Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Węgier Laszlo Szatmari na żużlu wielkiej kariery nie zrobił. Nie doczekał się takiego statusu, jak jego rodak Zoltan Adorjan, który był gwiazdą na polskich torach. Szatmari najdłużej jeździł w Krośnie, a dziś jest raczej daleko od speedwaya.

– Tak naprawdę nie jestem blisko sportu. To była dyscyplina, którą bardzo kochałem i chciałem być jak najlepszy. Dziś rozwijamy z żoną naszą firmę, która zajmuje się transportem i oczywiście zajmujemy się wychowywaniem naszych dzieci – mówi nam Węgier. 

Jak sam przyznaje, jego kariera nie potoczyła się tak, jak sobie planował. Wedle byłego zawodnika głównym problemem była finansowa strona żużla. 

– Byłem reprezentantem Węgier w wielu zawodach. Startowałem w finale mistrzostw świata juniorów. Z perspektywy wydaje mi się, że gdybym dysponował lepszym zapleczem sprzętowym i finansowym, na pewno wyniki moje byłyby lepsze. Bardzo miło wspominam brązowy medal mistrzostw Europy w parach wywalczony razem z Norbertem Magosim. Jeśli chodzi o starty w Polsce, to oczywiście pierwsze skojarzenie to Krosno. Dobrze się tam czułem. Startowałem przez cztery sezony i myślę, że trochę punktów dla tego zespołu wywalczyłem. W Polsce żużel był i jest bardzo popularny. Pamiętam, że do każdych zawodów trzeba było być perfekcyjnie przygotowanym, bo nawet w niższych ligach nie było łatwo o punkty. Wasz kraj naprawdę wspominam bardzo miło – kontynuuje były reprezentant podkarpackiego klubu. 

Co ciekawe, jak przyznaje sam Szatmari, od żużla – w przeciwieństwie do wielu byłych zawodników – trzyma się z daleka. W tym roku ma się to jednak zmienić.

– Trzymam się z daleka, choć jak się na żużlu jeździło, to zawsze ciągnie. Pochłania mnie praca oraz rodzina. Uwierz, że w ostatnich latach raz, może dwa oglądałem żużel. W tym roku chcę to zmienić. Zamierzam być częściej na żużlu i jeszcze na motocyklu treningowo przejechać parę kółek. Na motocykl na pewno jeszcze wsiądę – podsumowuje Węgier.