Marian Kaiser
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Wiecie kto był pierwszym drużynowym mistrzem Polski? Otóż PKM Warszawa. Zaskoczeni? A kto był indywidualnie najlepszy w 1957 roku i który klub reprezentował? No to mówię. Marian Kaiser z Legii Warszawa. To Legia miała sekcję i tor? Ano pomalutku.

Oficjalnie rozgrywki o tytuł DMP zainaugurowano w naszym kraju od sezonu 1948. Zawody rozgrywano z udziałem trzech zespołów. Drużynę stanowiło trzech zawodników i rezerwowy. Mecz składał się z dziewięciu wyścigów. Jedną rundę ligową stanowiły trzy trójmecze. Za zwycięstwo zespół otrzymywał 3 punkty, dwa punkty za drugie miejsce i punkt za trzecie. Zawodnicy z podstawowego składu drużyny startowali trzykrotnie. Liczbę małych punktów sumowano. Indywidualnie zwycięzca wyścigu inkasował 4 oczka, kolejny 3 itd., z tym że za ukończony wyścig dopisywano punkt, zaś defekt, upadek, czy inne nieszczęście które nie pozwoliło dotrzeć do mety sprawiało, że zawodnik nie wzbogacał dorobku. Co ciekawe, nie było podziału ze względu na pojemność silników, co w tych pionierskich latach stanowiło powszechną praktykę. PKM Warszawa, pierwszy mistrz, startował w składzie: Jan Wąsikowski, Jerzy Dąbrowski, Stanisław Brun i Mieczysław Chlebicz. Ekipa ze stolicy wyprzedziła LKM Leszno i… uwaga – Olimpię Grudziądz. Fajne czasy, rzekłbym.

CWKS również miał, zapomnianą dziś, sekcję żużlową, która powstała w 1930 roku. Według wikipedii po wojnie, w 1948 roku przeprowadzono eliminacje, po których żużlowcy Legii zostali zakwalifikowani do drugiej ligi (w której zajęli 5. miejsce). W 1949 roku drużyna (przez słaby wynik) nie wystartowała w rozgrywkach. W latach 1950-1951 żużlowcy Legii znów jeździli. Po tym sekcję przeniesiono do… Wrocławia (CWKS Wrocław!). W 1956 żużel ponownie wrócił do Warszawy, jednak zawodnicy kompletnie zawiedli, zajmując ostatnie, szóste miejsce z zerowym dorobkiem punktowym.

W 1958 roku, wobec braku własnego toru i zupełnego braku zainteresowania żużlem ze strony warszawskich kibiców, zespół wszystkie swoje mecze jako gospodarz rozgrywał nie jak dotychczas na stadionie Skry, lecz w obcych miastach! Przed sezonem 1960 podjęto decyzję o połączeniu dwóch sekcji żużlowych: gdańskiego LPŻ-u Neptun, który występował w III lidze z Legią Warszawa. Nazwa klubu pozostała, ale żużlowcy startowali już w Gdańsku jako Legia Gdańsk. Tam na mecze chodziły tłumy, a żużlowcy zdobyli srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Po tym sekcję przejęło Wybrzeże Gdańsk i pod tą nazwą występuje do dziś. Po żużlowej Legii zaś zaginął ślad. Niestety.

Sukcesów drużynowych jako Legia brak w archiwach, ale w 1957 roku Warszawa miała nawet swojego indywidualnego mistrza Polski, którym, w barwach Legii naturalnie, został Marian Kaiser. Posiadała też stolica kilka stadionów żużlowych, między innymi stadion warszawskiej Gwardii. Niestety, od wielu lat sport ten został tutaj zapomniany, mimo kilku podejmowanych prób. Oprócz Legii, Gwardii, kiedyś żużel miało także Okęcie Warszawa (później występujące pod nazwami Związkowiec, Budowlani oraz Skra).

Jak pisze strona poświęcona reaktywacji warszawskiego żużla, powrót speedwaya do Warszawy nastąpił po 33 latach. Na początku lat 90. podjęto decyzję o budowie toru na stadionie Gwardii, przy ulicy Racławickiej. Nieoficjalna inauguracja miała miejsce 1 lipca 1993 roku, a w zawodach o Puchar Głównej Komisji Sportu Żużlowego zmierzyły się zespoły Apatora Toruń oraz Sparty Wrocław. Oglądało to… 7 000 widzów! W kolejnych latach regularnie rozgrywano w Warszawie turnieje towarzyskie. W roku 1996 w stolicy odbył się finał Indywidualnych Mistrzostw Polski. Jak pisze wspomniana strona: – Pod względem frekwencji speedway przebijał nawet warszawską piłkę!

Kolejna reaktywacja miała miejsce w przedostatni dzień 1999 roku, wtedy zorganizowano Turniej Sylwestrowy. Ostatni raz, jak dotąd, żużel w stolicy był jeszcze nie tak dawno na Gwardii. Średnio przychodziło na niego 3 000 osób. Zaangażowani w warszawski speedway entuzjaści najwyraźniej nie byli z tego zadowoleni, ale winę zwalali na słabą promocję meczów. To standard, jeśli chodzi o stolicę. W 2006 roku milicjanci już nie wystartowali, a powstało Warszawskie Towarzystwo Speedwaya. To z kolei „wsławiło” się jedynie podpisaniem kontraktów, nomen omen warszawskich, z braćmi Pawlickimi, gdy ci nie mogli porozumieć się z czynnymi klubami, w kwestii warunków startów.

A co z Kaiserem? Marian Kaiser reprezentował w sumie aż pięć ośrodków, co wówczas wcale nie było takie powszechne, jak obecnie. W jego wypadku jednak miało to więcej wspólnego ze zmianami organizacyjnymi w strukturach związku, niźli intratnymi propozycjami kontraktowymi. Wychowanek Gorzowa, via Ostrów i Świętochłowice, trafił do Warszawy, a potem wylądował w Gdańsku. Urodzony w 1933 roku zawodnik zaczynał w Gorzowie. Był początek lat 50.

– W 1951 roku odbyły się tam pierwsze oficjalne indywidualne mistrzostwa okręgu zielonogórskiego.  Zakończyły się wielkim sukcesem zawodników Stali, którzy zajęli trzy pierwsze miejsca, zwyciężył Stercel przed Wiśniewskim i M. Kaiserem kronikarz gorzowskiego żużla Jan Delijewski w taki sposób odnotował w pracy „Żużel nad Wartą 1945-1989” być może pierwszy sukces bardzo młodego wówczas zawodnika.

Z Gorzowa trafił Kaiser do Stali Ostrów, potem administracyjną decyzją z całym zespołem przeniesiono speedway do Śląska Świętochłowice, następnie do CWKS-u we Wrocławiu, a potem w Warszawie, w klubie znanym potem pod nazwą Legia, z którą po likwidacji żużla w stolicy przeniósł się do Gdańska. I to właśnie w Legii zdobył swoją mołojecką sławę. Tytuł dla stołecznej ekipy wywalczył na torze ówczesnego potentata, seryjnego mistrza Polski drużynowo, w Rybniku. W finale nie pozostawił rywalom złudzeń. Zwyciężył z kompletem oczek, pozostawiając za sobą Joachima Maja z zespołu gospodarzy i Edwarda Kupczyńskiego z Wrocławia. Kaiser był też między innymi drużynowym mistrzem świata z 1961 roku. Pamiętny wrocławski finał i tylko punkt przewagi nad srebrnymi Szwedami z Fundinem w zestawieniu. Marian Kaiser był liderem gospodarzy. W czterech wyścigach zgromadził 10 oczek. Trzykrotnie zwyciężał, raz tylko przyjechał trzeci.

Marian Kaiser wyjechał z Polski w połowie lat 60., gdy był już u schyłku kariery: – Kiedyś wszyscy chcieli jeździć tak jak on – wspominał wicemistrz świata na żużlu Zenon Plech: – Lewą nogę miał zawsze lekko uniesioną w górę i pokazywał błyszczącą łyżwę. To było nie do podrobienia On był pracownikiem komendy milicji w Gdańsku, a jego żona pływaczką, olimpijką. Niczego im nie brakowało. – dodawał

Kiedy Kaiser uciekł, wybuchła wielka międzynarodowa afera. Jego brata Stanisława, również żużlowca, wyrzucili z milicji. – Zachodnie stacje pokazywały mistrza w obozie przejściowym – przypominał Marek Cieślak. – Ktoś podawał jego dziecku pomarańcze, żeby pokazać biedaka ze wschodu, który pierwszy raz w życiu widzi na oczy egzotyczne owoce cytrusowe. To była propagandowa zagrywka, która oczywiście nie spodobała się naszym władzom.

Marian Kaiser zmarł 10 kwietnia 1991 roku w Ratyzbonie, czyli niemieckim Regensburgu w Bawarii nad Dunajem. Stamtąd wywodzi się Joseph Ratzinger, czyli papież Benedykt XVI. Święte miejsce dla grzesznika? Raczej nie. W tamtym czasie liczne były przypadki ucieczek do lepszego świata, szczególnie pośród tych, którzy choćby z racji kariery sportowej, mieli okazję „liznąć” tamtejszego przepychu i dobrobytu, w Polsce zupełnie nieosiągalnego we współczesnych im latach.

Źródła: Legioniści, Przegląd Sportowy, Robert Noga „Kaisera sława i przekleństwo”, speedwayw