe. Przez nie Dudek stał się zawodnikiem średniej klasy światowej. Zupełnie inną historią jest przykład Piotra Pawlickiego. Jego talent predysponuje go do startów w Grand Prix, charakter jednak ciągnie w dół. Kapitan Unii Leszno sam ustawił się w konflikcie ze Zmarzlikiem. Nie potrafi ukryć niechęci do gorzowianina. W sportowej hierarchii stanął jednak w cieniu swojego odwiecznego rywala. A przecież skala talentu była porównywalna. Ambicje równie wysokie. W pogoni za sukcesem i pieniędzmi Janowski, Dudek i młodszy z braci Pawlickich spadli z piedestału. Na żużlowym szlaku GPS kazał skręcić im w złą stronę. Teraz muszą zawracać. W składzie na Speedway of Nations obowiązkowo jedno miejsca przypada Zmarzlikowi, i to do niego trener Marek Cieślak wybierze doparowego.

Historia Bartosza Zmarzlika ma swój niecodzienny urok. To opowieść o człowieku w pełni oddanym swojej pasji. Żyjącym w dziecięcym świecie fascynacji motorami. I tylko na zawody, zakładającym strój bohatera. Pasja staje się kluczem do sukcesu. Patrzę na gorzowianina i widzę żużlowca w pełni oddanego temu, co robi. Tym właśnie sposobem odjechał reprezentacyjnym kolegom. Dla niego żużel jest pasją, dla innych zawodowym obowiązkiem.

DAWID LEWANDOWSKI