Emil Sajfutdinow/ fot. Klaus Hauptmann/fb MSC Wolfe Wittstock
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przed rokiem włodarze toruńskiego klubu pozyskali z Leszna Emila Sajfutdinowa, co było jednym z największych hitów okresu transferowego. W minionym sezonie zawodnik nie mógł jednak wystartować z „Aniołem” na piersi, ponieważ po wybuchu wojny w Ukrainie wszyscy rosyjscy żużlowcy zostali zawieszeni. W tym roku sytuacja się zmieniła i Rosjanie z polskimi paszportami, do których zalicza się Sajfutdinow, otrzymali prawo startu w polskiej lidze i mogli z powrotem pojawić się na naszych torach. Okazuje się, że nowy nabytek For Nature Solutions Apatora Toruń wrócił do rywalizacji w wielkim stylu i na razie zachwyca wszystkich swoją formą.

 

Twoje dotychczasowe wyniki w tym sezonie wyglądają imponująco i robią spore wrażenie. Jesteś kolejnym zawodnikiem, który pokazuje, że nawet po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej zawieszeniem można nadal z powodzeniem uprawiać żużel. Spodziewałeś się, że będziesz w stanie wrócić do ścigania w tak dobrym stylu?

Miałem nadzieje, że tak będzie. Wiedziałem, że jestem zdolny do tego, aby dobrze punktować. Czułem się gotowy do rywalizacji. W przeszłości niejednokrotnie udowadniałem, że potrafię być skutecznym zawodnikiem, więc wychodziłem z założenia, że mogę to podtrzymać. To, że nie startowałem w zeszłym roku nie oznacza, że siedziałem z założonymi rękami i obgryzałem paznokcie. Cały czas pracowaliśmy z teamem. Próbowaliśmy różnych rozwiązań i sporo testowaliśmy. Ja trenowałem fizycznie i jeździłem na różnorodnych motocyklach, bo liczyłem, że ten powrót będzie wkrótce możliwy. Dużo sprzętu posprawdzaliśmy i myślę, że dzięki wszystkim tym działaniom teraz może wyglądać to całkiem przyzwoicie.

Sygnalizujesz, że nadal jesteś zawodnikiem, który wie o co chodzi w procesie budowania wysokiej formy.

Ja i moje najbliższe otoczenie po prostu cały czas żyjemy żużlem. Pod każdym względem intensywnie się przygotowujemy. To nie jest tak, że odjeżdżam zawody, a potem mam luz skoro mi dobrze poszło. Już na drugi dzień po meczu wskakuję na inne motocykle i trenuję na wiele różnych sposobów. Bez przerwy pracuję nad sobą. Dodatkowo z teamem ciągle pochylamy się nad sprzętem i myślimy nad jego dopieszczaniem. Konsekwentnie dążymy do tego, żeby te motocykle cały czas były szybkie.

Ostatnio sporo mówi się o Twoich silnikach od Berta van Essena, które ponoć bardzo dobrze Cię niosą.

Ja posiadam silniki od wielu różnych tunerów. Do tego dochodzą nasze jednostki, nad którymi pracują chłopacy z mojego teamu. Mamy zatem z czego wybierać. W Polsce rzeczywiście jeździmy na Bercie z Holandii, bo na ten moment to najlepiej nam pasuje. Za tym stoi jednak ogrom pracy. To nie jest tak, że dostajemy silnik i to samo z siebie tak po prostu jedzie. Trzeba poświęcić trochę czasu, żeby wycisnąć z tego maksimum i odpowiednio wszystko doregulować. Wspólnymi siłami składamy to w jedną całość, abym czuł się komfortowo i miał wystarczająco dużo prędkości na torze. Na razie wychodzi nam to całkiem nieźle, więc staramy się, żeby tak zostało.

Czy mimo bogatego doświadczenia sprzęt w dzisiejszym żużlu wciąż skrywa przed Tobą wiele tajemnic?

Myślę, że jestem zawodnikiem, który dość dobrze czuje sprzęt, ale nie ukrywam, że czasami trudno go zrozumieć. Momentami połapanie się w tych kwestiach utrudniają też jakieś torowe sytuacje, które mogą zniekształcać ogląd sytuacji, czy stres wynikający z faktu, że akurat coś nie wychodzi. W związku z tym bardzo ważna jest współpraca z osobami wchodzącymi w skład mojego teamu. Ja przekazuję im własne odczucia, a oni dzielą się swoimi spostrzeżeniami i wspólnie wyprowadzamy z tego jak najlepsze wnioski. Chłopacy na pewno bardzo mi pomagają. W tych trudniejszych momentach razem potrafimy dochodzić do korzystniejszych rozwiązań sprzętowych. Przykładem może być niedawny mecz w Częstochowie. Co prawda nie było tam tak dobrze jak byśmy chcieli, ale jednak po pierwszym biegu zakończonym z zerem na koncie potem udało się uzbierać dwanaście punktów. W ostatecznym rozrachunku nie wyszło zatem najgorzej.

Czy aktualnie znajdujesz się na takim poziomie, który całkowicie spełnia Twoje oczekiwania? Możesz powiedzieć, że jesteś w stu procentach zadowolony ze swojej obecnej dyspozycji czy masz wrażenie, że mógłbyś wycisnąć z siebie jeszcze więcej?

Przeważnie mogę być zadowolony. Czasami mam jednak delikatny niedosyt, kiedy na przykład brakuje mi trochę prędkości lub punkty w danym biegu odbiegają od tego, co bym sobie życzył. Myślę jednak, że takie momenty też są potrzebne, bo one w pewien sposób dodatkowo mnie budują. To działa jak zimny prysznic, dzięki któremu dostaje się cenną lekcję na przyszłość. Ja jestem takim zawodnikiem, który stara się wyciągać coś pozytywnego z każdego wyniku.

Robiłeś sobie jakieś konkretne założenia przed tym sezonem czy podszedłeś do tego z pewnym dystansem i nieco większą rezerwą, biorąc pod uwagę, że wracałeś po rocznej przerwie?

Ja chcę wyciskać z siebie jak najwięcej każdego dnia, kiedy odjeżdżam zawody. To jest moja praca, dlatego dążę do tego, żeby jak najlepiej wywiązywać się ze swojego zadania i pomagać drużynie. Nie ma mowy o żadnej taryfie ulgowej. Zawsze jadę na maksa. Daję z siebie sto procent, a potem przekonuję się na ile to wystarcza. Po zawodach dokonujemy analizy i widzimy czy idziemy w dobrym kierunku, czy powinniśmy coś zmienić. To na pewno wyznacza nam do czego w danej chwili dążymy. Cele zawsze mamy wysokie. Wiadomo jednak, że tak od ręki nie da się ich zrealizować. Tylko ciężką pracą z mojej strony oraz mojego teamu możemy do nich dochodzić. Do tego musi też być odrobina szczęścia, żeby wszystko się poukładało i okazywało się takie, jak sobie życzymy.

Co czułeś jako zawodnik wracający do ścigania po rocznej przerwie? Dominowała ekscytacja czy we znaki dawał się niepokój związany z tym, jak to wyjdzie w praktyce i czy nadal pozostaniesz takim samym żużlowcem, jakim byłeś wcześniej?

Przez cały czas miałem przede wszystkim ogromny głód żużla. Poczułem, że w odniesieniu do mojej kariery wiele rzeczy zaczyna wracać na właściwe tory i pracować w taki sposób, jakbym tego oczekiwał. Znowu zaczęło towarzyszyć mi charakterystyczne napięcie przedmeczowe, które pozwala się zmobilizować, skoncentrować i odpowiednio nastawić przed zawodami. Starałem się nie dopuszczać do siebie obaw, że mogę zatracić swoją wcześniejszą skuteczność. Nie chciałem nawet o tym myśleć. Wiadomo, że samo uprawianie żużla zawsze generuje pewnego rodzaju stres, tym bardziej w takich okolicznościach, w jakich ja się teraz znalazłem, ale mnie to za bardzo nie przeszkadza. Trochę lat jestem już w tym sporcie, więc myślę, że wiem jak to działa, wiem czego chcę, wiem czego potrzebuję i wiem jak do tego podejść. Sam powrót po dłuższej przerwie nie był też dla mnie czymś zupełnie nowym. W przeszłości miałem już z czymś takim do czynienia przy okazji jakichś kontuzji, które zdarzało mi się łapać. Teraz sytuacja była co prawda trochę inna, ale pewne obycie się z tym tematem i wcześniejsze doświadczenia na pewno się przydały.

Często można usłyszeć, że zawodnicy, którzy przez dłuższy czas nie mogli ścigać się na żużlu gubią pewien rytm, zatracają wyczucie w wielu istotnych kwestiach i miewają mniejsze lub większe zaległości do nadrobienia. Patrząc jednak na Twoją tegoroczną postawę trudno nie pokusić się o stwierdzenie, że Ciebie to chyba za bardzo nie dotyczy. Czy Ty mimo wszystko masz wrażenie, że coś straciłeś przez tę zeszłoroczną przerwę i niektóre rzeczy Ci pouciekały?

No właśnie niespecjalnie. Myślałem, że coś stracę w zakresie sprzętu czy nadążania za różnymi nowinkami, które dynamicznie pojawiają się w żużlu, ale na szczęście nie czuję, żeby tak było. Okazuje się, że to co znalazłem pod koniec sezonu 2021, czy to co sprawdzałem w ostatnim czasie działa bardzo dobrze i nadal mogę z powodzeniem tego używać. Tak naprawdę nie musiałem dokonywać żadnych wielkich zmian. Praktycznie wszystko zostało po staremu.

Można odnieść wrażenie, że powrót do regularnej jazdy przyszedł Ci dość swobodnie. Chyba nie potrzebowałeś dużo czasu, żeby znowu się w to wszystko wdrożyć i poczuć się komfortowo na motocyklu.

Myślę, że nie. W czasie przerwy jeździłem na różnych motocyklach, więc nie straciłem z tym całkowicie kontaktu. Już po pierwszych tegorocznych przejazdach na żużlu czułem się w porządku. Na szczęście warunki pozwoliły nam dosyć szybko wyjechać na tor i sporo pojeździć przed startem rozgrywek. Mieliśmy trochę sparingów, a do tego doszły też inne zawody, więc mogłem dobrze się rozjeździć. Dla mnie to było bardzo korzystne rozwiązanie. Ja po zimie lubię właśnie odjechać sobie najpierw jakieś pojedyncze spokojniejsze treningi, żeby wszystko rozruszać i rozprostować, a potem jak najszybciej przejść do rywalizacji z innymi. Wtedy ta koncentracja jest zupełnie inna i można lepiej zweryfikować, w jakim miejscu aktualnie się jest.

Ostatni sezon, który przejeździłeś w PGE Ekstralidze przed zawieszeniem – jeszcze w barwach Fogo Unii Leszno – nie był jednak dla Ciebie tak udany jak te wcześniejsze. Twoja średnia spadła poniżej dwóch punktów na bieg i zapewne czułeś, że wielokrotnie jechałeś poniżej poziomu, do którego zdążyłeś przyzwyczaić siebie oraz kibiców. Patrząc na Twoją obecną dyspozycję widać zatem, że wyciągnąłeś trafne wnioski i potrafiłeś stawić temu czoła, skoro teraz zaliczasz tak wyraźny progres. Zdradziłbyś co wtedy było nie tak, w jaki sposób to na Ciebie wpływało i jak zdołałeś to naprawić?

W tamtym czasie dopadły mnie niemałe problemy sprzętowe. Wtedy ewidentnie nie było widać u nas odpowiedniej prędkości. Nie mogliśmy znaleźć właściwych ustawień. Dokonywaliśmy różnych zmian, ale to nie działało w taki sposób jak byśmy oczekiwali. Nie czułem tych motocykli tak dobrze, jak powinienem. To wszystko nie pracowało tak jak należy i trudno było wyciągnąć z tego tyle, ile potrzebowaliśmy. Nie ukrywam, że byłem tym porządnie zmęczony. Cała ta sytuacja wydawała się bardzo skomplikowana i generowała sporo stresu. Momentami nie wiedzieliśmy już co zrobić, żeby było lepiej. Silniki, którymi wówczas dysponowaliśmy po prostu okazały się nieodpowiednie i kompletnie się nie sprawdzały. Przeanalizowaliśmy to wszystko i doszliśmy do wniosku, że trzeba poszukać czegoś innego. To wiązało się ze sporymi inwestycjami, więc odczuliśmy to w naszym budżecie, ale nie było innego wyjścia. Na szczęście pod koniec sezonu zaczęliśmy wychodzić na prostą i notować lepsze wyniki. Przetestowaliśmy nowe jednostki i przekonaliśmy się, że one działają zupełnie inaczej oraz dają mi całkowicie inne odczucia. Zyskaliśmy dostęp do czegoś, co zaczęło spisywać się dużo lepiej i naszym zdaniem mogło pomóc poprawić moją skuteczność. Wiadomo, że wtedy to wszystko było jeszcze bardzo świeże, ale uznaliśmy, że warto iść w tym kierunku. Poświęciliśmy temu trochę czasu i teraz posiadam silniki, które odpowiadają moim preferencjom oraz potrzebom. Widzę, że nawet jak nie trafimy perfekcyjnie z ustawieniami, to nadal jestem w stanie powalczyć z rywalami. To mi się podoba. Dzięki temu cały czas mogę zaliczać się do ligowej czołówki.

Emil Sajfutdinow. Fot. Marcin Kubiak / Unia Leszno

Podejrzewam, że korzystne wyniki, które notujesz w tym sezonie, pozwalają Ci odetchnąć z ulgą, a przy okazji zapewniają też dużo spokoju i komfortu psychicznego.

Ja podchodzę do tego z pokorą. Korzystne wyniki na pewno mnie cieszą, ale nie zamierzam się nimi zachłysnąć czy spoczywać na laurach. Po dobrych zawodach uznaję, że to już należy do przeszłości i teraz trzeba skupić się na kolejnym starcie, aby znowu było jak najlepiej. Tam trzeba będzie od nowa odczytywać tor i szukać odpowiedniej prędkości. To, że dzisiaj zdobywam dobre punkty nie gwarantuje, że jutro będzie tak samo. Mogę na przykład nie trafić z przełożeniami lub mieć gorszy dzień. Cały czas trzeba być czujnym i wszystkiego pilnować. Nigdy nie wiadomo, czy coś nas nie zaskoczy lub nagle się nie rozreguluje. Wiadomo, że chciałbym co mecz osiągać jak najlepszy wynik, ale mam świadomość, że w żużlu utrzymywanie równowagi i stabilności wcale nie należy do najłatwiejszych. Dokładamy jednak wszelkich starań, żeby nam się to udawało.

W jaki sposób dążysz do podtrzymywania wysokiej formy?

Trzeba ciężko pracować na wszystkich istotnych polach, to znaczy skrupulatnie się przygotowywać, regularnie analizować to, co dzieje się wokół nas, wystarczająco dużo myśleć o tym, co się robi, reagować, jeśli zachodzi taka potrzeba, właściwie trenować, czy odpowiednio się regenerować. Wszystkie te składniki staram się łączyć ze sobą jak najlepiej, żeby one zebrane w jedną całość mogły przeradzać się w sukces. Myślę, że w moim przypadku całkiem nieźle to działa. Zarówno z mojej strony, jak i mojego teamu, jest naprawdę duże poświęcenie, które niejednokrotnie rozciąga się nie tylko na całe dnie, ale też noce. Często kładziemy się spać z różnorodnymi myślami, bo chcemy wszystko jak najlepiej przetrawić i dopiąć na ostatni guzik. To jest jak prowadzenie biznesu, w którym każdy dąży do tego, żeby całość funkcjonowała w możliwie najlepszy sposób. Jeśli przepracujemy cały dostępny czas najlepiej jak możemy, to jesteśmy w stanie zapewnić sobie nieco więcej spokoju. Kiedy widzimy, że to przynosi efekty i przekłada się na korzystne wyniki, to przepełnia nas wewnętrzna radość, że wszystko, co wcześniej wykonaliśmy zaprocentowało i doprowadziło nas do tego sukcesu.

Statystyki wskazują, że obecnie jesteś zdecydowanym liderem toruńskiej drużyny i drugim najskuteczniejszym zawodnikiem w całej PGE Ekstralidze. Przywiązujesz do tego dużą wagę?

Na pewno fajnie mieć świadomość, że znalazłem się w takim miejscu i zdołałem osiągnąć taki poziom. To przyjemne odczucie, które daje niemałą satysfakcję i potężnego kopa do dalszego działania. Wiem jednak, że dobre statystyki same z siebie nie sprawią, że w każdych kolejnych zawodach będę prezentował się równie dobrze, dlatego skupiam się przede wszystkim na swojej pracy. Zdaję sobie sprawę, że w Toruniu w momencie podpisywania ze mną kontraktu oczekiwano, że będę mocnym punktem tego zespołu, a najlepiej jego liderem. Staram się zatem potwierdzać, że jestem do tego zdolny i wywiązywać się ze swojego zadania.

Toruńska drużyna na papierze bez wątpienia dysponuje obiecującym składem. Dotychczasowe wyniki zespołu raczej jednak nie idą w parze z oczekiwaniami i nie dają zbyt wielu powodów do zadowolenia. Do Ciebie rzecz jasna trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia, bo znajdujesz się w świetnej dyspozycji, ale wielokrotnie brakuje punktów pozostałych zawodników. Jak myślisz, z czego to wynika? Dlaczego przeważnie nie jesteście w stanie jechać na miarę Waszego potencjału?

Każdy po prostu walczy ze sprzętem. Moim zdaniem to jest główna przyczyna. Ja akurat dobrze wiem co to znaczy, gdy motocykle nie jadą tak jak by się chciało, bo niedawno sam tego doświadczałem. W takich sytuacjach pojawia się dużo nerwów i stresu. Wszyscy na ciebie liczą, a mimo wysiłku i zaangażowania twoje wyniki nie są takie jak powinny. Wiele rzeczy nakłada się wtedy na siebie, co na pewno nie pomaga. Mogę jednak zapewnić, że nikt nie zamierza odpuszczać i jako drużyna będziemy walczyć do końca. Przez cały czas wspieramy się jak możemy i troszczymy się o atmosferę.

Czy Wy jesteście w stanie sobie jakoś nawzajem pomóc? Czy Ty, jako ten zdecydowany lider, możesz stanowić dla swoich kolegów pewnego rodzaju bazę, na której oni będą mogli się oprzeć?

Staramy się dyskutować na temat trapiących nas problemów. Wymieniamy się informacjami odnośnie ustawień i dokonywanych zmian. Wspólnymi siłami próbujemy odczytywać warunki torowe. Rozważamy jak to wszystko działa, czy ktoś ma za mocne, czy za słabe motocykle. Razem zastanawiamy się, w którą stronę należałoby pójść. Dążymy do tego, żeby te dyskusje były owocne, jak najwięcej wnosiły do naszego zespołu i mogły nas w pewien sposób ukierunkowywać. Wiadomo jednak, że w zakresie sprzętu każdy musi też w dużym stopniu samodzielnie dochodzić do tego, co u niego najlepiej się sprawdzi. Nawet jeśli ktoś zastosuje ustawienia, które na przykład u mnie zdają egzamin, to jest mało prawdopodobne, że u niego będą działały równie dobrze. Każdy ma silniki o różnej charakterystyce, a do tego jeszcze inne preferencje. Jak porównuję się z chłopakami, to widzę, że oni trochę inaczej czują motocykle i lubią silniki w nieco innym stylu. Na pewno robimy tyle, ile możemy, żeby to odpowiednio funkcjonowało. To jednak nigdy nie są łatwe sprawy, które dają się tak od ręki pozałatwiać.

W tym sezonie często bywało tak, że po meczu Ty miałeś powody do zadowolenia, bo pokazałeś się z dobrej strony, ale reszta zespołu już niekoniecznie. Jak czuje się zawodnik, któremu idzie bardzo dobrze, ale jego drużyna nie zawsze osiąga korzystne wyniki? To chyba nie jest szczególnie komfortowe położenie?

Nie ukrywam, że zawsze się cieszę, jeśli osiągnąłem dobry wynik i dołożyłem dużo punktów do dorobku zespołu. Wiadomo jednak, że w takich sytuacjach ta radość jest połowiczna, bo nasze indywidualne zdobycze to jedno, ale dążymy również do tego, żeby zespołowo wypracowywać jak najlepsze rezultaty. Nigdy jednak nie czuję się od nikogo lepszy, bo wiem, że w każdej chwili ja też mogę mieć gorszy moment. Zawsze potrafię zrozumieć chłopaków i wyobrazić sobie, co oni przeżywają w takiej chwili. Każdy z nich się stara i chciałby zdobyć jak najwięcej punktów, ale czasami po prostu nie wychodzi i trudno tak od razu temu zaradzić. Najważniejsze, żeby wzajemnie obdarzać się wsparciem, a nie wytykać się palcami i mówić, że ja jestem taki, a ty jesteś taki. Każdy musi wierzyć, że mimo gorszych momentów wszystko jest jeszcze możliwe, a konsekwentna praca ma sens i może przynieść spodziewane efekty. W żużlu to nie jest nic nadzwyczajnego, że dzisiaj robisz pięć punktów, a jutro piętnaście.

Jak wiele, Twoim zdaniem, toruńska drużyna będzie w stanie zdziałać w tym sezonie? Myślisz, że jeszcze się rozkręcicie i zdołacie powalczyć o wysoką lokatę, czy patrząc jak to teraz wygląda uważasz, że może być trudno?

Sezon dopiero nabiera rozpędu, więc jeszcze wszystko przed nami. Na pewno nie stoimy na straconej pozycji. Widać, że momentami jakby zaczynało być lepiej, choć wielokrotnie to jeszcze nie jest to, czego byśmy chcieli. Na razie znajdujemy się w niełatwym położeniu, ale mamy jeszcze trochę czasu, żeby wszystko dopracować i znaleźć najlepsze rozwiązania sprzętowe. Każdy z seniorów dąży do tego, żeby dokładać od siebie jak najwięcej, a dodatkowo próbujemy też budować juniorów. Myślę, że wiemy co mamy robić i na tym się koncentrujemy. Tak naprawdę dopiero za jakiś czas przekonamy się jaki wynik będzie w naszym zasięgu. Pamiętajmy, że wszystko rozstrzyga się na koniec, kiedy przychodzi decydująca faza sezonu. Dużo zależy od tego, w jakim miejscu wtedy będziemy. Teraz skupiamy się na tym, żeby regularnie dorzucać punkty do tabeli i na spokojnie wjechać do play-off, a potem spróbujemy zawalczyć tam o jak najlepsze miejsce. Cele niezmiennie mamy wysokie i na pewno będziemy starać się zrealizować nasze ambitne przedsezonowe założenia.

Trochę czasu już minęło, odkąd dołączyłeś do toruńskiej drużyny. Jak czujesz się w tym zespole?

Przede wszystkim bardzo się cieszę, że znowu mogę być częścią drużyny. W zeszłym roku nie było takiej możliwości, więc dla mnie to jest fajne uczucie. Jeszcze przed zawieszeniem byłem na obozie z resztą zespołu, przed tym sezonem mieliśmy kolejne zgrupowanie, a do tego również inne spotkania i wspólne aktywności, więc zdążyliśmy się lepiej poznać i zakolegować. Z mojej perspektywy wszystko jest w porządku. Mamy dobrą atmosferę i myślę, że z każdym kolejnym tygodniem rośniemy jako zespół.

Zmiana barw klubowych i wchodzenie do nowego środowiska bywają dla Ciebie czymś stresującym?

Myślę, że nie. Aczkolwiek wiadomo, że w takiej sytuacji trzeba zaakceptować nowe warunki czy reguły, które tworzą się w drużynie. W takich momentach stykasz się z innym trenerem, masz wielu nowych ludzi wokół siebie, więc musisz odnaleźć się w tym zmienionym otoczeniu. Należy obgadać niektóre tematy, wdrożyć się we wszystko i po prostu przyjąć pewne rzeczy. Ja jednak nigdy nie miałem z tym problemu. Zawsze staram się dostosować i pomagać w czym tylko mogę. Na tym polega współpraca i budowanie drużyny. To nie jest rywalizacja indywidualna, więc wychodzę z założenia, że trzeba patrzeć na wszystko przez pryzmat zespołu. Warto też troszczyć się o atmosferę, bo to naprawdę wiele znaczy.

Ty jesteś zawodnikiem, który zwraca dużą uwagę na najmłodszych żużlowców wchodzących w skład Twojej aktualnej drużyny. Widać, że ich żużlowe losy nie są Ci obojętne. Pokazujesz, że potrafisz wspierać tych chłopaków na różne sposoby czy oddawać im pojedyncze biegi, kiedy dane spotkanie jest już rozstrzygnięte. Wielokrotnie podkreślasz, że trzeba troszczyć się o ich rozwój, bo to może zaprocentować w przyszłości. Masz świadomość, że oni będą Wam potrzebni. Nawiązując do tego tematu chciałbym zapytać, jak Twoim okiem wypadają zawodnicy, którzy w tym sezonie tworzą formację młodzieżową Apatora? Nie jest wielką tajemnicą, że w Toruniu od długiego czasu jest spory problem ze skutecznością juniorów oraz ich systematycznym rozwojem.

Ja myślę, że oni mają potencjał i potrafią jeździć na żużlu. Wiadomo jednak, że to są młodzi zawodnicy i czasami niestety nie radzą sobie jeszcze z niektórymi rzeczami. Krzysiek Lewandowski zebrał już trochę doświadczenia, ale raz wychodzi mu lepiej, a raz gorzej. Przed nim wciąż sporo pracy, żeby nabrać stabilizacji i podnieść swój poziom. Mateusz Affelt dopiero zaczyna poważną jazdę, więc od niego nie możemy jeszcze za dużo wymagać. Widać, że trzeba mu pomóc, bo ostatnio jakby się trochę zablokował. Potrzeba mu znacznie więcej luzu na motocyklu, a poza tym musi się jeszcze bardziej rozjeździć. Obu tych zawodników stać na wiele, tylko muszą się spiąć i być może poświęcać jeszcze więcej czasu na pracę i naukę we wszystkich istotnych żużlowych wymiarach. Myślę, że oni zdają sobie sprawę co należy dopracować, wiedzą co powinni zrobić i małymi krokami będą szli do przodu.

Wiadomo, że przed laty Ty też byłeś młokosem, który musiał przebić się w żużlu i zbudować swoją pozycję w tym sporcie. Ostatecznie zdołałeś tego dokonać, czego najlepszym dowodem są Twoje korzystne wyniki i liczne osiągnięcia. Na co zatem w szczególności zwróciłbyś uwagę młodemu zawodnikowi, który – podobnie jak Ty – chciałby stopniowo napędzać swoją karierę, wchodzić na właściwe tory i stawać się coraz lepszy? Często słyszymy, że potrzeba trafionego sprzętu, zgranego teamu, odrobiny szczęścia, trochę talentu, nieco zaangażowania, ale to na pewno nie są jedyne klucze do sukcesu.

Uważam, że w miarę szybko trzeba pomyśleć o zagranicznych ligach. Chodzi o to, żeby poznawać inne tory, poczuć inny żużlowy klimat, mierzyć się z innym stresem, zdobywać nowe doświadczenia i poszerzać horyzonty. To wszystko na pewno wiele wnosi do żużlowego rzemiosła. Nie można zamykać się w jakiejś określonej przestrzeni, bo nie zrobi się żadnego kroku naprzód. Wiadomo, że w Polsce młodzi zawodnicy mają wiele okazji do startów, bo są liczne zawody juniorskie, a do tego liga u24. Oni tam rywalizują między sobą i mogą zbudować sobie solidną bazę pod dalszą karierę. W pewnym momencie potrzeba jednak czegoś więcej, żeby poszerzyć swoje umiejętności i podbudować się w roli żużlowca. Warto spojrzeć wtedy chociażby w kierunku Anglii, Szwecji czy Danii. W Polsce jest tendencja do przygotowywania lżejszych i łatwiejszych torów, które bywają równe jak stół, ale młodzi potrzebują też obycia na trudniejszych nawierzchniach, gdzie jest parę dziurek czy kolein. Widać, że podczas zawodów, gdzie tory z różnych względów okazują się bardziej wymagające, oni miewają problemy, zaczynają się przewracać, nie do końca potrafią się odnaleźć, nie za bardzo wiedzą jak się zachować i zwyczajnie się boją. Jeśli jednak pojeżdżą trochę na takich nawierzchniach, to się z nimi oswoją. Dzięki temu na lżejszym torze będą czuli się jeszcze pewniej, a te trudniejsze owale nie będą ich tak bardzo zaskakiwać. W ten sposób wyeliminują swoje braki i staną się lepiej przygotowani do rywalizacji. Z własnego doświadczenia wiem, że bardzo ważne jest to, aby przez cały czas uczyć się tego żużla w najróżniejszych wymiarach. Nie można myśleć, że jeśli raz coś się wygrało, to jest się już wystarczająco dobrym zawodnikiem, który nie musi się doskonalić. Bez przerwy trzeba cisnąć, żeby zapracować na dobre wyniki. Ja widzę po sobie, że mimo wielu lat w tym sporcie ciągle odkrywam coś nowego i zgłębiam wiele tajników. Nie ukrywam, że gdzieniegdzie czasami trudniej mi się jeździ, więc niejednokrotnie muszę szukać tego właściwego stylu i wprowadzać różnorodne modyfikacje. Mam wrażenie, że to niekończąca się nauka i praca nad sobą.

Emil Sajfutdinow zaczynał swoją przygodę w polskiej lidze w zespole bydgoskiej Polonii. Fot. Jarosław Pabijan

Wracając do wątków związanych z toruńską drużyną, chciałbym zapytać, jak postrzegasz pracę Waszego trenera, Roberta Sawiny? Wiadomo, że on wrócił do pracy trenerskiej po wieloletniej przerwie i sam niejednokrotnie zastanawia się, czy wnosi wystarczająco dużo do zespołu.

My poznaliśmy się już wcześniej, bo przed laty mieliśmy okazję współpracować w Bydgoszczy. W tamtym czasie nigdy nie było między nami żadnych problemów i teraz jest dokładnie tak samo. To jest nie tylko dobry trener, ale też wspaniały człowiek. Wiadomo, że jak nie ma wyniku, to każdy nakłada na niego dodatkową presję i krytykuje, ale tak to już niestety jest w tym sporcie. On przeżywa to wszystko tak samo jak my i stara się nam jak najwięcej pomagać. Widać, że jest bardzo zaangażowany w to, co robi. Ja nie czuję, żeby coś było nie tak. To jednak nie jest moja rola, aby oceniać jego pracę. Trener ma swoje obowiązki i stara się wywiązywać z nich najlepiej jak może. Ja nie zamierzam rozstrzygać czy robi to dobrze, czy może nie do końca, bo od tego są władze klubu. Podchodzę do tego w taki sposób, że trener jest osobą, której ja mam słuchać. To on przydziela mi numer startowy na zawody i wyznacza zadania, a ja skupiam się na tym, żeby jak najlepiej wykonać tę pracę, którą on dla mnie zaplanował.

Jak odnajdujesz się na toruńskim torze? Wszyscy dobrze wiemy, że w ostatnim czasie nawierzchnia na Motoarenie okazywała się nieco problematyczna i stała się tematem, który był dość mocno wałkowany w mediach.

Jak dla mnie tor jest w porządku i ja nie mam z nim problemu. Zawsze staram się zaakceptować go takim, jaki jest w dniu zawodów i się do niego dostosować. Wiadomo, że on potrafi różnić się od tego, co mieliśmy na ostatnim meczu czy treningu, ale ja nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Uważam, że praktycznie wszędzie mamy z czymś takim do czynienia i w zasadzie każdy musi się z tym zmagać. Po pierwsze, zmienia się pogoda, a po drugie, przychodzą różni komisarze toru, którzy mogą wpływać na prace kosmetyczne. Trudno jest sprawić, żeby nawierzchnia zawsze była taka sama. Ja jednak nie traktuję tego jako powodu do narzekania i nie zamierzam się tym ekscytować. Raczej nie zaliczam się też do zawodników, którzy jakieś swoje niepowodzenia czy potknięcia tłumaczyliby tym, że tor był taki lub taki. Wiem, że trener z toromistrzem dążą do tego, żeby on był jak najlepszy do walki i nigdy nie robią go przeciwko komuś. Ja na pewno lubię ten owal, choć tak naprawdę staram się polubić każdy tor, na którym startuję. Tam wykonuję swoją pracę, więc muszę umieć odnaleźć się w każdych warunkach, aby wykonać ją w odpowiedni sposób. Zastanawianie się czy dany tor mi pasuje czy może niekoniecznie kompletnie nic mi nie da, dlatego wolę koncentrować się na swoim zadaniu.

Dlaczego tak w ogóle po sezonie 2021 zdecydowałeś się na zmianę klubu i odejście z Leszna?

Po siedmiu latach w jednym klubie po prostu potrzebowałem już jakiejś zmiany. Tak jak wcześniej rozmawialiśmy, ostatni sezon w Lesznie nie był dla mnie najlepszy i mocno mnie zmęczył. Czułem, że moja forma spada, więc musiałem złapać nowy oddech i zapewnić sobie świeże bodźce w innym otoczeniu. Głównym powodem na pewno nie były finanse. Wiadomo, że to jest ważna kwestia, bo potrzebujemy odpowiedniego budżetu, aby wystarczająco dobrze przygotować się pod względem sprzętowym i nie tylko, ale ja nigdy nie kieruję się wyłącznie tym aspektem. Myślę, że przez lata zdążyłem udowodnić, że nie jestem zawodnikiem, który co roku zmienia kluby, żeby tylko wykorzystać atrakcyjną ofertę i zarobić trochę więcej. Na te sprawy zawsze staram się patrzeć znacznie szerzej. Wybieram takie rozwiązania, które mogą przynosić wiele różnorodnych korzyści i wszystkim wychodzić na dobre. Lata spędzone w Lesznie na zawsze pozostaną dla mnie wyjątkowe. W tym czasie zdobyliśmy pięć tytułów Drużynowego Mistrza Polski, co jest wielkim osiągnięciem. Cieszę się, że mogłem być częścią tej niesamowitej drużyny, ale przyszedł taki moment, kiedy trzeba było zamknąć ten rozdział i zrobić krok w inną stronę.

Dlaczego wybrałeś przenosiny akurat do Torunia?

Nie ukrywam, że miałem wiele innych ofert, ale w Toruniu bardzo o mnie zabiegano. Zainteresowanie ze strony tego klubu było już we wcześniejszych latach. Wtedy jednak nie czułem potrzeby, żeby odchodzić z Leszna, więc odmawiałem. Dopiero jak tam pewna formuła się wyczerpała to uznałem, że warto pójść w tym kierunku. Widziałem, że oni bardzo mnie chcą i strasznie im zależy, żebym startował w tym zespole. Doszedłem do wniosku, że to będzie dobry wybór i na ten moment na pewno tego nie żałuję. Wiadomo, że na co dzień mieszkam w Bydgoszczy, więc teraz mam klub znacznie bliżej swojego domu, co nie pozostaje bez znaczenia. Na pewno spodobała mi się też koncepcja drużyny, a poza tym stwierdziłem, że Motoarena, do której trzeba umieć dobrze się dopasować, może zrobić ze mnie jeszcze lepszego zawodnika. Wiele rzeczy fajnie poskładało się w jedną całość i pchnęło mnie w tę stronę.

Emil Sajfutdinow/ fot. Klaus Hauptmann/fb MSC Wolfe Wittstock

Dla Ciebie to jest tak naprawdę powrót do Torunia po kilkuletniej przerwie, bo w 2014 roku występowałeś już w barwach tego zespołu. Jak zapamiętałeś tamten czas?

To był specyficzny sezon, bo przystępowaliśmy do niego z ośmioma ujemnymi punktami na koncie. To była kara nałożona na klub za to, że rok wcześniej nie przystąpił do rewanżowego meczu finałowego w Zielonej Górze. Mimo niełatwego położenia na starcie plan był taki, żeby walczyć o najwyższe cele. Mieliśmy bardzo mocny skład, w którym każdy mógł być potencjalnym liderem. Startowanie w takim dream-teamie było ciekawym doświadczeniem. Pod względem sportowym niestety jednak nie wszystko poszło po naszej myśli. Wielokrotnie nie dopisywało nam szczęście, bo zmagaliśmy się z różnymi problemami, a na dodatek trapiły nas kontuzje. W pewnym momencie zaczęliśmy się rozkręcać, ale po drodze pogubiliśmy za dużo punktów i ostatecznie nie zdołaliśmy wjechać do fazy play-off, aby powalczyć o medale. Mimo tego niepowodzenia ja jednak dobrze wspominam tamten okres.

Dlaczego wtedy skończyło się tylko na jednorocznej współpracy?

W toruńskim klubie zmienił się właściciel i po prostu nie mogliśmy się dogadać. Takie rzeczy czasami się zdarzają i nie ma sensu tego roztrząsać czy rozpamiętywać. Ja wtedy dostałem ciekawą ofertę z Leszna, która bardzo mi się spodobała, więc postanowiłem z niej skorzystać. Zależało mi też na tym, żeby w końcu powalczyć z drużyną o najwyższe cele, a tam szanse na to wydawały się znacznie większe niż w Toruniu. To jednak nie było tak, że rozstawaliśmy się pokłóceni i potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby emocje opadły. Nikt z nas nie spalił za sobą żadnych mostów. Potem wielokrotnie się widywaliśmy i normalnie rozmawialiśmy. Żużlowy świat jest bardzo mały, więc tak naprawdę wszyscy pozostajemy w stałym kontakcie.

Emil Sajfutdinow. fot. Jarosław Pabijan

Myślisz, że tym razem możesz zostać w Toruniu na dłużej? Podejrzewam, że zatrzymanie Ciebie w składzie będzie priorytetem dla włodarzy Apatora.

Na razie staram się za bardzo nie wybiegać w przyszłość. Aktualnie skupiam się na tym, żeby jak najlepiej wypełnić mój obecny kontrakt, a co będzie potem to się okaże. Na te sprawy przyjdzie jeszcze czas. Trzeba będzie usiąść, porozmawiać i przekonać się czy dla obu stron wszystko odpowiednio się zazębia. Myślę, że z przebiegu mojej kariery widać, że zmieniam kluby tylko wtedy, kiedy z różnych względów faktycznie jest taka konieczność i nie widzę innej możliwości. Wiadomo, że dobrze mieć pewnego rodzaju stabilizację i zawsze próbuję do tego dążyć. Czasami przychodzi jednak taki moment, że trzeba zdecydować się na jakiś ruch. Na tę chwilę nie potrafię jeszcze powiedzieć jak będzie w tym przypadku. Musimy poczekać i zobaczyć jak sprawy się rozwiną.

Wiadomo, że w toruńskiej drużynie miałeś pojawić się już przed rokiem, ale ze względu na wybuch wojny w Ukrainie nie było takiej możliwości, bo zostałeś zawieszony, podobnie jak inni rosyjscy żużlowcy. Jak z Twojej perspektywy wyglądał tamten okres, kiedy nie mogłeś startować?

To był trudny czas, nie ma co się oszukiwać. Nagle straciłem możliwość wykonywania swojej pracy, choć oczywiście miałem świadomość dlaczego tak się stało i musiałem to zaakceptować. Najtrudniejsza była ta niepewność dotycząca tego co będzie dalej i jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość. Nie wiedziałem co mnie czeka i na co się przygotować – czy będę miał iść w lewo, czy w prawo, czy może prosto. Trudno było wykonać jakieś większe ruchy czy podjąć konkretniejsze działania, bo nie było za bardzo wiadomo na czym w zasadzie się stoi i czy niebawem nie będzie się przywróconym do jazdy. W tej sytuacji skupiałem się po prostu na swoich codziennych treningach, a poza tym spędzałem czas z rodziną i starałem się cieszyć z tego co mam. Nie mogłem wpadać w panikę i podejmować pochopnych decyzji. Skoro byłem zawieszony i nie mogłem jeździć, to uznałem, że moja obecność na meczach czy w przestrzeni medialnej jest niepotrzebna. Byłem jednak związany z toruńskim klubem, więc pozostawaliśmy w kontakcie, a ja starałem się wspierać drużynę jak tylko mogłem. W razie czego zawsze byłem pod telefonem, wpadałem też na treningi, więc jeżeli pojawiała się jakaś potrzeba, to próbowałem pomagać.

Jakiś czas temu wspomniałeś, że gdyby w tym roku nie było możliwości powrotu do jazdy, to najpewniej zakończyłbyś karierę. Naprawdę byłbyś w stanie zdecydować się na taki krok?

Raczej tak, bo nie miałbym innego wyjścia. Nie chciałem czekać w nieskończoność na możliwość powrotu do sportu. To zresztą nie miałoby sensu. Nie zamierzałem siedzieć, tupać i płakać, żeby pozwolono mi znowu jeździć. Musiałbym żyć dalej, poszukać dla siebie innego zajęcia i wyznaczyć sobie jakieś nowe cele.

Ostatecznie jednak nie musiałeś wcielać tego scenariusza w życie, bo Rosjanie z polskimi paszportami, do których się zaliczasz, zostali dopuszczeni do rywalizacji w polskiej lidze. Możliwość powrotu do żużla zapewne wiele dla Ciebie znaczy.

Oczywiście, że tak. Dla mnie to jest bardzo ważne, dlatego chciałbym podziękować wszystkim osobom, które się do tego przyczyniły. Żużel od wczesnego dzieciństwa jest wpisany w moje życie i odgrywa w nim olbrzymią rolę. To jest nie tylko moja pasja, ale też praca. Pokochałem ten sport i poświęciłem mu mnóstwo czasu. Wiele rzeczy mu podporządkowałem. Na pewno trudno byłoby tak z marszu zacząć funkcjonować bez niego. Wiedziałem, że dalej chcę jeździć i bardzo tego potrzebowałem. Czuję, że mogę jeszcze wiele osiągać i dużo się nauczyć, dlatego jestem wdzięczny, że mam taką możliwość i bardzo to doceniam.

Z jakim odbiorem ze strony innych ludzi spotykasz się na stadionach czy w życiu codziennym? Wiadomo, że w obliczu tego, co dzieje się w Ukrainie spojrzenie na sportowców wywodzących się z Rosji może być różne.

Myślę, że wszystko jest w porządku i nie mam powodów do narzekań. Na szczęście nigdy nie czułem, żeby mnie lub moim najbliższym cokolwiek zagrażało. Ludzie nadal do mnie podchodzą, rozmawiają czy proszą o wspólne zdjęcie. Wiadomo, że czasami zdarzają się jakieś gwizdy czy niepochlebne opinie, ale w sporcie to nie jest nic nadzwyczajnego. To nie w moim stylu, żebym obawiał się takich rzeczy czy się nimi przejmował. Jestem twardym facetem, więc nie przywiązuję do tego wielkiej wagi. Każdy jest świadomy tego, co robi i ma prawo reagować w taki sposób, jaki uważa za stosowny. Ja w tym wszystkim muszę po prostu koncentrować się na swojej pracy.

Wiadomo, że w internecie możesz natknąć się na różne komentarze. To jednak przeważnie są głosy osób, z którymi nie masz na co dzień do czynienia, bo one pozostają dla Ciebie anonimowe. Zastanawiam się jednak czy po wybuchu wojny w Ukrainie dużo ludzi z Twojego bliższego otoczenia odwróciło się od Ciebie wyłącznie ze względu na kraj, z którego pochodzisz?

Nie odnoszę takiego wrażenia. Praktycznie wszyscy nadal są przy mnie i bardzo im za to dziękuję. Od samego początku mogłem liczyć na ich wsparcie i odczuwam je do dzisiaj. Nadal utrzymuję kontakt ze wszystkimi, z którymi przedtem go utrzymywałem. Prawda jest taka, że ja pozostałem takim samym człowiekiem, jakim byłem wcześniej. Na pewno w żaden sposób się nie zmieniłem i nie zamierzam się zmieniać, dlatego bardzo się cieszę, że tak wiele osób nie widzi powodu, aby zmieniać się w stosunku do mnie.

Ważne jest też chyba to, że mimo rocznej przerwy udało się utrzymać cały Twój team. W naszej rozmowie wielokrotnie sygnalizowałeś, że on odgrywa ogromną rolę w Twoim żużlowym życiu i sporo mu zawdzięczasz.

W pełni się z tym zgadzam. Bardzo się cieszę, że chłopacy nadal są ze mną i mogę liczyć na ich wsparcie. Myślę, że wszyscy staliśmy się dla siebie przyjaciółmi, którzy wspólnie dążą do tych samych celów i razem ciągną ten wózek w jedną stronę. Wiadomo, że miewamy trudniejsze momenty, ale jeśli pojawiają się jakieś problemy, to wspólnymi siłami próbujemy je rozwiązać. W tym sporcie nie chodzi tylko o to, żeby być dobrym żużlowcem, ale trzeba mieć też zgrany team. Na tym polega profesjonalizm. Żaden żużlowiec nie osiągnie niczego w pojedynkę. Jeśli masz odpowiednich ludzi wokół siebie, to wszystko zaczyna lepiej działać i myślenie o poszczególnych sprawach też staje się zupełnie inne.

W tym roku poza Polską ścigasz się również w lidze angielskiej, do której wróciłeś po wieloletniej przerwie. Opowiesz o kulisach dołączenia do tych rozgrywek i podzielisz się swoimi wrażeniami związanymi ze startami w tym kraju?

Ten pomysł już od dawna chodził mi po głowie, ale przedtem nie miałem na to za bardzo czasu, bo był szereg innych zawodów do objechania. Teraz jednak nie mogę rywalizować na arenie międzynarodowej, czy w innych ligach, więc postanowiłem skorzystać z okazji, że w Anglii była taka możliwość. Na ten moment jazda w tym kraju bardzo mi się podoba. Dzięki temu wciąż mogę się wiele nauczyć i doskonalić swoje umiejętności. Tam są krótkie i techniczne tory, więc staram się dostosowywać do tych warunków i zbierać nowe doświadczenia. Rywalizacja w tej lidze na pewno okazuje się wymagająca. Po części wynika to z tych specyficznych owali, ale tam jest też wielu ambitnych i obeznanych w tamtejszych realiach zawodników, którzy chcą wygrywać i nie dają się tak łatwo pokonywać. To nie jest tak, że po prostu tam przyjedziesz i z marszu będziesz zdobywał dobre punkty. Przy okazji każdych zawodów trzeba się solidnie napracować, poszukiwać odpowiednich ustawień i utrzymywać koncentrację na wysokim poziomie.

Czujesz, że starty w Anglii pozwoliły Ci wypełnić luki po zawodach, które siłą rzeczy musiały wypaść z Twojego kalendarza i teraz masz wystarczająco dużo jazdy?

Myślę, że pod tym względem wszystko jest jak trzeba. Ja wolę nie mieć zbyt wielu startów, żeby nie było przesytu i przesadnie dużego zmęczenia. Obecnie mam wystarczająco dużo czasu, żeby między kolejnymi meczami odbywać swoje treningi, posiedzieć trochę z rodziną i odpowiednio się regenerować. Taki system na pewno mi odpowiada i jak na razie dobrze się sprawdza.

Jak odnosisz się do tego, że Twój powrót do żużla tak naprawdę jest na razie tylko połowiczny, bo wciąż nie wszędzie możesz się ścigać, o czym zresztą sam przed chwilą wspomniałeś? Liczysz, że w najbliższym czasie znowu będziesz mógł pokazać się chociażby w Grand Prix, którego pewnie najbardziej Ci brakuje?

Ja o tym nie myślę i kompletnie się tym nie zajmuję. Nie mam na to żadnego wpływu, więc nie zaprzątam sobie tym głowy. Mogę jedynie czekać na rozwój wypadków i zadowalać się tym co jest. W tym momencie skupiam się na ligach, w których mogę startować i to jest dla mnie najważniejsze. Chcę zdobywać jak najwięcej punktów dla moich drużyn i przyczyniać się do osiągania przez nie korzystnych wyników.

Na arenie międzynarodowej dotychczas zdążyłeś wywalczyć po dwa tytuły Mistrza Świata Juniorów i Mistrza Europy, razem z kadrą trzy razy wygrywałeś też Speedway of Nations i stawałeś na podium Drużynowego Pucharu Świata, a do tego masz jeszcze trzy brązowe medale Mistrzostw Świata. Czy te sukcesy zaspokajają Twoje apetyty?

Coś na pewno udało się osiągnąć, więc mogę być z tego zadowolony. Nie ukrywam jednak, że zawsze chciałem zostać Mistrzem Świata, więc pod tym względem mam pewien niedosyt. Ten tytuł nadal pozostaje moim celem, ale nie wiem czy w obecnych realiach jeszcze kiedyś będę mógł spróbować o niego zawalczyć. Na razie muszę poczekać i zobaczyć co przyniesie przyszłość.

Skoro rozmawiamy o Twoich osiągnięciach, to na pewno możesz być dumny z tego, że przez lata jesteś w stanie utrzymywać wysoką formę i zaliczać się do absolutnej światowej czołówki. Niewielu zawodników potrafi tego dokonać.

Tak jak wspominałem wcześniej, to efekt ciężkiej pracy z mojej strony oraz mojego teamu, a także ciągłego życia żużlem. Nikt nie daje nam tych rezultatów za darmo. Cały czas szukamy tej stabilności. Staramy się jak możemy i próbujemy co tylko się da. Czasami nie jest łatwo, ale dajemy z siebie wszystko, żeby nasze wyniki utrzymywały się na odpowiednim poziomie.

Masz jakieś odskocznie od żużla?

Myślę, że to moje treningi, zwłaszcza jazda na innych motocyklach, a także spędzanie czasu z rodziną czy prace przy domu. Ostatnio na przykład kosiłem trawę czy robiłem porządek w ogrodzie. To są takie przyziemne zajęcia, ale czuję, że one pomagają mi łapać oddech, oczyszczać głowę i ładować akumulatory. Na razie nie podejmuję żadnych większych czy bardziej spektakularnych aktywności, bo jednak żużel pochłania mi najwięcej czasu i to na nim najbardziej chcę się skupić. Myślę, że trudno byłoby łączyć uprawianie tego sportu z jakimiś innymi dużymi przedsięwzięciami.

Czy żużel po latach wciąż tak samo Cię bawi oraz inspiruje?

Na pewno nadal podoba mi się ten sport. Wiadomo jednak, że wszystko zmienia się w nim bardzo dynamicznie. Cały czas trzeba być na bieżąco i nadążać za nowinkami, żeby nie zostać w tyle. Nie ukrywam, że bywały takie momenty, kiedy miałem dosyć, ale jednak zawsze potrafię znaleźć w sobie wewnętrzną motywację, żeby dalej walczyć o jak najlepszy wynik.

Na koniec powiedz proszę, jak w obecnych warunkach zapatrujesz się na swoją najbliższą żużlową przyszłość? Z jakimi założeniami do niej podchodzisz? Podejrzewam, że teraz trudniej snuć Ci jakieś plany i projektować swoją dalszą karierę, skoro wiele furtek masz na razie pozamykanych i walka o sukcesy na niektórych polach stała się dla Ciebie niedostępna.

W tej chwili chcę po prostu cieszyć się żużlem w takim wydaniu, do jakiego mam dostęp i czerpać z tego sportu jak najwięcej dobrego. Tam, gdzie będę mógł się pokazywać, zamierzam wyciskać z siebie wszystko co najlepsze i cały czas poszerzać swoją wiedzę o tym sporcie. 

Rozmawiał: Karol Śliwiński