fot: Jarek Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Cyfra 23 z pewnością Martinowi Vaculikowi kojarzyła będzie się nad wyraz dobrze. 23 czerwca 2012 roku na torze w Gorzowie wygrał pierwszy raz w swojej  karierze turniej Grand Prix. Jedenaście lat później, w roku 2023 na torze w Toruniu wywalczył upragniony przez siebie medal w indywidualnych mistrzostwach świata. O życiowym sukcesie Słowaka, planach na najbliższe tygodnie i nie tylko w poniższej rozmowie.

 

Martin, na początku rozmowy proszę przyjąć nasze redakcyjne gratulacje za życiowy sukces. Domniemuję po sobotnim sukcesie, że telefon był „gorący”.

Dziękuje bardzo za gratulacje. Co do telefonu to cóż, przyznaję że trochę tego było i jest nadal. Wszystkim, którzy o mnie pamiętali i gratulowali jeszcze raz tą drogą bardzo serdecznie dziękuje. Nie ukrywam, że jest to dla mnie bardzo miłe. 

W polskich mediach Bartkowi Zmarzlikowi złotego medalu gratulowały najważniejsze postacie w państwie. Słowackie władze państwowe zareagowały również na twój sukces? 

Przyznam, że takie informacje jakoś jeszcze do mnie nie dotarły, ale też z tym nie przesadzajmy. Być może jeszcze nadejdą (śmiech – dop.red). Na pewno brązowy medal sprawił bardzo duże zainteresowanie ze strony mediów, a to już, jeśli chodzi o słowacki żużel i jego przyszłość, bardzo fajna sprawa. 

Myślisz, że Twój sukces przełoży się na popularność żużla na Słowacji?

Moim zdaniem na pewno. Obserwuję jakie jest żużlem zainteresowanie, jak ono systematycznie wzrasta i jestem przekonany, że mój wynik pomoże jeszcze w tym, aby jego popularność rosła. 

Martin, powiedz proszę jak się czujesz jako pierwszy w historii Słowak, który wywalczył medal w indywidualnych mistrzostwach świata na żużlu. Nie należy zapominać, że w czasach, kiedy Słowacja oraz Czechy stanowiły jedność, też nie było lepszego od Ciebie…

Powiem ci szczerze, bo zawsze tak rozmawiamy, to jest fantastyczne uczucie, po prostu fantastyczne. Dla naszego całego teamu to jest olbrzymia radość z sukcesu i faktu, że wpisaliśmy się na stałe w historię słowackiego motosportu. To tak naprawdę historyczny moment dla Słowacji. Słowami nie jest łatwo oddać towarzyszące temu uczucia. Pamiętaj jednak o jednym – że taki sukces to dla mnie również w pewien sposób zobowiązanie automatycznie podjęte na przyszłość – muszę pracować tak, aby wyniki były dalej dobre, o ile jeszcze nie lepsze. Jak to się mówi, sukces zobowiązuje.

Zanim porozmawiamy o przyszłości, wróćmy na chwilę do przeszłości. Zdaniem wielu osób związanych z żużlem, jesteś zawodnikiem, który już parę lat temu miał predyspozycje do medalu mistrzostw świata. Do soboty jednak się nie udawało przełożyć umiejętności na medal. Nie było zatem myśli i obaw, że możesz być tym, który zakończy karierę bez wywalczenia medalu?

Wiesz, różnie faktycznie bywało w poprzednich sezonach. Całkiem poważnie, nigdy takich myśli jednak nie miałem. Ja wychodzę z założenia, że mam „mocną” głowę i że jestem w stanie prędzej czy później osiągnąć to, na co pracuję. Cały czas w głowie mam swoje marzenia i jednym z nich było to, co udało mi się zrealizować parę dni temu. Cały czas jestem mocno skupiony, zmotywowany i wierzę, że jeśli pracuje się ciężko, to cele uda się zrealizować. Wracając zatem do początku – nigdy w medal nie zwątpiłem. Poważnie, nigdy mi to do głowy nie przyszło. 

Wróćmy na chwilę do samych zawodów w Toruniu. O brązowy medal rywalizowałeś z Jackiem Holderem, który jechał do pewnego momentu „łeb w łeb”. Pytając kolokwialnie, najadłeś się sporo strachu?

Szczerze, to tak i nie. Starałem się podejść do zawodów na luzie, bo wiadomo, co może się stać, jak się przystąpi do rywalizacji na zbyt dużym stresie. Z drugiej jednak strony wiedziałem w tyle głowy, o co w sobotę jedziemy. Nasz wynik był niemal do końca zbliżony, ale na końcu to ja wywalczyłem medal. 

Śledziłeś wyniki i jazdę Holdera czy „zamknąłeś” swoją głowę?

Starałem się cały czas być skupionym tylko na sobie i na tym co tu i teraz. 

Martin, jak dużą rolę w Twoim sukcesie odegrał Bjarne Pedersen? Brązowego medalu nie byłoby bez Duńczyka?

Ja odpowiem na to pytanie tak: Medal to zasługa całego mojego teamu, bez żadnego wyjątku. To też między innymi wieloletnia praca mechaników i wyciągania wniosków. Medal zatem to nie zasługa tylko Bjarne, ale też i innych. Tworzymy wszyscy jeden team. Wielkie słowa podziękowania należy również kierować pod adresem Daniela i Ryszarda Kowalskich, jak i całego RK Racing. Przygotowują mi doskonałe silniki. Jestem od roku w ich stajni i od razu widać wyniki. Mój sukces to wynik pracy i wsparcia całego teamu, rodziny, Stali Gorzów, tych wszystkich pozytywnych ludzi, którzy są wokół mnie. Jeszcze raz wszystkim dziękuje. 

Kiedy w tym sezonie po raz pierwszy zacząłeś myśleć o tym, że podium mistrzostw świata jest do „wyjechania”?

Trudne pytanie, bo ja tak naprawdę zawsze wierzę w to, że cel można osiągnąć. Taki punkt, w którym zacząłem o tym myśleć, nazwijmy to nad wyraz, realnie przyszedł na wysokości turniejów w Malilli i Rydze. 

Brązowy medal to sukces. Powiedz, czego zabrakło w tym sezonie, aby Martin Vaculik zamienił brązowy medal na chociażby srebrny?

Wiesz, popatrz na wyniki i będziesz wiedział gdzie i jak w tym roku coś poszło nie tak jak sobie planowałem. To jest bardzo łatwe. Gorzów, Vojens czy Teterow miały przynieść więcej punktów, ale nie przyniosły. Wyprzedzając Twoje kolejne pytanie (śmiech – dop.red) wiem dlaczego tak się stało, a co jeszcze bardziej mnie cieszy, to wiemy co zrobić w przyszłości, aby było lepiej. Ta wiedza jest najważniejsza, bo poznanie przyczyny błędów to są takie moje dwa kroki do przodu po jednym do tyłu. W mojej karierze często mam tak, że przez błędy potrafię sporo zrozumieć i wyciągnąć wnioski na przyszłość. 

To w takim razie gdzie były błędy?

Wiedzę zostawiam dla siebie. Ona ma sprawiać, że systematycznie błędów ma być coraz mniej i wierzę, że tak się stanie. 

Generalnie brązowy medalista mistrzostw świata ma swoją cenę na rynku. Nie żałujesz zatem, że z kontraktem w polskiej lidze na sezon 2024 się nieco pospieszyłeś?

Nie, absolutnie nie. W Gorzowie czuję się bardzo dobrze i klub ma też udział w moim wyniku. Mamy doskonałe relacje i nie jestem zawodnikiem, który by tak wyrafinowanie podchodził do tezy zawartej w pytaniu. 

Martin, pytanie chyba najtrudniejsze. Jak można pokonać takiego dominatora w cyklu Grand Prix, jakim jest Bartosz Zmarzlik?

Bez dwóch zdań o tym jakim zawodnikiem jest Bartek nie ma nawet co dyskutować. Wszyscy wiemy. Aby go pokonać, na koniec sezonu musisz mieć na koncie więcej punktów w klasyfikacji i to wszystko (śmiech – dop.red). Przez to jaki jest Bartek można zrozumieć naocznie, że jeżeli bardzo czegoś chcesz i bardzo na to to pracujesz, to możesz to zrealizować, 

Plany na najbliższe dni, tygodnie?

W niedzielę mamy zawody w Żarnowicy, no i mam jeszcze sporo swoich zobowiązań, choćby tych sponsorskich. Czas na odpoczynek nadejdzie potem. 

Czyli w niedzielę na stadionie w Żarnowicy będzie feta z okazji Twojego sukcesu.

Tak. Można chyba się spodziewać jakiegoś świętowania.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuje i pozdrawiam wszystkich kibiców.

Brak opisu.
Tak słowackie media opisują sukces Martina Vaculika