Żużel. Piotr Mikołajczak: Pojawiły się zapytania z czterech klubów. Prezes Rusko to bardzo konkretny człowiek (WYWIAD)

Z prawej Piotr Mikołajczak. fot. Jakub Malec
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Piotr Mikołajczak w tym sezonie był bardzo blisko wprowadzenia OK Bedmet Kolejarza Opole do eWinner 1. Ligi. Pomimo braku końcowego sukcesu, jego wkład w rozwój opolskiej ekipy został dostrzeżony przez inne kluby i menedżer był rozchwytywany bardziej niż niejeden zawodnik. W wywiadzie opowiada nam o swoim wyborze, mówi o pierwszych dniach pracy we Wrocławiu, a także zdradza, za co będzie odpowiadał w ekipie mistrzów Polski.

 

Wielu zawodników w ostatnim czasie żegna się z klubami i szykuje się do nowych wyzwań. W podobnej sytuacji jest Pan, bo zamienia Opole na oddalony o niecałe 100 kilometrów Wrocław. Opuszcza Pan stolicę polskiej piosenki z lekkim niedosytem po meczu finałowym?

Zarówno wśród zawodników, jak i menadżerów, trenerów odbywa się „migracja”. Jeśli chodzi o Opole, to oczywiście niedosyt jest i to naprawdę bardzo wielki. Zabrakło 3 punktów meczowych, abyśmy mogli w Opolu świętować. Boli mnie to do dzisiaj i cały czas mam to w głowie, ale niestety, taki jest sport. Ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać. Historii już niestety nie cofniemy.

Czego Pańskiej drużynie zabrakło do upragnionej wygranej z Bawarczykami w finałowym dwumeczu?

Jak wspomniałem wcześniej, niedosyt jest bardzo duży. Myślę, że za wysoko przegraliśmy w pierwszym meczu finałowym w Landshut. Patrząc również przez pryzmat meczu rewanżowego, mieliśmy też trochę pecha. Taśma Jacoba, defekt na prowadzeniu Hansena i parę punktów uciekło. Chłopacy bardzo tego awansu chcieli i byli bardzo skoncentrowani. Zrobili wszystko, co można było w tym dniu zrobić. Dziękuję im raz jeszcze za oddanie serducha na torze w ciągu całego sezonu.

Tylko rok trwała Pana przygoda z pracą jako stricte menadżera zespołów. Jakie są zatem wrażenia po roku na tym stanowisku? Było ciężej niż się Pan spodziewał?

W Opolu byłem zarówno dyrektorem klubu, odpowiedzialnym za wiele kwestii biurokratycznych i organizacyjnych, ale i również menadżerem zespołu. Praca z zarządem i osobami w klubie układała się dobrze. Oczywiście zawsze występują jakieś problemy, ale szybko staraliśmy się zawsze z tego wychodzić. Było ciężko, bo spadło na mnie też wiele innych rzeczy, jak m.in. osobiste przygotowywanie toru, ale jestem człowiekiem, który nie narzeka, tylko robi swoje i to, co jest potrzebne. Robiłem to z wielkim zaangażowaniem, pasją, tak, aby z drużyną osiągnąć jak najlepszy wynik. Pracę w Opolu i osoby zaangażowane w klub będę zawsze mile wspominał. Być może przyjdzie jeszcze taki czas, że pojawię się ponownie w Opolu. Relacje z zarządem mam bardzo dobre i jesteśmy w stałym kontakcie. Jeśli mogę, to również teraz pomagam i doradzam.

Nie kusiła Pana dalsza praca właśnie w tej roli? Z pewnością oferty z klubów z taką funkcją również się pojawiały. 

Zgadza się, takie oferty były, ale Wrocławiu jestem również menadżerem ds. sportowych i powiem szczerze, że płaszczyzna i zakres mojej odpowiedzialności są równie szerokie jak w Opolu, a może i nawet większe. Pamiętajmy, że Sparta Wrocław to klub ekstraligowy, gdzie wymagania są zdecydowanie wyższe.

Czym przekonali Pana do siebie włodarze mistrzów Polski?

Powiem szczerze, że odbyłem z prezesem klubu dwie rozmowy. Były one na tyle konkretne, że decyzja zapadła naprawdę bardzo szybko. Czym mnie przekonano? Po pierwsze, Sparta Wrocław to mistrz Polski, a więc praca w takim klubie to dla mnie osobisty sukces, zaszczyt, ale i można powiedzieć – tak po zawodowemu – awans. Po drugie, pełny profesjonalizm klubu. Po trzecie, panująca tutaj rodzinna atmosfera. No i na koniec współpraca z Darkiem Śledziem, Gregiem Hancockiem, Wojtkiem Kończyło i oczywiście z prezesem Andrzejem Rusko, który jest człowiekiem mega konkretnym, mającym wielki zmysł biznesowy i organizacyjny, a także jest człowiekiem szczerym i bardzo życzliwym.

W rozmowie sprzed kilku tygodni mówił mi Pan, że są też inne oferty, nie tylko ta z Wrocławia. Ile ostatecznie klubów się do Pana zgłosiło?

Zgadza się. Oferty się pojawiały już w trakcie sezonu, ale zawsze wszystkim grzecznie odpowiadałem, że liczy się dla mnie tylko obecny sezon i walka z drużyną z Opola o awans do 1. ligi, a czas na ewentualne rozmowy przyjdzie po sezonie. Zapytania i luźne rozmowy były z czterema klubami.

Gdyby udało się awansować z OK Bedmet Kolejarzem, to w przyszłym roku oglądalibyśmy Pana dalej w roli opiekuna opolskiej drużyny?

Myślę, że tak by się stało. Nie mógłbym raczej wówczas opuścić drużyny, z którą się awansowało, tym bardziej, że z zarządem mieliśmy już zaawansowane plany dotyczące przyszłości i składu drużyny po ewentualnym awansie.

We Wrocławiu będzie Pan menadżerem ds. sportowych. Jakie dokładnie zadania zostały zatem Panu powierzone?

Spektrum zadań jest naprawdę bardzo szerokie. Ogólnie rzecz ujmując, będę koordynował pracę pierwszej drużyny, drużyny U24, drużyn juniorskich oraz szkolenie dzieci i młodzieży. Będę też wsparciem administracyjno-logistycznym sztabu trenerskiego.

W sztabie szkoleniowym są także wspomniani już przez Pana Dariusz Śledź, Greg Hancock i Wojciech Kończyło. Odbył Pan już pierwsze rozmowy z wspomnianą trójką na temat współpracy w przyszłym sezonie? Jak one przebiegły?

Oczywiście, że rozmowy były, choć jeszcze nie z wszystkimi z przyczyn wyższych. Rozmawiałem już bardzo dużo z Darkiem Śledziem i Wojtkiem Kończyło. Znamy się już od dłuższego czasu i powiem szczerze, że zostałem przyjęty bardzo ciepło, jak swój człowiek. Nadajemy na tych samych falach. Określiliśmy sobie wstępne plany działań na kolejny sezon, porozmawialiśmy o planach na przyszłość. A teraz już zaczynamy rozbierać wszystko na czynniki pierwsze, tak, by być w pełni przygotowanym pod każdym względem, co jest w naszym zakresie działania, do sezonu 2022.

Z Gregiem jako jedynym nie miałem okazji porozmawiać, ale to z wiadomych powodów, gdyż Greg obecnie przebywa w USA u siebie w domu. Myślę, że niebawem do takiej rozmowy dojdzie i razem w czwórkę będziemy stanowić jeden wspólny, dobrze działający team.

Będzie miał Pan wpływ na to, jak będzie wyglądał skład wrocławskiej drużyny?

Za pierwszą drużynę odpowiadał będzie Darek jako trener. Ja będę go wspierał w każdym jego działaniu. Myślę, że i w tym względzie również, choć ostateczna decyzja będzie należała zawsze do niego.

Czeka Pana duży przeskok z 2. Ligi do drużyny mistrzów Polski. Nie boi się Pan zderzenia z ekstraligową rzeczywistością? 

Przeskok oczywiście jest ogromny, choć proszę nie zapominać, że w Gnieźnie trzy lata funkcjonowaliśmy jako klub w 1. lidze. Wyzwania są przeogromne, Ekstraliga to zdecydowanie wyższy level. Ale tak jak wspomniałem, jestem człowiekiem, który nowych wyzwań się nie boi i poświęca się pracy do granic możliwości. Jak to mówią moi koledzy, jestem pracoholikiem, ale to wynika z tego, że zawsze staram się podchodzić do wszystkich kwestii bardzo profesjonalnie. Zawsze staram się, aby wszystko było podopinane na ostatni guzik. Obawy oczywiście zawsze są, ale myślę, że przy pomocy wielu osób pracujących na rzecz klubu uda się realizować powierzone mi zadania na najwyższym poziomie. Początki są na pewno bardzo trudne, ale z biegiem czasu powinno być coraz lepiej i lżej. I z tej strony, przy okazji, chciałbym serdecznie podziękować swojej rodzinie, żonie i córeczkom, za wielkie wsparcie. Bez tego nie byłoby szans na tak wielkie zaangażowanie i oddanie się tej pracy w pełni.

Na koniec zapytam o Pana wrażenia z pierwszych dni pracy we wrocławskim klubie. Jest w WTS-ie coś szczególnego, co odróżnia ten klub od innych?

Wrażenia są bardzo pozytywne. Ludzie pracujący w klubie są bardzo życzliwi i pomocni, co dla mnie osobiście na początku tej nowej „przygody” jest bardzo ważne. Poza tym, jestem pod wrażaniem zarządzania tym klubem przez prezesa Andrzeja Rusko. Naprawdę wszystko jest bardzo dobrze poukładane i każdy wie, co ma robić. Jest też fajna rodzinna atmosfera. Pierwsze dni odbieram naprawdę bardzo pozytywnie. Oby tak dalej.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA