Jaimon Lidsey (kask niebieski) w walce z Leonem Madsenem. Fot. PGE Ekstraliga
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W piątkowym spotkaniu PGE Ekstraligi w Częstochowie Jaimon Lidsey zanotował umiarkowanie dobry występ. Jak jednak podkreślił, najważniejsze jest zwycięstwo drużyny.

 

Początek sezonu nie był dla Ciebie zbyt udany, jednak mecz w Częstochowie potoczył się już po Waszej myśli.

To prawda, moje wyniki na początku sezonu nie powalają, jednak to tylko sparingi. Dziś było już nieco lepiej, ale miałem ciężkie pola startowe i dlatego nie zdobyłem większej liczby punktów.

Które pole startowe było zatem najlepsze?

Zdecydowanie pierwsze. Było widać, że praktycznie każdy wyjeżdżał z niego bardzo dobrze. Pewnie miało to związek z opadami deszczu. Generalnie stan toru na pewno nam trochę pomógł, bo gospodarze nie mogli na nim trenować przez kilka ładnych dni.

Jesteś zawiedziony, że nie pojechałeś w biegach nominowanych?

Pewnie, że zawsze chcesz pojechać w jak największej liczbie biegów. Ja jednak zawaliłem swój ostatni start i to na pewno zaważyło. Jak to mówią „that’s the way the cookie crumbles” (w wolnym tłumaczeniu: „bywa” – dop. KS).

Jaimon, masz swoją drużynę w PGE Ekstraliga Manager? Kogo wybrałeś do składu?

Mam, na pewno mam Maksyma Drabika, Wiktora Lamparta i… siebie! Reszty nie pamiętam tak na szybko.

Ja w zeszłym roku miałem Ciebie, ale w tym po sparingach postawiłem na innych.

To może mnie jeszcze kupisz!

Życzę Ci, żebyś zachęcił mnie do tego dobrymi wynikami, a nie niskim KSM.

Dzięki!

Dzięki za rozmowę.

Rozmawiał KRZYSZTOF SAŁAGA