Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużel, najlepszy sport Polaków. Być może nawet na świecie. Dyscyplina niemalże perfekcyjna, wzbudzająca wiele emocji. A jednak – wciąż chcielibyśmy lepiej, bardziej i dalej. Niestety jesteśmy jak bohaterowie serialu „Dark”. Coraz bardziej zagubieni.

 

Siedzę na kanapie. Przeważnie, bo organizatorzy eventów w Polsce niespecjalnie chcą dziennikarzy. Bo atakują uczestników, bo nie wiedzieć czemu zadają dziwne pytania, wreszcie – bo roznoszą śmiercionośnego wirusa. Mało jest obecnie przedstawicieli mediów na zawodach żużlowych. Na meczu eWinner Apatora Toruń z Fogo Unią Leszno widziałem kilka znanych twarzy. Reszta dała sobie spokój, bo ich zawód obecnie można wykonywać sprzed telewizora. Kibice pisali mi już wiadomości na messengerze, że marudzę. Podobnież domagam się głupot, kompletnie nieznaczących dla środowiska pierdół. A zatem pora co nieco wyjaśnić, bo w końcu na to drodzy komentujący zasługujecie. Oglądaliście film „Siedem”? Top światowego kina. Jakie było siedem głównych grzechów?

Pycha. Czyli dziennikarze, uważający się za nie wiadomo kogo. Jakim prawem chcemy wchodzić do parku maszyn, skoro klubowe media, tudzież czcigodna telewizja wyjaśnią nam wszystko? A potem w mix zonie zostaje puste krzesło, jak po meczu Fogo Unia – Betard Sparta. Dziennikarze portali nie mogą dopytać. No ale przynajmniej nie strzelą dziwnymi pytaniami.

Chciwość. Pożądanie materiałów pomeczowych, które dają nam zarobić. Najlepiej masowych, żeby tylko przystawić mikrofon i zgarnąć popularne wśród Kuców z Bronksu sianko (YouTube czeka). Niestety nie ma takiej możliwości. Bo nas nie ma. Żużlowcy są uratowani, wszyscy są bezpieczni. Najwyżej brakuje komentarzy, ale kto by się przejmował.

Nieczystość. Działający w imię miłości do swoich klubów, z miast których pochodzą dani dziennikarze jest niebywale niebezpieczna. W końcu każdy reporter jest gotów poświęcić wiele w imię pogwałcenia innej drużyny względem faworyta. Na szczęście na straży pozostają niezastąpione przepisy.

Zazdrość. Haha! Nsport+ i Eleven Sports mają lepszy dostęp do zawodników. Reporterzy i komentatorzy mogą zrobić co chcą. Otóż nie do końca. Piotr Olkowicz z „11” mający na wizji Grzegorza Walaska został sprowadzony na ziemię. Grzech zazdrości obecnie nie ma racji bytu. Dziś po (albo w trakcie) pandemii koronawirusa wszyscy cierpimy w podobny sposób. Nawet jak możemy, to jednak niewiele możemy. W efekcie sezon jest dla nas swoistym powrotem Odyseusza do swojej Itaki. Nie wiemy czy się uda, i jak się uda.

Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Jemy kiełbaski stadionowe. Niby nic, a tak to się zaczęło – jak mawia piękna piosenka Haliny Kunickiej. W końcu to nam daje jakąś namiastkę fajnych wizyt na stadionie. Robimy to, bo to lubimy. Przeżuwamy, popijamy, cieszymy się. No ale potem pracy nie ma, bo park maszyn jest dobrze pilnowany przez stewarda. Bo tak.

Gniew. W końcu człowiek się wkurza. Bo niby chce, ale nie może. Kiedy proponują nam wyjazd do miejscowości, organizującej fajny żużlowy event, to jednak lwia część ekipy się broni. No bo po co? Ani roboty nie zrobię, ani w kosmos nie polecę – odpowiadają najwytrwalsi. W efekcie źli odpuszczamy kolejne wydarzenie związane z najlepszymi rozgrywkami świata, bo i po co? Ani roboty nie zrobię, ani znajomych nie spotkam i nie pośmieje się z absurdów towarzyszących dyscyplinie. To nic, że ci sami zawodnicy, którzy są chronieni przed naszymi dyktafonami robią sobie po kilka zdjęć z kibicami. Nie ma to znaczenia.

Lenistwo. Na deser lenistwo – siadamy na kanapie i oglądamy. Komentując na Twitterze, na prywatnych profilach na Facebooku lub opcjonalnie co niektórzy na Awangardzie Żużlowej. Tak jest najłatwiej. Nigdzie nie trzeba się ruszać, prosto i wygodnie. Tylko czy aby na pewno tak powinno być?

PS. Po co to wszystko?

Odwołanie do grzechów i filmu „Siedem” nie jest tylko po to, abym pochwalił się znajomością kultury. Po prostu – to wszystko mnie boli. Cały ten sezon jest jak jedna wielka pomyłka. Mam wrażenie, że obecnie bardziej skupiamy się na aspektach poza sportowych, a nie na pięknym ściganiu i efektownych mijankach. Pamiętacie mecz Marwis.pl Falubaz – Eltrox Włókniarz? Fajny, no nie? Otóż nie do końca. Mam wrażenie, że niedługo później więcej mówiliśmy o zaniedbaniach Pawła Słupskiego, niż o szarżach Lindgrena, Madsena, Dudka czy Protasa. Taki nasz obraz. Sezonu pełnego kontrowersji, wzajemnych pretensji, oskarżeń i budzącego ze snu potłuczonego szkła, aniżeli ciekawych, frapujących sportowych emocji. Dziś zastanawiamy się czy sędzia z PGE Ekstraligi lub eWinner 1. LŻ skrzywdził kogoś, niż czy Tarasienko/Dudek minął swojego rywala. Smutne.

Kibice mają dość. Nawet fani Fogo Unii cisną swoich, że nie poszli do mix zony po meczu z Betard Spartą, nawet kibice GKM-u wyzywają na przełożenie meczu walczącego o utrzymanie teamu Gołębi z Apatorem. Dziś jesteśmy w momencie, gdzie dyscyplina nie wygrywa nawet z fanatykami poszczególnych obozów. Dziś prezesi najlepszych lig świata walczą nie tylko z wyścigami o przetrwanie (biegi juniorskie w eWinner 1. LŻ i 2. LŻ to obraz nędzy i rozpaczy), ale też – a może przede wszystkim – z odwracającą się od dyscypliny gawiedzią. Pora zacząć uzmysławiać sobie, że coś idzie bardzo nie tak.

W zasadzie w tym momencie wielu powie, że to stek bzdur. Wynaturzenie, które nikomu nie było potrzebne. Gdy jednak będziecie analizować aferę z udziałem Nickiego Pedersena w Danii – zastanówcie się przy okazji, czy nasza ukochana dyscyplina nie traci nawet tych najwierniejszych kibiców/dziennikarzy. Koniec końców możemy się obudzić na TikToku z myślą, że pięciosekundowe filmiki z efektownymi wydarzeniami mogą być jedynym, mglistym wspomnieniem fajnych czasów. Postarajmy się zachęcić tych wszystkich, którzy przez pandemię COVID-19 zastygli na kanapach. Nim będzie za późno.

KONRAD MARZEC