Walkę o żużlowe mistrzostwo świata Bartosz Zmarzlik rozegrał wzorowo. Teraz nasz mistrz toczy nierówny bój ze światem mediów. Każdy chce mieć z nim wywiad i wspólne zdjęcie. Zaproszenia wysyłają programy śniadaniowe, rozrywkowe, sportowe, a pewnie „Taniec z gwiazdami” i „Szansa na sukces” równie chętnie gościłyby Zmarzlika u siebie w programie. Odmówić nie wypada. Poza tym sportowy sukces trzeba przekuć w ten medialny i co za tym idzie finansowy. Zaczęło się balansowanie między żużlowymi obowiązkami a misją mistrza świata.
Wspominał o tym Tai Woffinden, mówił też Hans Nielsen, że po zdobyciu mistrzowskiego tytułu świat staje się inny. Z jednej strony bardziej przyjazny, a z drugiej wyrażający swoje oczekiwania. Mistrz musi bywać, opowiadać o swoich zainteresowaniach, uchylać kolejne tajemnice. Na końcu wszyscy już wszystko wiedzą i trochę swoim bohaterem są nawet znudzeni. Media mistrza rozwałkują, przemielą i wyplują.
Za chwilę wystartują przeróżnej maści plebiscyty na najlepszego żużlowca, sportowca i obywatela. Posypią się zaproszenia na gale i tańce do białego rana. Zniknie czas na przemyślenia i odpoczynek. Nie będzie łatwo Zmarzlikowi zabrać się do organizacji nowego sezonu. Może właśnie dlatego tak trudno broni się mistrzowskiego tytułu. A w polskich mediach tych branżowych i nie tylko padają deklaracje, że pierwsze złoto gorzowianina jest dopiero przygrywką do kolejnych medali. I to najpewniej złotych. W Zmarzliku upatruje się mistrza na lata. Proponowałbym jednak nieco wyhamować. Lekko ochłonąć. Dać mistrzowi czas na celebrację tytułu. Zobaczymy jak zareaguje na zupełnie nową sytuacją. Czy poradzi sobie z dużo większym zainteresowaniem niż to dotychczasowe? Okaże się też jak bardzo trzykrotny medalista serii Grand Prix jest pazerny na kolejne sukcesy.
Rywale na pewno nie odpuszczą. Mało tego, w tym roku taki Leon Madsen i Emil Sajfutdinow poczuli dopiero krew. Przekonali się, że mogą skutecznie bić się o złoto. Że brakuje im już niewiele. Jeden lub dwa kroki i będą na żużlowym Olimpie. W Toruniu na podium widzieli szczęśliwego i spełnionego Zmarzlika. Mieli prawo mu pozazdrościć. Złożyć szczere gratulacje, a w głowie pomyśleć, że za rok chcieliby przeżywać to, co Polak. I powiem Wam, że mają na to szanse. Nie wierzcie, że Polacy nie mają z kim przegrywać. Nie popadajmy w samo zachwyt. Szanujmy rywali i doceniajmy ich klasę. W tym roku Madsen i Sajfutdinow bardzo mocni naciskali na Zmarzlika. Za rok oni plus Tai Woffinden, Jason Doyle i Martin Vaculik rozpoczną pogoń za króliczkiem, czytaj mistrzostwem świata. A jak stara prawda mówi łatwiej gonić niż uciekać. Co równie istotne, gdy Polak objeżdża kolejne telewizje, rywale rozmyślają jak odebrać mu złoto i zabrać je do własnego domu.
Końcówka sezonu pomogła nam uświadomić sobie, jak bardzo Zmarzlik odjechał kolegom z kadry. Może jeszcze nie powinniśmy mówić, że mamy mistrza świata, a po nim długo, długo nic. Ale ten czarny scenariusz powoli nabiera realnych kształtów. Jeszcze niedawno wyżej notowani od wychowanka Stali Gorzów byli Maciej Janowski i Patryk Dudek. Wrocławianin pozostaje jednak bez medalu mistrzostw świata. Na własne życzenie popadł w konflikt z trenerem reprezentacji i grupą żużlowych działaczy. Zielonogórzanina trapią problemy sprzętowe. Przez nie Dudek stał się zawodnikiem średniej klasy światowej. Zupełnie inną historią jest przykład Piotra Pawlickiego. Jego talent predysponuje go do startów w Grand Prix, charakter jednak ciągnie w dół. Kapitan Unii Leszno sam ustawił się w konflikcie ze Zmarzlikiem. Nie potrafi ukryć niechęci do gorzowianina. W sportowej hierarchii stanął jednak w cieniu swojego odwiecznego rywala. A przecież skala talentu była porównywalna. Ambicje równie wysokie. W pogoni za sukcesem i pieniędzmi Janowski, Dudek i młodszy z braci Pawlickich spadli z piedestału. Na żużlowym szlaku GPS kazał skręcić im w złą stronę. Teraz muszą zawracać. W składzie na Speedway of Nations obowiązkowo jedno miejsca przypada Zmarzlikowi, i to do niego trener Marek Cieślak wybierze doparowego.
Historia Bartosza Zmarzlika ma swój niecodzienny urok. To opowieść o człowieku w pełni oddanym swojej pasji. Żyjącym w dziecięcym świecie fascynacji motorami. I tylko na zawody, zakładającym strój bohatera. Pasja staje się kluczem do sukcesu. Patrzę na gorzowianina i widzę żużlowca w pełni oddanego temu, co robi. Tym właśnie sposobem odjechał reprezentacyjnym kolegom. Dla niego żużel jest pasją, dla innych zawodowym obowiązkiem.
DAWID LEWANDOWSKI
Żużel. Motor nadal niepokonany! Wielki mecz Sajfutdinowa (RELACJA)
Żużel. Waleczny GKM nie dał rady Sparcie. Odrodzenie „Magica”! (RELACJA)
Żużel. Zdrada w Orle Łódź?! Mocne słowa prezesa!
Żużel. Pragnął wrócić do Ekstraligi jak nikt inny. Teraz jest jednym z liderów!
Żużel. Jason Doyle: Szwecja jest nieopłacalna. Chcę gonić za tytułem
Żużel. GKM jedzie do podrażnionej Sparty. Apator potwierdzi formę w Lublinie? (ZAPOWIEDŹ)