Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Regulamin zmienia się nie tylko w polskich ligach, ale też na polskich drogach. Od grudnia jeździmy na tzw. suwak. Co to zmienia? Nic poza tym, że ci, którzy lubili się wbijać w sznurek aut, nadal to praktykują (i słusznie, mniejsze korki), tyle że teraz nie muszą nikomu dziękować. Wjeżdżają jak po swoje, na legalu. A więc mamy do czynienia z… obniżeniem kultury jazdy. A jak z kulturą w żużlu?   

W żużlu pełna kultura. Jak na ostatnim podsumowaniu sezonu u Bartka Smektały. Zajrzał m.in. Rafał Haj, ojciec trzech córek. Pogadaliśmy o nich i o moim dwuipółletnim synu. Rafał zwykle wiele nie mówi, ale czasu nie traci i na miejscu wymyślił całkiem niegłupi plan.

– Dawaj go na żużel. Zarobimy coś!

Rozbawił mnie i siebie. Tak, w biznesie nie ma miejsca na przestoje… Hancock wieczny nie będzie, choć próbuje. Nawet wspomniany Smyk przeszedł właśnie do kategorii junior starszy. A więc trzeba szukać w niższych rocznikach. Jak Sparta, która jako pierwsza wprowadzała do speedwaya system skautingu, np. ostatnio wrocławianie zwrócili uwagę na braci Curzytków. A propos. W zeszłym tygodniu odbyło się w Bydgoszczy spotkanie przedstawicieli klubów dotyczące szkolenia młodzieży właśnie. No więc pytam jednego z trenerów, czy wpadł ktoś z Wrocławia. Na co on, całkiem serio i z pełną powagą:

– Nie, nie. To było spotkanie dotyczące szkolenia młodzieży.  

To rzeczywiście nie jest łatwy kawałek chleba – ta praca z małoletnimi. Nigdy nie wiadomo, czy inwestycja się zwróci, patrz Rafał Karczmarz. Coraz trudniej czytać jednak kolejne doniesienia na temat gorzowianina. Bo ile można pieprzyć, że Karczmarzowi potrzebny jest psycholog. Otóż jemu potrzebne jest nowe życie, bo na torze zrobiło mu się niewygodnie. Nie, nie jest żadnym tchórzem, uprawiał sport dla odważnych. Jak heros Morgenstern, którego chciał zabić mamut i lęk przed skokiem zaczął być większy niż pragnienie latania. To się zdarza i żaden psycholog tu nie pomoże, gdy nastąpiła utrata przyjemności z tytułu wykonywanej profesji. Poza tym, w Afryce mawiają, że jeśli raz zostałeś ugryziony przez węża, to będziesz potem uciekał nawet przed sznurkiem.

Zimą często też narzekamy na regulamin, umówmy się jednak, że speedway, w swej prostocie, wcale nie jest dyscypliną łatwą w obsłudze. Za dużo cwaniactwa. Choć w polskim sporcie lubimy też sami sobie utrudniać życie. Za kompletnie irracjonalne uznaję choćby wprowadzenie dwukadencyjności prezesów w krajowych związkach sportowych. Innymi słowy funkcję prezesa można pełnić nie dłużej niż przez dwie kadencje. A więc jeśli człowiek zdobędzie już odpowiednie doświadczenie, zacznie się sprawnie poruszać po obcych do tej pory ścieżkach, to będzie musiał się zawijać do domu. Sztuczny, głupawy zapis. Jeśli ktoś ma i nazwisko, i chęć do pracy, jeśli otwiera swoją twarzą najważniejsze drzwi, jeśli otrzymuje absolutne poparcie środowiska, nie ma to żadnego znaczenia, bo jego czas nieubłaganie mija. I pora na kogoś nowego. Być może gorszego i zielonego, być może z bardziej niecnymi planami, no i muszącego sobie całą wiedzę poprzednika najpierw przyswoić. Pod koniec listopada Magazyn „Forbes” tradycyjnie opublikował coroczny ranking 50 najbardziej wpływowych ludzi w polskim sporcie. Znów wygrał Zbigniew Boniek, a w dziesiątce znalazł się także Apoloniusz Tajner. I tak się składa, że w przyszłym roku obaj zostaną zmuszeni abdykować z zajmowanych prezesowskich stanowisk w związku piłkarskim i narciarskim. Bo na papierze ich czas mija. Stają się leśnymi dziadkami, których należy odstawić nieco na bok. Nie widzę w tym większego sensu, zupełnie niezależnie od naszych sympatii czy antypatii względem obu panów.

W żużlu też mamy do czynienia z podobnymi potworkami, za taki należy bez wątpienia uznać KSM, stojący w absolutnej sprzeczności z koncepcją planowania długofalowego. Mianowicie jeśli uda ci się zbudować coś wielkiego i świetnie współgrającego, to wiedz jedno – że KSM każe ci tę budowlę zburzyć. Bo to wymysł, który za nic ma zawodnicze korzenie, pochodzenie, zasługi, uwielbienie kibiców czy zgodność charakterów. Ważniejsze są przecież beznamiętne cyferki przy nazwisku.

Dobra, idą święta. A więc przez chwilę nikomu już nie dokuczam. Czego Wam życzyć? Kibice życzyli sobie swego czasu tak – córki na okładce „Cosmopolitan”, syna na okładce „Przeglądu Sportowego”, kochanki na okładce „Playboya” i żony w programie „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Ze swoimi życzeniami poczekam jednak do ostatnich momentów przed Nowym Roku. Trzymajcie się zdrowo!

WOJCIECH KOERBER