fot. Paweł Prochowski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Andrzej Lebiediew i Vaclav Milik ponownie spotkali się w jednym klubie. Łotysz dołączył do Cellfast Wilków Krosno w trakcie jesiennego okienka transferowego, z kolei Czech – po wyjazdowej porażce z ROW-em Rybnik na inaugurację rozgrywek eWinner 1 Ligi. Byli medaliści mistrzostw Europy mają zapewnić swojej nowej drużynie spokojne utrzymanie, a być może nawet włączenie się do walki o fazę play-off.

Obaj zawodnicy po raz pierwszy „spotkali się” w 2017 roku, kiedy to w tym samym czasie reprezentowali barwy Betard Sparty Wrocław. Wówczas każdy z nich dołożył swoją cegiełkę do tytułu drużynowego wicemistrza Polski. Później jednak obniżyli nieco loty i w konsekwencji pożegnali się z wrocławskim klubem (Łotysz w 2018 roku, zaś Czech, rok później), aby poszukać szczęścia gdzieś indziej.

W poprzednim sezonie wspólnie ścigali się ku chwale ROW-u Rybnik. Celem było spokojne utrzymanie beniaminka w PGE Ekstralidze, jednak niestety, nie udało się tego osiągnąć, a po zakończeniu rozgrywek każdy z nich postanowił związać się kontraktem z nowym pracodawcą. W tym roku obaj żużlowcy zakotwiczyli w Krośnie, gdzie mają stać się liderami drużyny dowodzonej przez menedżera Michała Finfę oraz trenera Ireneusza Kwiecińskiego.

Poprzedni sezon nie był zbyt udany dla Andrzeja Lebiediewa i to nie tylko z powodu spadku drużyny z Rybnika, ale również ze względu na groźną kontuzję nogi. Wspomniany uraz wykluczył Łotysza z udziału w kilku kolejkach PGE Ekstraligi, a na domiar złego nie mógł wystartować w cyklu SEC (zastąpił go Fin, Timo Lahti). W tym roku z pewnością będzie chciał powetować sobie tamte niepowodzenia, jednak według prezesa Grzegorza Leśniaka, potrzebuje jeszcze trochę czasu, by ponownie wskoczyć na swój optymalny poziom.

– Andrzej póki co punktuje dobrze, jednak nie są to też jakieś rewelacyjne wyniki. Sam wie, że musi jeszcze popracować, aby odzyskać dawną formę. Brakuje mu przede wszystkim jazdy. Wpływ na jego postawę ma niewątpliwie ubiegłoroczna kontuzja, jednak czas z pewnością będzie działał na jego korzyść. Z meczu na mecz musi stopniowo się rozkręcać. Na razie jeszcze brakuje stabilizacji w jego jeździe, jednak z każdym kolejnym biegiem będzie coraz lepiej. Potrzebuje też trochę czasu, aby dopasować się do naszego toru – twierdzi prezes Cellfast Wilków Krosno.

Podobnie rzecz się ma w przypadku Vaclava Milika. Reprezentant Czech ujawnił na łamach Tygodnika Żużlowego, że sam zgłosił się do beniaminka eWinner 1 Ligi, ponieważ poszukiwał okazji do jazdy. Teraz z pewnością będzie chciał nawiązać do swoich najlepszych wyników sprzed kilku lat, kiedy to w PGE Ekstralidze legitymował się średnią na poziomie blisko dwóch punktów na bieg.

– Vaclav też musi ustabilizować swoja formę. Tak, jak pan wspomniał, obecnie przeplata „trójki”, „zerówkami” i dlatego powinien popracować nad powtarzalnością. Na torze pozostawia po sobie dobre wrażenie, ponieważ jeździ bardzo bojowo i zawsze walczy do końca. Potrzebuje tylko jak najwięcej jazdy, aby odbudować swoją formę. Po podpisaniu kontraktu z nami wyraził radość z powodu faktu, że w końcu udało mu się znaleźć „żużlowy dom” w Polsce, ponieważ wcześniej nie był pewien, w jakim klubie i na którym szczeblu rozgrywkowym będzie w tym roku rywalizował. Cieszymy się, że dołączył do naszego zespołu – kończy Grzegorz Leśniak.

Jordan Tomczyk