Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kibice Sparty Wrocław najbardziej dumni byli w latach 1993-1995. Wtedy wrocławianie byli prawdziwym hegemonem, trzy razy z rzędu zdobywając Drużynowe Mistrzostwo Polski. Częścią złotej drużyny był jeden z wychowanków klubu – Krzysztof Jankowski. W rozmowie z naszym portalem opowiada o tym, jak wspomina tamte lata, o początkach swojej kariery oraz o teraźniejszości, czyli czym obecnie się zajmuje.

Krzysztof Jankowski na żużlu. Jak Pańska przygoda z tym sportem się właściwie zaczęła?

To będzie długa historia. Ja swoją przygodę zaczynałem najpierw w sekcji rajdowej Sparty Wrocław. Podobnie jak Zbyszek Lech. Jak zaczynałem, to był przełom 1984 i 1985 roku. Wtedy przeszedłem nabór do wspomnianej szkółki w sekcji rajdowej. Jeździliśmy po pagórkach, lasach. Z nami jeździł między innymi jeszcze Wojciech Rencz. Sekcja niestety później upadła ze względów finansowych. Pamiętam takie momenty, że jeździliśmy bez gogli bo po prostu nie było na nie środków. Parę razy się dostawało gałęziami po oczach. Jedno takie zetknięcie z gałęzią zakończyło się infekcją oka i wizytą u lekarza klubowego. Pamiętam że lekarz powiedział – synku, ja ci to oko wyleczę, ale idź lepiej na żużel. Powiedziałem, że jak dojdę do zdrowia to pomyślę. Jak wspominałem wcześniej, sekcja upadała i później uznaliśmy ze Zbyszkiem, za namową bodajże Wojtka Kończyło, że spróbujemy swoich sił na żużlu. Ja zadebiutowałem w zawodach ligowych w 1988 roku. 

To były czasy, kiedy nikt nie marzył, że za pięć lat Sparta będzie mistrzem Polski. Ja, jako mieszkaniec Sępolna i stały bywalec Stadionu Olimpijskiego pamiętam jako młody chłopak puste trybuny…

Tak dokładnie było. Pamiętam również i ja te puste trybuny. Klub tak naprawdę w latach 80. walczył o byt. Były pamiętne mecze, kiedy mecenas Malicki do ludzi krzyczał, a nie mówił przez megafon, bo tego ostatniego po prostu nie było. Mało kto jest w to w stanie dziś uwierzyć, ale tak było. Tak naprawdę żużel we Wrocławiu wtedy „dreptał” w miejscu. Do dziś pamiętam tę pustą widownię. Było 300 osób, z czego 150 to byli sami działacze. Chwała jednak tym, którzy wtedy robili wszystko, aby żużel nie umarł. Powiem Panu mam takie smutne wrażenie, że dzisiaj nie do końca we Wrocławiu pamięta się o historii, tradycji i ludziach, którzy zrobili wiele charytatywnie, aby ten sport wtedy przetrwał. Doskonały przykład to mecenas Andrzej Malicki. Działacz ówczesnej Sparty i jak Pan wie, spiker. Był oczywiście Lucjan Korszek. Wie Pan co, jako były zawodnik zawsze mogłem przed sezonem aplikować o całoroczne wejściówki na stadion celem obejrzenia meczu. Zazwyczaj to akceptowano. Teraz jest tak, że co mecz muszę zabiegać i wykonywać tę samą procedurę, gdybym chciał iść na mecze. Trzeba wysyłać maile, czekać. Trochę to jakby upokarzające. Ja niczego nie potrzebuję na siłę, ale myślę, że to chyba nie tak powinno wyglądać odnośnie byłych zawodników klubu.

Wróćmy do żużla. W pewnym momencie pojawiła się we Wrocławiu firma Aspro.

Tak było. Pojawiło się Aspro i trzej Panowie – Jabłoński, Marcinkowski, Szmalenberger. Jabłoński działał we wrocławskiej koszykówce, a Marcinkowski właśnie w żużlu. Wtedy oczywiście wszystko poszło w klubie mocno do przodu i zaczęło wyglądać profesjonalnie. Efektem poczynionych nakładów finansowych na wrocławski żużel był upragniony awans w 1991 roku do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Awans wywalczony w barażach z Unią Leszno, które do dziś wśród zagorzałych kibiców są tematem spekulacji. Nie wszystkim ponoć zawodnikom z Leszna wtedy zależało…

Nie, nie i jeszcze raz nie. Zostawmy raz na zawsze te spekulacje o „ustawce” w barażach. Ja przez całą swoją karierę nie słyszałem o „ustawkach”. Wiele lat temu za to słyszałem o jednym – obecnie utytułowanym – polskim zawodniku, który coś tam dolewał do baku. To była głośna sprawa w środowisku zawodników. Miał nawet jakiś czas ksywę „Nitro”. Nic, poza tą historią, w czasie swojej kariery nie słyszałem, aby było jakieś „przekręcanie” w żużlu. Uważam, że po prostu wtedy byliśmy lepsi od Unii,  a zarzucany brak motywacji w Lesznie, jeśli był, to był spowodowany chyba ich wewnętrznymi problemami. Unia to zasłużony klub i same baraże były już „ciosem”.

Oni ratowali wrocławski żużel początkiem lat 90 – prezes Aspro – M. Marcinkowski oraz działacz Sparty, spiker – mecenas Andrzej Malicki

Sezon 1992 Sparta – pomimo wysokich aspiracji – nie wywalczyła zbyt wiele, sezon po prostu „odjeżdżając”. Później przyszły trzy tytuły z rzędu. Jak Pan wspomina złote lata wrocławskiego klubu?

To był piękny kawałek czasu. Dla zawodników, kibiców oraz klubu. Wie Pan, wiele razy zastanawiano się, czemu wtedy było tak dobrze? Moim zdaniem o naszych sukcesach decydował fakt, że wtedy – proszę mi wierzyć – byliśmy jak jedna rodzina. Był Ryszard Nieścieruk, który zrobił zespół i na torze i poza nim. Niech Pan weźmie pod uwagę że to nie było łatwe zadanie. Tu się pojawili nagle – Wojtek Załuski z Opola, Darek Śledź z Lublina czy Piotrek Baron z Grudziądza. Plus swojacy. Z tych osób po prostu powstała fajna ekipa. Nie tylko na torze. Myśmy się wszyscy niesamowicie dogadywali. Wśród nas była zasada – szczerość za szczerość. Dzisiaj tego w żużlu nie ma. Zawodnik przyjeżdża, odjeżdża. My byliśmy po prostu drużyną. 

Ponoć Waszym dużym atutem był fakt współpracy ze słynnym wówczas Otto Weissem

Szczerze? Każdy kij ma dwa końce. Weiss współpracował z klubem i zawodnikami. Na początku współpracy Weiss dawał silniki, które były używane wcześniej przez choćby Gustafssona czy innych dobrych zawodników. Myśmy na te silniki mówili – samojezdki. Powiem Panu tak, że wsiadało się na taki motocykl, podjeżdżało pod taśmę, puszczało sprzęgło i po paru sekundach się człowiek zastanawiał czy jedzie sam, czy może bieg przerwany. Tak to niosło. Naturalną rzeczą było, że takie silniki, jakie on pożyczał, chciał mieć każdy z nas. Mówiło się więc – Otto zrób mi taki silnik. W porządku zrobię, ale kosztuje to tyle i tyle. Na tamte czasy w żużlu to były bardzo spore pieniądze. I co się potem okazywało? Że żaden z silników, które były kupione, nie był tak dobry jak te, które były na początku współpracy pożyczone od Weissa. Nie były złe, ale nie było to to samo. To powie Panu każdy z naszej ówczesnej ekipy. Proszę pamiętać o tym, że on poprzez pojawienie się we Wrocławiu mocno i szybko zaistniał w europejskim żużlu jako dobry tuner. Myślę, że gdyby nie akcja z naszym klubem, to skończyłby na współpracy ze swoimi Australijczykami i paroma Anglikami. Tak więc – Weiss nam pomógł, ale też ta współpraca go mocno wypromowała. 

Jankowski – Byliśmy drużyną. Złota drużyna Wrocławia w latach 90

Do dziś do końca nie wiadomo, kto ściągnął Otto Weissa do Wrocławia. Wiele osób sobie przysługuje zasługi…

Być może tak jest. Ja sam nie wiem do końca na sto procent, ale z mojej wiedzy wynika, że za pojawieniem się Weissa stał osobiście świętej pamięci Ryszard Nieścieruk. Nikt inny. Nie ma wątpliwości, że Otto silnikami nam bardzo pomógł, ale też trzeba umieć jeździć na żużlu. Nawet na najlepszym silniku można przegrać bez odpowiednich umiejętności. 

Ma Pan jakiś mecz z kariery, do którego wraca Pan wspomnieniami najchętniej?

Powiem Panu, że nie. Dla mnie każdy mecz był tym samym przeżyciem. Do każdego podchodziłem tak samo. Nas we Wrocławiu, bardzo ważnej rzeczy nauczył świętej pamięci Ryszard Nieścieruk. On skutecznie „wybił” nam z głowy jechanie z nazwiskami, czyli patrzenie w program, z kim będę rywalizował. Trener powiedział nam jasno. Wy nie patrzcie i nie myślcie, kto stoi obok Was. Wy musicie tylko wiedzieć, w którym biegu jedziecie i w jakim kasku. Macie skupiać się na swojej robocie. Stanąć pod taśmą.  Dobrze wystartować i na miarę swoich możliwości jak najszybciej dojechać do mety i co ważne – bezpiecznie. To była cała recepta sukcesu i nasze zadanie do wypełnienia. Powiem Panu jedno, pan Nieścieruk to był doskonały i trener i przyjaciel. Miał świetne podejście. 

Czuje się Pan zawodnikiem spełnionym, czy też może uważa Pan, że można było wyciągnąć ze swojej kariery więcej, jeśli chodzi o jej aspekt sportowy?

Przepraszam za szczerość, ale tak jest  uczciwiej. Nie czuję się spełniony do końca. W pewnym momencie, przełom 1993 i 1994 roku zaczęło pojawiać się coś, co trudno określić. Nie niedosyt, nie niezadowolenie, tylko jakiś taki rodzaj hamulca ze względu na sposób i  przejęcie władzy w klubie przez pana Andrzeja Rusko. Co dziwne, to było zaraz po pierwszym mistrzostwie. Proszę zwrócić uwagę, że później były jeszcze dwa tytuły, ale dla wielu z nas nie było już tego „feelingu” w zespole, który był właśnie w 1993 roku. Ja nie będę Pana czarował. Ta złota drużyna z 1993 roku powoli gasła, pomimo że przyszły jeszcze dwa tytuły, aż po 1995 roku się rozpadła. To było podyktowane sytuacją w klubie. My, jako zawodnicy, byliśmy nie kluczem drużyny, a organem wykonawczym na zasadzie zrobiliśmy swoje – możemy odejść. To było dla nas przykre. Takie same odczucia towarzyszyły innym zawodnikom jak Wojtek Załuski, Waldek Szuba czy inni. Nie wiem, jak dalej wyglądałaby moja kariera gdyby sprawy toczyły się inaczej. To jak się popatrzy do tyłu, to po prostu  jest przykre. Czy dziś we Wrocławiu się pamięta o zawodnikach jak Grzesiu Malinowski, Sławek Gonciarz czy Heniu Piekarski? Bez nich może żużel by zginął i się nie odrodził. Wielu z nas na torze zostawiało dla klubu zdrowie, a dziś zamiast wzorem innych klubów szanować byłych zawodników, to się robi tak, jak gdyby nigdy ich nie było. Nie ma poszanowania dla tradycji, To jest bardzo smutne i chyba nie tylko dla byłych zawodników. Często słychać to wśród kibiców.

Z kim się Panu najlepiej jeździło w parze?

Zdecydowanie ze Zbyszkiem Lechem, Wie Pan dlaczego? Bo Zbychu był, od kiedy pamiętam, moim największym rywalem. Myśmy znali się od sekcji rajdowej i razem poszliśmy do żużla. Najpierw rywalizowaliśmy na górkach i w lasach a później na torze. Doskonale naszą rywalizację odczytał  były trener Sparty, Stanisław Sochacki. Myśmy zawsze ze sobą na żużlu rywalizowali, choć jeździliśmy w parze. Jeden nakręcał drugiego. My jako młodzieżowcy zdobywaliśmy sporo punktów. Startowaliśmy też w Libercu, gdzie we dwójkę wygrywaliśmy praktycznie zawody. Zbychu robił 15, ja 14 lub na odwrót. Po jakimś czasie jednak stwierdzono, że lepiej nas rozdzielić, bo jeszcze coś złego się wydarzy. Od tego momentu jeździliśmy coraz rzadziej razem. 

Jak ocenia Pan szanse swojego byłego klubu w sezonie 2021?

Tai Woffinden musi jeszcze bardziej lepiej podejść psychicznie do startów. Maciek stanie na wysokości zadania. Jest Łaguta który daje średnio dziesięć punktów. Mankamentem jest sytuacja Maksa Drabika, z którym nie wiadomo jak historia się skończy i czy po karencji wróci na tor. Jeżeli Maks nie będzie trenował podczas karencji, to się żużlowo zagubi i o powrót będzie ciężko. Tak naprawdę trudno wyrokować, co osiągnie Wrocław. Ja życzę jak najlepszej lokaty.

Kibiców, szczególnie wrocławskich, ciekawi co obecnie Pan porabia?

Pracuję zawodowo jako cieśla. Prowadziłem swoją firmę, ale zamknąłem działalność i normalnie pracuję. Nie narzekam. Robię to, co lubię. 

Co dał Panu żużel w życiu 

Sporo. Na pewno ogromną satysfakcję, że mogłem się pościgać z najlepszymi zawodnikami na świecie. Dał oczywiście adrenalinę i możliwość rywalizacji. Wie Pan, jak zawodnik kocha żużel naprawdę, to ten sport gorzej wciąga aniżeli narkotyk. Poważnie. Ja kocham żużel po dziś dzień. Jak mogę obejrzeć mecz na żywo i mam czas, to idę. Jak oglądam w telewizji, to włosy „rosną” i się czuję trochę tak, jakbym się znowu ścigał. Tego nie da się opisać. To rozumieją Ci  zawodnicy, którzy żużel kochali jako sport, który było dane im uprawiać. 

Dziękuje za rozmowę.

Dziękuje również i za rozmowę i wspólne wspomnienia. Pozdrawiam wszystkich kibiców, szczególnie tych naszej Sparty.

11 komentarzy on Żużel. Krzysztof Jankowski: Wrocławska złota drużyna z 1993 roku gasła. Nie czuję się spełniony
    Sparta4
    1 Feb 2021
     1:53pm

    Bardzo fajny wywiad, niestety przykro się go czyta, przynajmniej dla nas kibiców Sparty bo to prawda.

    jacekrykier
    1 Feb 2021
     4:44pm

    Super się czyta takie wspomnienia. Rewelacja. Więcej takich rzeczy proszę Panie Łukaszu. Jankowski tyle co mógł wyjechał. Pewnego pułapu nie był w stanie przeskoczyć. Dziś mało kto pamięta jak Wrocław się błąkał w latach 80 aby przeżyć. Bzdęga, Malinowski i paru innych…. To były czasy,

    Spartako
    1 Feb 2021
     5:03pm

    To prawda rozmawiałem z byłymi wychowankankami i obecnymi juniorami największą gnidą i niszczenie wychowanków i juniorów to Krzysztof. G …..k

    Jurekogorek
    1 Feb 2021
     7:16pm

    Jankowski Lech Szuba trójka muszkieterów. Co z Szubą się dzieje ? Dzięki za wywiad dla redakcji. Bardzo fajny

    Sparta
    1 Feb 2021
     8:03pm

    Serdeczne pozdrowienia od starych Kibiców Sparty Wrocław spod wieży Krzysiu pamiętamy i pozdrawiamy.

    Balbincia
    3 Feb 2021
     8:22am

    Oj,pamiętam te czasy. To bylo tak dawno temu. Chodziłam mecze w latach 80–tych jak tylko mogłam ,pamietam rok 91 ,gdy z brzuchem pod samym nosem ,bo bylam w ciąży,wdrapywalam się na trybuny. Może dlatego moja córcia jest też taką fanką,tym bardziej ,ze urodzila się w tym samym dniu co Maciek. To byly czasy…

    kyos
    7 Feb 2021
     1:43pm

    Hm, może pamięć płata figle, ale chronologię pamiętam inaczej niż Krzysztof Jankowski.

    Po pierwsze, sekcja żużlowa została przejęta z WKM-u przez WTS (utworzone przez Andrzeja Ruskę) po sezonie ’92 i bankructwie sponsora tytularnego (Aspro), o czym była nawet krótka wzmianka w którymś z ówczesnych programów zawodów (mam go gdzieś w archiwum). Mecenas Malicki w wywiadzie dla Po-Bandzie z 04.02.2021 wspomina wprawdzie o „dzierżawie” sekcji żużlowej od WKM-u przez WTS (w latach ’93-’96), ale w praktyce drużyna występowała od ’93 w lidze jako WTS, a nie WKM, i już od tego momentu to Andrzej Rusko miał decydujący wpływ na wszystko (a nie dopiero od ’94).

    Po drugie, drużyna skompletowana przez Ryszarda Nieścieruka rozpadła się po sezonie ’96 (odejście przede wszystkim Piotra Protasiewicza i Wojciecha Załuskiego), gdy nie udało się nawet zakwalifikować do play-off’ów, a między zawodnikami pojawiły się tarcia (np. Piotr Protasiewicz miał pretensje, że w meczach wyjazdowych, gdzie trudno było o punkty, co chwilę musiał startować z rezerwy, a wtedy gdy było łatwiej, seniorzy nie chcieli oddawać mu swoich biegów i miał tylko regulaminowe trzy starty). Dlatego sezon ’97 wyglądał tak, jak wyglądał.

    Jest też pewna niekonsekwencja w odpowiedziach – najpierw na pytanie o źródło sukcesu _drużynowego_ w latach ’93-’95: „byliśmy jak jedna rodzina (…) powstała fajna ekipa. Nie tylko na torze. Myśmy się wszyscy niesamowicie dogadywali. (…) Dzisiaj tego w żużlu nie ma. Zawodnik przyjeżdża, odjeżdża. My byliśmy po prostu drużyną.”.
    Potem zaś na pytanie o spełnienie _indywidualnych_ ambicji: „dla wielu z nas nie było już tego “feelingu” w zespole, który był właśnie w 1993 roku. (…) Ta złota drużyna z 1993 roku powoli gasła (…). To było podyktowane sytuacją w klubie. My, jako zawodnicy, byliśmy nie kluczem drużyny, a organem wykonawczym na zasadzie zrobiliśmy swoje – możemy odejść.”. Pomijając już rozminięcie się tematu odpowiedzi z tematem pytania (osiągnięcia indywidualne / osiągnięcia drużynowe), dziwne jest przemilczenie, gdzie w tym wszystkim w latach ’94-’95 miałby być trener Ryszard Nieścieruk. Biernie przyglądałby się gaśnięciu motywacji zawodników? I psuciu atmosfery przez zarząd klubu?

    Niemniej, przykre jest to, jak klub traktuje swoich byłych zawodników (zwłaszcza wychowanków), którzy pomagali mu przetrwać i/lub odnosić sukcesy. Choć temat nie jest nowy i jest częścią większej całości (m.in. sposobu prowadzenia szkolenia juniorów – ostatnio opowiadał o tym Patryk Malitowski w wywiadzie na innym portalu – oraz honorowania osób zasłużonych dla klubu – choćby kwestia braku memoriału Ryszarda Nieścieruka od ’06).

    Żużel. Były mistrz Polski ze Spartą Wrocław w areszcie. Usłyszał zarzut zabójstwa - PoBandzie - Portal Sportowy
    13 Jan 2022
     3:32pm

    […] Krzysztof J. na żużlu startował w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia, głównie w Sparcie Wrocław. Ostatni sezon swojej kariery spędził w Rawiczu. Wychowanek wrocławskiej Sparty w rozmowie z naszym portalem na początku poprzedniego roku opowiada… […]

Skomentuj

11 komentarzy on Żużel. Krzysztof Jankowski: Wrocławska złota drużyna z 1993 roku gasła. Nie czuję się spełniony
    Sparta4
    1 Feb 2021
     1:53pm

    Bardzo fajny wywiad, niestety przykro się go czyta, przynajmniej dla nas kibiców Sparty bo to prawda.

    jacekrykier
    1 Feb 2021
     4:44pm

    Super się czyta takie wspomnienia. Rewelacja. Więcej takich rzeczy proszę Panie Łukaszu. Jankowski tyle co mógł wyjechał. Pewnego pułapu nie był w stanie przeskoczyć. Dziś mało kto pamięta jak Wrocław się błąkał w latach 80 aby przeżyć. Bzdęga, Malinowski i paru innych…. To były czasy,

    Spartako
    1 Feb 2021
     5:03pm

    To prawda rozmawiałem z byłymi wychowankankami i obecnymi juniorami największą gnidą i niszczenie wychowanków i juniorów to Krzysztof. G …..k

    Jurekogorek
    1 Feb 2021
     7:16pm

    Jankowski Lech Szuba trójka muszkieterów. Co z Szubą się dzieje ? Dzięki za wywiad dla redakcji. Bardzo fajny

    Sparta
    1 Feb 2021
     8:03pm

    Serdeczne pozdrowienia od starych Kibiców Sparty Wrocław spod wieży Krzysiu pamiętamy i pozdrawiamy.

    Balbincia
    3 Feb 2021
     8:22am

    Oj,pamiętam te czasy. To bylo tak dawno temu. Chodziłam mecze w latach 80–tych jak tylko mogłam ,pamietam rok 91 ,gdy z brzuchem pod samym nosem ,bo bylam w ciąży,wdrapywalam się na trybuny. Może dlatego moja córcia jest też taką fanką,tym bardziej ,ze urodzila się w tym samym dniu co Maciek. To byly czasy…

    kyos
    7 Feb 2021
     1:43pm

    Hm, może pamięć płata figle, ale chronologię pamiętam inaczej niż Krzysztof Jankowski.

    Po pierwsze, sekcja żużlowa została przejęta z WKM-u przez WTS (utworzone przez Andrzeja Ruskę) po sezonie ’92 i bankructwie sponsora tytularnego (Aspro), o czym była nawet krótka wzmianka w którymś z ówczesnych programów zawodów (mam go gdzieś w archiwum). Mecenas Malicki w wywiadzie dla Po-Bandzie z 04.02.2021 wspomina wprawdzie o „dzierżawie” sekcji żużlowej od WKM-u przez WTS (w latach ’93-’96), ale w praktyce drużyna występowała od ’93 w lidze jako WTS, a nie WKM, i już od tego momentu to Andrzej Rusko miał decydujący wpływ na wszystko (a nie dopiero od ’94).

    Po drugie, drużyna skompletowana przez Ryszarda Nieścieruka rozpadła się po sezonie ’96 (odejście przede wszystkim Piotra Protasiewicza i Wojciecha Załuskiego), gdy nie udało się nawet zakwalifikować do play-off’ów, a między zawodnikami pojawiły się tarcia (np. Piotr Protasiewicz miał pretensje, że w meczach wyjazdowych, gdzie trudno było o punkty, co chwilę musiał startować z rezerwy, a wtedy gdy było łatwiej, seniorzy nie chcieli oddawać mu swoich biegów i miał tylko regulaminowe trzy starty). Dlatego sezon ’97 wyglądał tak, jak wyglądał.

    Jest też pewna niekonsekwencja w odpowiedziach – najpierw na pytanie o źródło sukcesu _drużynowego_ w latach ’93-’95: „byliśmy jak jedna rodzina (…) powstała fajna ekipa. Nie tylko na torze. Myśmy się wszyscy niesamowicie dogadywali. (…) Dzisiaj tego w żużlu nie ma. Zawodnik przyjeżdża, odjeżdża. My byliśmy po prostu drużyną.”.
    Potem zaś na pytanie o spełnienie _indywidualnych_ ambicji: „dla wielu z nas nie było już tego “feelingu” w zespole, który był właśnie w 1993 roku. (…) Ta złota drużyna z 1993 roku powoli gasła (…). To było podyktowane sytuacją w klubie. My, jako zawodnicy, byliśmy nie kluczem drużyny, a organem wykonawczym na zasadzie zrobiliśmy swoje – możemy odejść.”. Pomijając już rozminięcie się tematu odpowiedzi z tematem pytania (osiągnięcia indywidualne / osiągnięcia drużynowe), dziwne jest przemilczenie, gdzie w tym wszystkim w latach ’94-’95 miałby być trener Ryszard Nieścieruk. Biernie przyglądałby się gaśnięciu motywacji zawodników? I psuciu atmosfery przez zarząd klubu?

    Niemniej, przykre jest to, jak klub traktuje swoich byłych zawodników (zwłaszcza wychowanków), którzy pomagali mu przetrwać i/lub odnosić sukcesy. Choć temat nie jest nowy i jest częścią większej całości (m.in. sposobu prowadzenia szkolenia juniorów – ostatnio opowiadał o tym Patryk Malitowski w wywiadzie na innym portalu – oraz honorowania osób zasłużonych dla klubu – choćby kwestia braku memoriału Ryszarda Nieścieruka od ’06).

    Żużel. Były mistrz Polski ze Spartą Wrocław w areszcie. Usłyszał zarzut zabójstwa - PoBandzie - Portal Sportowy
    13 Jan 2022
     3:32pm

    […] Krzysztof J. na żużlu startował w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia, głównie w Sparcie Wrocław. Ostatni sezon swojej kariery spędził w Rawiczu. Wychowanek wrocławskiej Sparty w rozmowie z naszym portalem na początku poprzedniego roku opowiada… […]

Skomentuj