fot. Wilki Krosno
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przed rokiem Tobiasz Musielak zasilił szeregi eWinner Apatora Toruń i przyczynił się do wywalczenia przez drużynę awansu do PGE Ekstraligi. Po sezonie zawodnik przedłużył kontrakt z kujawsko-pomorskim klubem, ale ostatecznie został wypożyczony do Cellfast Wilków Krosno. – Fajnie jest być jednym z najlepszych zawodników pierwszej ligi, ale to nie jest szczyt moich ambicji. Ekstraliga znacznie bardziej mnie kręci i rozpala moje zmysły. Na pewno zrobię wszystko, żeby tam wrócić. To jest w tej chwili mój główny cel – mówi lider krośnieńskich Wilków.

 

Jak wyglądały rozmowy transferowe z toruńskim klubem przed sezonem 2021?

Szczerze powiem, że nie wiem. Tymi sprawami zajmowała się moja menadżerka. To ona wszystko omawiała i dogrywała. Z tego co słyszałem, to momentami nie było łatwo. Z obu stron była jednak chęć dalszej współpracy, dlatego przedłużyliśmy kontrakt.

Jak zareagowałeś na informację, że w kadrze będzie o jednego seniora więcej i trzeba będzie walczyć o miejsce w składzie meczowym?

Pierwotnie myślałem, że będzie tylu zawodników, ile miejsc w składzie. Kiedy stało się inaczej, to potraktowałem to jako sygnał, że niczego nie można być pewnym. Wiadomo, że jestem tylko człowiekiem i miałem delikatne obawy co z tego wyjdzie. Trochę się denerwowałem i na swój sposób przeżywałem całą tę sytuację. Sporo o tym wszystkim myślałem, bo musiałem przetrawić ten temat. Ostatecznie stwierdziłem, że spróbuję zawalczyć. Co innego mogłem zrobić? Tak naprawdę to nie była dla mnie jakaś tragiczna informacja. Powiedziałem sobie, że trzeba spiąć pośladki i zrobić co tylko się da, żeby wywalczyć sobie pozycję w zespole. Myślę, że nie podejmowałem zbyt dużego ryzyka. Klub zapewniał, że ten, który nie załapie się do składu, pójdzie na wypożyczenie. To stanowiło jakieś zabezpieczenie, że w razie czego nie trzeba będzie przez większość sezonu siedzieć na ławce i spisywać wszystkiego na straty.

Zapewne zależało Ci na ponownych startach w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Od samego początku noszę się z zamiarem, żeby tam wrócić. Pierwotnie chciałem zrobić to już nawet po sezonie w Łodzi, ale pojawiła się propozycja podpisania kontraktu w Toruniu, który spadł do pierwszej ligi. Stwierdziłem, że dla własnego dobra zostanę na jeszcze jeden sezon w niższej klasie rozgrywkowej, żeby ugruntować swoją pozycję. Dla Apatora liczył się tylko awans do ekstraligi, więc wiedziałem, że jeżeli będę osiągał dobre wyniki i potwierdzę swoją wartość, to najpewniej będę mógł tam zostać. Miałem taki plan, żeby zadomowić się w toruńskim środowisku żużlowym, po sezonie nie zmieniać barw klubowych i razem z tym zespołem wrócić do ścigania wśród najlepszych. Naprawdę chciałem kontynuować tam swoją karierę. W przerwie międzysezonowej przygotowywałem się z myślą, że znowu będę jeździł w ekstralidze. Razem z mechanikami poświęciliśmy bardzo dużo czasu, żeby sprzęt był gotowy do rywalizacji na najwyższym poziomie. Sporo inwestowałem w części oraz w samego siebie. Pracowałem nad sferą mentalną, żeby wszystkiemu podołać i nikogo nie zawieść. Wychodziłem z założenia, że to jest ten moment, kiedy rzeczywiście mógłbym się sprawdzić w ekstralidze i zapomnieć o wszystkich niepowodzeniach z wcześniejszych sezonów.

O miejsce w składzie rywalizowałeś z Adrianem Miedzińskim. Czy to w jakiś sposób odbijało się na waszych relacjach?

Myślę, że wcześniej byliśmy nieco lepszymi kolegami. Żużel już taki jest, że czasami zbliża ludzi, a innym razem oddala ich od siebie. Na pewno jednak nie było między nami jakichś niezdrowych emocji i konfliktów. Wydaje mi się, że nadal jesteśmy kumplami i nie żywimy do siebie żadnej urazy. Jestem pewien, że jeśli gdzieś na siebie wpadniemy, to nie będzie problemu, żebyśmy przybili piątkę i spokojnie porozmawiali.

Jak Twoim zdaniem wypadłeś w przedsezonowych sparingach?

Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że pod względem punktowym było średnio, aczkolwiek momentami nie miałem łatwo, jeżeli chodzi o numery i pola startowe oraz układ wyścigów. To jednak nie jest żadna wymówka i nie ma sensu tego rozgrzebywać. Na pewno dawałem z siebie wszystko. Starałem się pokazać z jak najlepszej strony, ale wiem, że powinienem wypaść lepiej. Zapewne nie pokazałem tego, czego ode mnie oczekiwano. Trzeba było jednak przetestować trochę sprzętu i widocznie nie trafiłem z ustawieniami tak szybko, jakbym sobie tego życzył.

Co sobie myślałeś, kiedy okazało się, że to Adrian Miedziński znajdzie się w składzie meczowym, a dla Ciebie zabraknie miejsca?

Nie ukrywam, że na sercu zrobiło mi się ciężko, ale trener Bajerski miał swoje kryteria oceny i trzeba było to zaakceptować. To on będzie rozliczany z tej decyzji, a nie ja czy Adrian. Na pewno nie mogę mieć do niego pretensji. Gdybym dał więcej argumentów, żeby na mnie postawić, to wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Niestety nie wyszło i przyjąłem to na klatę. Komuś może wydać się to dziwne, ale kiedy poznałem decyzję, to trzymałem kciuki za Adriana. Chciałem, żeby wszystko układało mu się jak najlepiej, bo to pozwoliłoby mi pójść na wypożyczenie i mieć jasną sytuację. Trzeba było jak najszybciej ratować sezon i zapewnić sobie regularną jazdę. To było dla mnie najważniejsze. Miałem nadzieję, że nie będzie rotacji składem i trzymania jednego z nas w rezerwie. To byłoby nieracjonalne i nikomu nie przyniosłoby niczego dobrego. Zawodnicy zawsze czują się lepiej, kiedy wiedzą, że na pewno pojadą. Na szczęście włodarze klubu podobnie postrzegali tę kwestię. Być może gdyby nie było pandemii, to mógłbym sobie pozwolić na pozostanie w Toruniu i czekanie na swoją szansę, ale w obecnych warunkach to byłoby nierozsądne. Wszyscy widzimy jak to teraz wygląda. Jeśli miałbym normalne starty w Anglii i Szwecji, to pewnie jakoś bym sobie poradził. W tym momencie zostaje jednak tylko polska liga, z której trzeba utrzymać siebie oraz cały swój team. Gdybym nie miał tu regularnych startów, to byłoby mi strasznie trudno to wszystko pospinać, nie mówiąc już o tym, że praktycznie w ogóle bym nie jeździł. To na pewno nie byłoby korzystne dla mojej formy.

Ostatecznie zostałeś wypożyczony do pierwszoligowej drużyny z Krosna. Opowiesz jak do tego doszło?

Kiedy stało się jasne, że w Toruniu nie będzie dla mnie miejsca, to skupiałem się na podtrzymywaniu dobrej kondycji i czekałem na rozwój wypadków. Tak naprawdę nie trzeba było długo czekać, żeby kluby zaczęły zgłaszać się do Apatora w sprawie wypożyczenia. W pewnym momencie szefostwo dogadało się z Wilkami Krosno i ja tylko musiałem potwierdzić, że zgadzam się na przenosiny do tej drużyny. Od samego początku nie miałem żadnych wątpliwości, ponieważ słyszałem wiele dobrych opinii o tym klubie. Wszystko potoczyło się w miarę szybko. Moja menadżerka dopełniła wszelkie formalności i można było brać się do roboty. Uważam, że to jest dla mnie dobre rozwiązanie i nie ma sensu rozważać, czy mogłoby być lepiej.

W jakich relacjach rozstałeś się z toruńskim klubem i czy wyobrażasz sobie, że możesz tu jeszcze kiedyś wrócić?

Nie ukrywam, że rozstaliśmy się w zgodzie i to należy podkreślić. W tym środowisku nie warto się na nikogo obrażać. Na pewno nie spaliłem za sobą mostów. Nie wykluczam, że w przyszłości ponownie przywdzieje kevlar z aniołem na piersi.

Czy przejście do innego klubu w trakcie sezonu było dla Ciebie dużym wyzwaniem? Podejrzewam, że trudno jest tak nagle wejść do nowego środowiska.

Powiem szczerze, że w tym wypadku nie miałem większego problemu i było mi stosunkowo łatwo. Nie ukrywam, że znam się dość dobrze z Andrzejem Lebiediewem i Vaclavem Milikiem, bo przed laty rywalizowaliśmy razem w juniorskich Mistrzostwach Świata i Europy. Bardzo często widywaliśmy się na zawodach i złapaliśmy jakiś kontakt. Mateusz Szczepaniak wywodzi się z moich stron, więc też nie byliśmy dla siebie obcymi ludźmi. Jedynie z Patrykiem Wojdyło wcześniej na siebie nie wpadliśmy, ale szybko przekonałem się, że to jest naprawdę sympatyczny chłopak. Atmosfera na pewno jest fajna i szybko można było się odnaleźć.

Razem z Vaclavem Milikiem przyszliście do Krosna, żeby wzmocnić tę drużynę po pierwszym nieudanym meczu i rozczarowującej postawie niektórych zawodników. Po ostatnich wynikach widać, że wnieśliście nową jakość.

Najważniejsze, żebyśmy wszyscy cało i zdrowo przejechali sezon. Jesteśmy pierwszoligowym beniaminkiem i naszym celem jest spokojne utrzymanie. To jest dla nas najważniejsze zadanie. Myślę jednak, że stać nas na coś więcej i możemy spróbować zawalczyć o play-offy. Wszyscy zawodnicy z naszej drużyny mają doświadczenie ekstraligowe i spore możliwości. Uważam, że żaden zespół nie powinien nas w tej chwili lekceważyć. Ja na pewno postaram się pomóc, jak tylko będę mógł.

fot. Róża Koźlikowska – @FotRose

W ostatnim czasie zaliczyłeś wiele naprawdę dobrych występów. Myślisz, że po prostu zbudowałeś wysoką formę na starcie rozgrywek czy to jest też efekt sportowej złości, która mogła się pojawić pod wpływem tego, co stało się w Toruniu?

Myślę, że rzetelnie przygotowałem się do sezonu i teraz zbieram tego owoce. Zrobiłem wszystko najlepiej jak umiałem pod względem fizycznym, sprzętowym i mentalnym. Na pewno trafiłem też z silnikami i stosunkowo szybko wszystko wyregulowałem. Tunerzy spisali się bardzo dobrze i wykonali dla mnie kawał solidnej roboty. Gdzie nie pojedziemy, to motocykle spisują się świetnie. Ja muszę tylko skoncentrować się na tym, żeby dobrze startować i obierać właściwe ścieżki. Od jakiegoś czasu trochę inaczej podchodzę też do zawodów. Pozwalam sobie na nieco więcej luzu i uśmiechu. Staram się czerpać radość z jazdy, ponieważ to często pomaga. Bez przerwy odkrywam jakieś elementy, które mogą okazywać się kluczami do sukcesu.

Godzisz się z tym, że w dalszym ciągu musisz startować w pierwszej lidze czy traktujesz to jako pewnego rodzaju cios?

Nie postrzegam tego w kategoriach porażki. Nie uważam też, żeby to było dla mnie marnowanie czasu. Trzeba to zaakceptować i wyciągać z tego jak najwięcej pozytywów. Pierwsza liga jest w tym roku bardzo wyrównana. Mam wrażenie, że zarówno w górnej jak i dolnej części tabeli nikt znacząco nie odstaje. Znajdziemy tu wielu zawodników, którzy potrafią stawiać twarde warunki. Wychodzę z założenia, że w dalszym ciągu mogę się tu rozwijać. Takie myślenie pozwala mi wierzyć, że stanę się znacznie lepszy w kontekście przyszłości. Widocznie muszę coś jeszcze dopracować, żeby zasłużyć na szansę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Być może tak ma wyglądać kolejny krok na drodze do sukcesu, o którym cały czas marzę.

Ktoś mógłby zapytać po co Ci ta ekstraliga, skoro tak świetnie odnajdujesz się na zapleczu? Z najwyższej klasy rozgrywkowej nie masz zbyt wielu przyjemnych wspomnień. Mam na myśli szczególnie okres po wkroczeniu w wiek seniora.

Ekstraliga to jednak ekstraliga. Możliwość rywalizacji z najlepszymi zawodnikami na świecie napędza i motywuje w nieporównywalny sposób. Na każdym kroku mówi się, że to jest najlepsza liga świata i nie ma już nic lepszego. Bycie częścią tego świata to wielki prestiż i potwierdzenie, że znaczysz coś w tym sporcie. Chciałbym jeszcze raz tego spróbować i zostać tam jak najdłużej. Być może w przeszłości nie byłem w stanie temu sprostać, ale czuję, że teraz, kiedy jestem bogatszy o nowe doświadczenia i umiejętności, mógłbym znacznie lepiej poradzić sobie z tym wyzwaniem. Fajnie jest być jednym z najlepszych zawodników pierwszej ligi, ale to nie jest szczyt moich ambicji. Ekstraliga znacznie bardziej mnie kręci i rozpala moje zmysły. Na pewno zrobię wszystko, żeby tam wrócić. To jest w tej chwili mój główny cel. Ostatnio przekonuję się, że to nie jest wcale takie łatwe, ale jeżeli dostanę w końcu szansę, to dam z siebie sto procent, a może nawet więcej. Jedyne co mogę teraz zrobić, to starać się pokazywać z jeszcze lepszej strony. Moje wyniki w ostatnich dwóch latach były całkiem niezłe, ale wiem, że stać mnie na więcej. W tym roku planuję się poprawić. Na pewno zamierzam samodzielnie zapracować sobie na miejsce w elicie. Nie chciałbym dostawać się tam przy zielonym stoliku, na przykład poprzez wprowadzenie jakichś nowych przepisów czy słynnego KSM-u. Takie rozwiązania kompletnie mnie nie interesują.

Obecnie jeździsz w drużynie, która na razie nie celuje w awans do PGE Ekstraligi. Jeżeli będziesz chciał wrócić do elity, to być może znowu czeka Cię zmiana klubu. W ostatnich latach wygląda to tak, że co roku startujesz gdzieś indziej.

To na pewno nie jest komfortowe. Wolałbym wreszcie zostać gdzieś na dłużej. Przed obecnym sezonem zdecydowałem się na przedłużenie kontraktu z Toruniem, bo chciałem pewnej stabilizacji. Niestety wyszło jak wyszło. Ostatnio jednak zauważam, że te zmiany nie są dla mnie już tak bardzo uciążliwe jak kiedyś. Można powiedzieć, że nabrałem wprawy (śmiech). Przy pierwszych transferach rzeczywiście trochę się tym przejmowałem, natomiast teraz podchodzę do tego ze znacznie większym spokojem. Zmiana klubu to nie jest koniec świata. Coraz bardziej przekonuję się, że można całkiem szybko wejść w nowe środowisko i stać się jego integralną częścią.

Czy poza powrotem do ekstraligi masz jeszcze jakieś inne plany i marzenia na kolejne lata?

Jasne, że tak. Wiadomo, że koncentruję się przede wszystkim na tym co jest tu i teraz, ale staram się też myśleć o swojej karierze w nieco szerszej perspektywie. Chciałbym kiedyś przebić się do Mistrzostw Europy, a może nawet do Grand Prix. Komuś może się wydawać, że bujam w obłokach, ale warto mierzyć jak najwyżej i mieć swoje ambicje. Na pewno podchodzę do tego ze spokojem i nie nakładam na siebie presji. Najważniejsze, żeby krok po kroku przesuwać się do przodu. Jeżeli stopniowo będę realizował mniejsze cele, to z czasem na pewno zdołam zbudować coś większego.

Tobiasz, dziękuję Ci bardzo za rozmowę i szczere odpowiedzi. Czy chciałbyś dodać coś na koniec?

Jeśli mogę, to bardzo chętnie. Pozdrawiam wszystkich kibiców toruńskiej drużyny. Dziękuję za wsparcie i dobre słowo, które od Was dostałem. Obawiałem się, że jako przyjaciel niespecjalnie lubianego w Grodzie Kopernika Damiana Balińskiego nie będę miał łatwo, ale na szczęście zostałem bardzo dobrze przyjęty i czułem, że jestem darzony sympatią. Wszyscy byli dla mnie mili i wyrozumiali. Nie ukrywam, że strasznie się z tego cieszę. Przy okazji chciałbym również przekazać specjalne pozdrowienia dla Tomka „Dziubka”, który jest jednym z największych kibiców Apatora. Wiem, że się ucieszy, kiedy to przeczyta. Trzymajcie się zdrowo „Krzyżacy” i do zobaczenia na stadionach!

Rozmawiał KAROL ŚLIWIŃSKI