Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tomasz Bajerski to żużlowiec na sportowej emeryturze, który dzisiaj spełnia się w roli trenera. Pomiędzy swoimi zajęciami „Bajer” działa także jako żużlowy komentator i ekspert telewizyjny. – Lubię obcować z żużlem w taki sposób. Dla mnie to jest odskocznia od codziennych obowiązków – mówi torunianin, dla którego kontaktu z czarnym sportem nigdy nie za wiele.

 

Współpraca Tomasza Bajerskiego z telewizją rozpoczęła się w czasach, kiedy wychowanek toruńskiego klubu jeszcze ścigał się na motocyklu. – To był czysty przypadek. Ktoś kiedyś zaproponował mi skomentowanie zawodów, więc postanowiłem spróbować. Nie potrzebowałem dużo czasu do namysłu. Dzisiaj na pewno tego nie żałuję, bo szybko się wkręciłem. Myślę, że nie musiałem za długo się przyuczać i wyciągać zbyt wielu wniosków z popełnianych błędów. To wszystko w jakiś sposób przychodziło mi samo i swobodnie. Dla mnie to nie jest przesadnie trudna i wymagająca praca. Jako zawodnik poznałem ten sport od podszewki, więc wiem o czym mówię. Nigdy nie załączyła mi się jakaś blokada czy pustka w głowie. Z mojej perspektywy znacznie trudniej jest uprawiać ten sport niż o nim opowiadać – zdradza Bajerski.

– Nie pamiętam dokładnie, kiedy zaliczyłem swój komentatorski debiut. To było naprawdę bardzo dawno temu. Kojarzę jednak, że wyszło całkiem nieźle i mogłem być z siebie zadowolony. Osoba, z którą komentowałem także nie miała zastrzeżeń. Odnoszę wrażenie, że z zawodów na zawody szło mi coraz lepiej, więc pojawiały się kolejne zaproszenia. Najpierw był Canal+, potem Telewizja Polska, a teraz znowu współpracuję z Canalem+ – dodaje nasz rozmówca.

– Po zakończeniu kariery trochę odpocząłem sobie od żużla. Przez jakiś czas nie miałem zbyt dużego kontaktu z tym sportem. W pewnym momencie zaczęło mi jednak tego brakować. Jednym ze sposobów na zaspokojenie tego głodu była współpraca z telewizją, która zresztą bardzo mi pomogła. Ludzie zdali sobie sprawę, że nadal wiele widzę i mam coś ciekawego do powiedzenia na temat żużla. Na początku bardzo uważałem, żeby wystrzegać się jakichś niepoprawnych zwrotów czy słów, ale potem już tak bardzo się tym nie przejmowałem. Szybko zdałem sobie sprawę, że czasami nie da się nad wszystkim zapanować i trzeba iść na żywioł. Telewizja na żywo wybacza znacznie więcej. Na pewno zdarzają mi się jakieś pomyłki czy przejęzyczenia, ale nie przypominam sobie, żebym zaliczył jakąś poważną wpadkę – dzieli się swoimi wspomnieniami i przemyśleniami.

„To ma być przyjemność i dobra zabawa”

Tomasz Bajerski ma swój sprawdzony sposób przygotowań do transmisji telewizyjnych. – Ogólnie jestem na bieżąco z dyscypliną, ale zawsze dokładnie sobie sprawdzam, kto jakie wyniki osiąga i uzupełniam najnowsze informacje. Przeważnie robię to w drodze na zawody, bo wtedy mam w głowie wszystko na świeżo i najlepiej to zapamiętuję. Myślę, że to wystarcza, tym bardziej, że przeważnie odnosimy się do tego, co akurat dzieje się na torze oraz do kwestii żużlowych, które znam z własnego doświadczenia – opowiada torunianin.

„Bajer” zdradza, że przed wejściem na antenę potrafi zachować spokój i nie czuje tremy. – To ma być przyjemność i dobra zabawa, a nie źródło stresu. Traktuję to jak pójście na spacer z ukochaną, dlatego uwielbiam to robić. Chciałbym jednak podkreślić, że praca w telewizji to nie jest dla mnie tylko siedzenie na stołku i opowiadanie o żużlu. To jest też szansa, żeby obserwować jak jeżdżą zawodnicy i jak zachowują się tory. Przy okazji można porozmawiać z różnymi ludźmi i dowiedzieć się czegoś nowego. Zawsze staram się wyciągać z tego jak najwięcej dla siebie, bo chcę poszerzać swoją wiedzę – słyszymy od naszego rozmówcy, dla którego nie ma znaczenia czy zasiada w budce komentatorskiej czy jest gościem w studiu. – W obu rolach potrafię się odnaleźć i czerpać z nich radość. Nie mam problemu, żeby raz robić jedno, a raz drugie – zapewnia torunianin. – Na pewno jednak nie odtwarzam sobie swoich występów w telewizji, bo zwyczajnie tego nie lubię. Myślę, że nie ma nic gorszego niż odsłuchiwanie samego siebie i analizowanie swoich wypowiedzi – dodaje po chwili.

„Wszystko ma swój unikalny smaczek”

– Pracujemy w różnych warunkach. Na niektórych stadionach nasze stanowiska komentatorskie przypominają budki dla ptaków lub siedzimy pod daszkiem z desek. Zdarzają się też klimatyzowane i oszklone pomieszczenia z dostępem do cateringu oraz napojów chłodzących – oczywiście bezalkoholowych (śmiech). Dobrze, że jest taka różnorodność, bo wszystko ma swój unikalny smaczek. Raz jest lepiej, a raz gorzej. Gdyby wszędzie było tak samo, to pewnie szybko by się znudziło. Najważniejsze, że nigdy nie mamy do czynienia z takimi warunkami, w których kompletnie nie dałoby się pracować – ocenia Bajerski.

– Przez lata skomentowałem całkiem sporo zawodów. Niektóre z nich pamiętam lepiej, a inne trochę gorzej. Na pewno jednak nigdy nie rozpamiętywałem tych imprez i nie próbowałem ich klasyfikować. Dzisiaj nie potrafiłbym wskazać zawodów, przy których pracowało mi się szczególnie dobrze, albo bardzo źle. Każda impreza może być na swój sposób wyjątkowa – twierdzi „Bajer”, którego podobno nie są w stanie zniechęcić nawet niezbyt emocjonujące i przeciągające się zawody. – Żużel jest takim sportem, że zawsze znajdą się tematy do rozmów i zapełnienia czasu antenowego. O różnych aspektach tej dyscypliny można opowiadać bez końca. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żebym nie wiedział co powiedzieć w danej chwili – zapewnia nasz rozmówca.

„Wiele się dzieje i jest bardzo wesoło”

Dla Tomasza Bajerskiego najprzyjemniejsze we współpracy z telewizją są kilkudniowe wyjazdy na Grand Prix czy inne zawody międzynarodowe. Wtedy obok komentowania żużla pojawia się też miejsce na dodatkowe aktywności. – Jadę tam nie tylko do pracy, ale też odpocząć i się zrelaksować. Na miejscu mogę spotkać wielu znajomych oraz byłych kolegów z toru, którzy teraz pracują na przykład w brytyjskiej czy szwedzkiej telewizji lub pełnią inne funkcje. Często śpimy w tych samych hotelach, więc po robocie zawsze możemy wyskoczyć sobie do baru na piwko czy drinka i powspominać stare czasy – tłumaczy torunianin.

Takie wyjazdy to też okazja, żeby spędzić trochę więcej czasu z ekipą telewizyjną i poznać ją jeszcze lepiej. – Na mecze ligowe przeważnie przyjeżdżamy osobno, wykonujemy swoją pracę i uciekamy do domu, a tutaj jest inaczej. Cały czas jesteśmy w grupie i wszystko robimy razem. Wspólna podróż daje sporo przestrzeni do dyskusji. To jest moment, kiedy możemy ustalić i poplanować wiele rzeczy dotyczących transmisji. Przed zawodami lubimy posiedzieć sobie nad jeziorem albo wyskoczyć na miasto i porobić coś ciekawego. Wtedy zawsze wiele się dzieje i jest bardzo wesoło, bo liczy się dobra zabawa – opowiada Bajerski, który szczególnym sentymentem darzy wypady do Szwecji, natomiast najmilej wspomina wyjazd do Cardiff. – Tam było po prostu świetnie. Na stadionie mieliśmy wygodne foteliki i wszystko podsuwali nam pod nos. O godzinie siedemnastej dostaliśmy tradycyjną brytyjską herbatkę i czuliśmy się naprawdę dopieszczeni – wyjaśnia.

Dzięki współpracy z telewizją „Bajer” poszerzył swoje znajomości. – Z każdą osobą pracuje mi się dobrze. Nie mogę powiedzieć, że z kimś złapałem lepszy kontakt, a z kimś innym jest mi nie po drodze. Jestem w stanie dogadać się ze wszystkimi. Trafiam na naprawdę fajne i dobrze zorganizowane ekipy. Nigdy nie było między nami konfliktów czy ostrzejszych wymian zdań. Można powiedzieć, że jesteśmy jak rodzina – analizuje wychowanek klubu z Grodu Kopernika.

„Trzeba mówić prawdę i nie wolno czarować”

Jakim komentatorem i ekspertem jest Tomasz Bajerski? – Nie chciałbym oceniać samego siebie. Myślę, że najwięcej na ten temat mogą powiedzieć ludzie, którzy ze mną pracują i mnie słuchają. Ja mogę jedynie zapewnić, że robię to najlepiej jak umiem i daję z siebie sto procent. Spływają do mnie raczej dobre recenzje, więc to na pewno cieszy. Od samego początku nie staram się jednak wbijać w czyjeś gusta. Wykonuję tę pracę zgodnie z własnymi przekonaniami i kieruję się tym, co podpowiada mi serce. Jednemu może się to podobać, a drugiemu niekoniecznie. Wszystkich na pewno nie zadowolę – słyszymy od naszego rozmówcy.

– Staram się mówić konkretnie i rzeczowo, a nie paplać głupoty. Nie boję się opowiadać o tym, co widzę i tego zamierzam się trzymać. Nie mam oporów przed wypowiadaniem się na temat innych, nawet jeśli dotyczy to osób, które znam bardzo dobrze. Trzeba mówić prawdę i nie wolno czarować. Za każdym razem próbuję sygnalizować co było dobrze, a co poszło nie tak. To normalne, że zawodnicy raz skłaniają do pochwał, a innym razem popełniają błędy, które należy wskazywać. Nie przypominam sobie, żeby ktoś miał kiedyś do mnie pretensje, że powiedziałem coś niewłaściwego na jego temat – zdradza kulisy swojej pracy i podejście do roli komentatora „Bajer”.

Bajerski uważa, że w transmisje telewizyjne powinno być zaangażowanych jak najwięcej osób, które były lub nadal są związane z żużlem i znają dyscyplinę od środka. – Wiadomo, że nie każdy się do tego nadaje, ale jeżeli ktoś ma predyspozycje, to warto z tego korzystać. Chodzi o to, żeby jak najbardziej przybliżać widzom ten sport, odsłaniać jego tajniki i fachowo tłumaczyć wszystkie niuanse. Kiedy oceniam i analizuję różne sytuacje, to bez przerwy opieram się na swojej wiedzy. Przez lata zdobyłem sporo doświadczeń i miałem okazję startować na różnych torach. Wiele rzeczy nadal pamiętam, a poza tym stale pozyskuję nowe informacje, więc mogę o tym rzetelnie opowiadać – wyznaje szkoleniowiec.

„Dużo większe przedsięwzięcie niż wcześniej”

W ostatnim czasie telewizja znacznie bardziej angażuje się w pokazywanie żużla i oferuje wiele transmisji. Kiedyś trzeba było uważnie szukać pojedynczych przekazów, a teraz należy uważać, żeby niczego nie przegapić. – Faktycznie jest tego sporo. Ja nawet nie jestem w stanie wszystkiego oglądać. Skupiam się na tych transmisjach, które mnie interesują i mogą mi pomóc w pracy trenerskiej oraz komentatorskiej – przyznaje „Bajer”. Były zawodnik zna żużlową telewizję od kuchni i zauważa, że w ostatnich latach jej oblicze wyraźnie się zmieniło. – Teraz wszystko jest znacznie bardziej profesjonalne i poukładane. Na zawodach pojawia się więcej kamer i ludzi odpowiedzialnych za przekaz. W tym momencie to na pewno jest dużo większe przedsięwzięcie niż wcześniej – przekonuje nasz rozmówca.

W ostatnim czasie Bajerski momentami trochę rzadziej gościł na szklanym ekranie, ale trudno się temu dziwić. – Ze względu na pracę trenerską nie mogę komentować niektórych meczów, więc automatycznie pojawia się znacznie mniej okazji do występów. Moje możliwości czasowe stały się też mocno ograniczone, bo mam wiele obowiązków związanych z prowadzeniem swojej drużyny, których nie mogę zaniedbać. Na pewno jednak nie zamierzam rezygnować z pracy w telewizji. Kiedy tylko pojawi się taka możliwość i nic nie będzie kolidowało z moimi codziennymi zajęciami, to zawsze chętnie zasiądę przed mikrofonem – podsumował wychowanek toruńskiego klubu.

KAROL ŚLIWIŃSKI

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Michał Świącik: Nie będę aniołem opatrzności. Rawicz przykładem – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. DJ Tai Woffinden! Brytyjczyk pokazał swoje umiejętności muzyczne – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)