fot. Carsten Nillson / Speedway William
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

William Drejer przebojem wdarł się do składu Unii Tarnów. 16-latek zadziwia swoją postawą na torze, bo punktuje całkiem solidnie, ale także swoim teamem, bo mechanikiem jest… jego mama!

 

William Drejer wystąpił w trzech meczach Unii Tarnów, pojechał w piętnastu biegach, „wykręcając” średnią ponad 1,5 punktu na bieg, co jest wynikiem co najmniej solidnym. Zwłaszcza jak na 16-latka.

– Dla mnie oczywiście liczy się liga duńska. To dla mnie ważne, żeby punktować w Danii, bo to mój dom. Czuję jednak, że tutaj to będzie równie ważne, ponieważ polska liga jest przyszłością. Tutaj dzieją się rzeczy wielkie. Właściwie to większą presję czuję dziś jadąc w Danii. To mój dom, czuję, że muszę tam punktować bardzo dobrze, dobrze się zaprezentować i się pokazać. Tutaj, w Polsce jeszcze tego tak nie odczuwam – zaznacza młody Duńczyk.

William Drejer musi dobrze dogadywać się ze swoją mamą. I nie wchodzimy tutaj w prywatne relacje żużlowca, tylko wyłącznie o żużlowe aspekty – jego mama pełni bowiem funkcję mechanika. – Świetnie się spisuje w tej roli. Jest po prostu najlepsza, wie wszystko, choć dopasowaniem zajmuję się sam, ale nie mógłbym znaleźć lepszej pomocy – podkreśla Drejer. – Mama w parkingu nie jest częstym widokiem, chociaż Kenneth Hansen miał mamę w boksie! No, może nie teraz, ale kiedy był w moim wieku. I też była jego mechanikiem. Dziś już wiem, że w Polsce robi to spore wrażenie – mówi żużlowiec.

Większą presję Drejer czuje u siebie w kraju, a jakie jeszcze są różnice między ligą polską, a duńską? – Na pewno w Danii nie ma tak podekscytowanych fanów, którzy niemal cały czas śpiewają i krzyczą. Coś takiego widzimy u nas na piłce nożnej, a na żużlu? Na żużlu w Danii tylko pije się piwo – mówi żużlowiec Unii.

Najbliższe spotkanie Unii Tarnów w niedzielę, 17 lipca. W awizowanym składzie nie ma Williama Drejera, ale najpewniej „wskoczy” on pod numer 15, czyli na pozycję drugiego młodzieżowca.

fot. Speedway William

współpraca redakcyjna RAFAŁ MARTUSZEWSKI