Ernest Koza. Foto: KŻ Orzeł Łódź
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Unia Tarnów początku sezonu nie zaliczy do udanych. Jaskółki mają odjechanych najwięcej spotkań spośród pierwszoligowej stawki, ale we wszystkich musiały uznać wyższość rywali. Bez wątpienia wpływ na to miały problemy kadrowe. – Cztery mecze zostały za nami, zostało jeszcze dziesięć. Wszystko jest możliwe – zauważa zawodnik Unii, Ernest Koza.

Unia miała być pierwszoligowym hegemonem, ale najpierw ze składu wypadł Paweł Miesiąc, który dostał wolną rękę w poszukiwaniu nowego klubu, a następnie kontuzji doznał lider zespołu, Niels Kristian Iversen. Tarnowianie występując w okrojonym składzie (a jeszcze „przeszkadzały” zarażenia koronawirusem) przegrali wszystkie spotkania, ostatnio 42:48 z Aforti Startem Gniezno.

– Tu nie ma żadnej filozofii. Nie wygraliśmy żadnego biegu na początku meczu. Rywal nam z tego powodu trochę odjechał i zrobił się problem – mówi Ernest Koza na łamach serwisu polskizuzel.pl. – Sobie wystawiłbym ocenę minus cztery – dodaje zawodnik, który w tamtym pojedynku przywiózł osiem punktów i bonus w pięciu startach.

Jak podkreśla krajowy lider Unii, jeszcze nic nie jest stracone i nie należy przekreślać Jaskółek. – Niels Kristian Iversen wrócił do jazdy w Danii i miejmy nadzieje, że u niego jest wszystko dobrze. A przypomnę tylko, że był on kontraktowany jako lider w naszej drużynie. Cztery mecze zostały odjechane, ale zostało jeszcze dziesięć. Liga lubi niespodzianki, także wszystko jest możliwe. Proszę zobaczyć, ile przegraliśmy w Łodzi i u siebie z Gnieznem. Druga sprawa, że miał jeździć u nas Paweł Miesiąc. Niestety go nie ma – podkreśla Koza.

Teraz w eWinner 1. Lidze mamy „datę rezerwową”, czyli kilka dni na odrabianie zaległości, co dla tarnowian, którzy są „na bieżąco”, oznacza kilka dni niezbędnego odpoczynku. Kolejny mecz Unii w sobotę, 8 maja, kiedy na wyjeździe zmierzy się z ROW-em Rybnik.