Grzegorz Zengota. Foto: Jarek Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Fogo Unia Leszno zakończyła tegoroczny sezon na szóstym miejscu. Jednym z liderów tego zespołu był Grzegorz Zengota, który powrócił do najlepszej ligi świata po wielu ciężkich kontuzjach. Wychowanek zielonogórskiego Falubazu opowiada o momentach z tego roku, które najbardziej mu zapadły w pamięci oraz o swojej tegorocznej dyspozycji.

 

W tym sezonie wróciłeś do PGE Ekstraligi, a zarazem do klubu z Leszna. Czy wszystko poszło po Twojej myśli?

Ja swój plan indywidualny na ten sezon w większej części wykonałem. Brak awansu do cyklu IMP jest in minus, ale przynajmniej awansowałem do SEC-u pierwszy raz w karierze. Uważam, że zaznaczyłem swoją pozycję w tej Ekstralidze i mogę na spokojnie o niej myśleć w perspektywie kolejnego sezonu. Będę myślał co mogę zmienić, żeby stać się jeszcze lepszym zawodnikiem. Na pewno końcówkę tego sezonu oraz zimę przeznaczę na to, aby wejść w kolejny sezon ze zdwojoną siłą.

W trakcie rozgrywek doznałeś urazu obojczyka. Czy w dalszym ciągu towarzyszy Ci dyskomfort?

Każdy myśli, że kontuzja obojczyka niekoniecznie jest jakaś trudna i ciężka. W moim przypadku nie chodziło tylko o obojczyk, tylko uraz był bardziej rozległy. Dlatego musiałem zagryzać zęby, ale mam nadzieję, że po sezonie będę mógł kwestię tego barku, obojczyka i więzozrostów wyleczyć już na dobre. Będę potrzebował zabiegu usunięcia metalowej płytki, która nie będę ukrywał, że mi trochę przeszkadza. Na szczęście nie przeszkadza mi to w jeździe i rywalizacji z zawodnikami.

Które momenty z tegorocznych zmagań zapadną Tobie na długo w pamięci?

Momenty, które zostały mi w pamięci, to na pewno zwycięstwa, po których cieszyłem się wraz z kibicami. Wiele razy mieliśmy okazję cieszyć się wspólnie. Na pewno awans do cyklu SEC też był ważnym wydarzeniem.

Największą radość było chyba widać po inauguracyjnym spotkaniu z Cellfast Wilkami Krosno, gdy rzutem na taśmę wygraliście to spotkanie.

To był pierwszy mecz i kompletnie nie wiedziałem czego się spodziewać. Nie miałem pojęcia, gdzie jest moje miejsce w szeregu po tych kontuzjach i rozbratach z Ekstraligą. Faktycznie po tym meczu udzieliła mi się taka radość, że aż tańczyłem. Takich momentów się nie zapomina i mam nadzieję, że jeszcze wiele będzie takich okazji wspólnie z kibicami.

W tym roku ponownie Twoim tunerem był Peter Johns, z którego wielu zawodników zrezygnowało. Dlaczego?

Z Peterem Johnsem dogadujemy się wyśmienicie. Cieszę się, że mogę na niego liczyć. Pomimo niełatwej logistyki z serwisami, to podołaliśmy przez cały sezon. Za tę współpracę dziękuję wszystkim tym, którzy dokładali do tego swoją rękę.

Ostatnie mecze na Smoczyku odjechaliście przy pełnych trybunach. Z pewnością życzyłbyś sobie w przyszłym sezonie takiej frekwencji na każdym meczu.

Mam nadzieję i liczę na to, że w przyszłym roku będziemy się tak licznie spotykali, jak to miało miejsce pod koniec sezonu. Liczę, że będziemy naszym kibicom dawać powody, dzięki którym będą chcieli wracać na Smoka i być z nami.

SZYMON MAKOWSKI, POBANDZIE

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Duże zainteresowanie pierwszoligowcem. Będzie powrót do Cellfast Wilków?

Żużel. Rzadko spotykana sytuacja. Zawodnik na młynie kibiców… przeciwnego zespołu