Piotr Pawlicki.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tegoroczny finał Indywidualnych Mistrzostw Polski zostanie zapamiętany z co najmniej dwóch powodów – czwartego w karierze złota Janusza Kołodzieja oraz spięcia Piotra Pawlickiego z Bartoszem Zmarzlikiem. Młodszego z braci Pawlickich dotknęła sędziowska ręka sprawiedliwości w postaci wykluczenia, za to zawodnik Stali Gorzów otrzymał od kibiców w Lesznie kilka solidnych porcji gwizdów. I po zawodach za nie podziękował.

– To Bartek zmienił tor jazdy, nie ja. Ja się wcale nie wynosiłem, wiedziałem, że był tam Przemek i starałem się nie wynosić – tłumaczył niedługo po zdarzeniu Piotr Pawlicki, po czym przyznał, że to Bartosz Zmarzlik jeździ agresywnie, podjeżdża innych zawodników i „zamyka płoty”. Po tym starciu Pawlicki został wykluczony, z czym nie zgadzali się miejscowi kibice, kierując swoje niezadowolenie na Zmarzlika, nagradzając go porcją gwizdów, kiedy tylko pojawiał się na torze. – Dziękuję za te gwizdy, dobrze mi się przy nich jechało – stwierdził gorzowianin po zawodach, za co otrzymał dodatkowy pakiet gwizdów i kilka wyzwisk ekstra. Dodajmy, że w finale na przekór słowom rywala z toru, kapitan truly.work Stali Gorzów Wlkp. zostawił po bandą miejsce Januszowi Kołodziejowi, który pomknął po złoty medal. Przypadek czy szybka refleksja po stwierdzeniu ustępującego mistrza? A może nie jest aż tak źle, jak to przedstawia Piotr Pawlicki?

– To był świetny turniej, bardzo fajne zawody. Oczywiście, srebro tak w pełni mnie nie zadowala, ale z brałbym je w ciemno przed zawodami – podkreślił Zmarzlik. Zadowolony z turnieju był także Maciej Janowski, który zajął trzecie miejsce. – Kiedy już jesteś w finale, to apetyt rośnie i chciałbyś wygrać. Tak też było w moim przypadku, ale Janusz był najszybszy, ogromne gratulacje dla niego – mówił zawodnik Betard Sparty Wrocław. – Dobrze się bawiłem – dodał z uśmiechem.

Czwarty tytuł IMP w karierze wywalczył Janusz Kołodziej. Zawodnik Unii po to trofeum sięgał już w roku 2005, 2010 i 2013. – Ostatnio zawody mi nie wychodziły i trochę sam nie mogę w to złoto uwierzyć. Podszedłem do zawodów na luzie – wiadomo, chciałem wypaść jak najlepiej, ale w głowie coś zostaje, bo ostatnio trochę biegów przegrałem. Chyba nie do końca wierzyłem w możliwość wygranej – przyznał z rozbrajającą szczerością świeżo upieczony mistrz. – Jakoś tak się wszystko zbiegło, że w biegu finałowym przyjechałem pierwszy, po prostu rewelacja – dodał.