Żużel. Piotr Pawlicki: Prezes bardzo mi pomógł. Na razie nie mogę się dograć z silnikami Ashleya Hollowaya

Piotr Pawlicki / fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Piotr Pawlicki pokazał się z bardzo dobrej strony w inauguracyjnej rundzie cyklu Speedway Euro Championship. Zawodnik Fogo Unii Leszno wprawdzie nie wygrał turnieju, ale przywiózł aż 15 punktów i na ten moment jest liderem żużlowego Euro. Po zawodach 26-latek przyznał, że ma w tym roku sporo problemów z dopasowaniem się do jednostek Ashleya Hollowaya oraz podkreślił, że spory udział w jego dobrym występie ma prezes Byków.

 

Młodszy z braci Pawlickich od dłuższego czasu notował występy, które nie spełniały oczekiwań zarówno jego, jak i leszczyńskich kibiców. Ostatnim meczem PGE Ekstraligi, w którym przywiózł on dwucyfrową liczbę punktów było starcie z ZOOleszcz DPV Logistic GKM-em Grudziądz w 5. kolejce rozgrywek. Turniej SEC pokazał jednak inne oblicze wychowanka Fogo Unii.

– Mam nadzieję, że ten słabszy okres mam za sobą. Na pewno jest się z czego cieszyć. W finale popełniłem błąd. Może nawet nie tyle co techniczny, a sprzętowy. Mogłem trochę bardziej zaryzykować, lecz trochę bałem się zmienić ustawienia na tyle by nie daj boże przegrać start, który miałem rewelacyjny. Chyba wszystkie wygrywałem i udawało mi się przywozić dobre punkty – skomentował Piotr Pawlicki w rozmowie z One Sport.

Piotr Pawlicki podczas SEC w Bydgoszczy. fot. Jarosław Pabijan

Nie jest tajemnicą, że przyczyną gorszej dyspozycji indywidualnego mistrza Polski z 2018 roku były problemy sprzętowe. Pawlicki postawił więc na rewolucję i jak się okazuje, ten ruch był w stu procentach trafiony. W środowym turnieju trzykrotnie dojeżdżał on do mety pierwszy i trzykrotnie zajmował drugie miejsca.

– Wczoraj (wtorek –dop.red.) w Szwecji zaryzykowałem i włożyłem nową jednostkę. Z tego miejsca chciałbym podziękować Piotrowi Rusieckiemu, mojemu prezesowi, który bardzo mi w tym pomógł, bo to jego zasługa, że dzisiaj i wczoraj miałem czym się odepchnąć. Bardzo doceniam pracę wszystkich tunerów na świecie, bo z Ashleyem Hollowayem dobrze mi się współpracowało i współpracuje przez lata, ale na razie nie mogę się dograć z silnikami, więc trzeba było pomyśleć nad zmienieniem czegoś bardzo mocno. Uważam, że zaryzykowanie i wzięcie nieprzejechanej na treningu jednostki na mecz jest dość dużym ryzkiem, ale jakoś to wypaliło – tłumaczył podopieczny Piotra Barona.

Zawodnik nie ukrywa, że ostatnie tygodnie były na dla niego bardzo trudne. To właśnie on był najczęściej uznawany za tego zawodnika, przez którego Fogo Unia przegrała trzy mecze z rzędu i mogła drżeć o to, czy znajdzie się w fazie play-off obecnych rozgrywek.

– Miejmy nadzieję, że to droga to tylko lepszych wyników. Naprawdę trudno było mi poukładać sobie to wszystko w głowie, kiedy w meczach ligowych robię po trzy punkty. Jeszcze nigdy w życiu mi tak kiepski czas się nie przytrafił. Była duża praca nad głową, bo sam sobie nałożyłem duże obciążenie, może niepotrzebnie. Uważam, że team i wszystko dookoła mam zbudowane na dobrym poziomie, więc miałem prawo do tego by pomyśleć by liderować w drużynie leszczyńskiej, by wrócić do Grand Prix oraz by liderować w cyklu SEC. Uspokoiłem trochę głowę. Myślę, że będzie to szło ku dobremu, ale zobaczymy co będzie dalej – podsumował Pawlicki.

źródło: One Sport/Letsmakespeedway